Strona główna 

ZB nr 10(64)/94, październik '94

IDEA EKOLOGICZNEGO FRONTU ROBÓT PUBLICZNYCH
JAKO PODSTAWA PROGRAMU TRZECIEJ DROGI


Gdy w 1989r. zdecydowaliśmy się na transformację ustrojową, przechodząc z rzekomego komunizmu na kapitalizm, "wylaliśmy dziecko z kąpielą", rezygnując z tzw. bezpieczeństwa socjalnego dla wszystkich. Rezygnując z idei: praca dla każdego, dopuściliśmy do powstania bezrobocia, co poskutkowało większą przestępczością i pojawieniem się nowej kategorii samobójstw - na tle ekonomicznym. Tego typu skutki społeczne były do przewidzenia, i chociaż ostrzegano polityków z obozu solidarnościowo-reformatorskiego, nie udało się zapobiec złu. Ale i w złym jest korzyść: społeczeństwo w ciągu 4 lat nauczyło się, czym jest naprawdę kapitalizm, i w kolejnych wyborach parlamentarnych wymieniło rządzącą prawicę na lewicę. Niestety, nowa lewica zbyt dosłownie postanowiła kontynuować reformy poprzedników, przez co bezpieczeństwa socjalnego jak nie było, tak nie ma.
Od początku uważałem, że transformacja ustrojowa powinna iść w kierunku tzw. trzeciej drogi, czyli między kapitalizmem a komunizmem. Oznaczałoby to kompromis społeczno-ekonomiczny, polegający na połączeniu najlepszych cech obu systemów. W komunizmie jedną z niewielu faktycznych korzyści było zabezpieczenie socjalne, co oznacza, że znalezienie pracy (pracy jako takiej) nie stanowiło żadnego problemu. Właśnie ten element komunistyczny należało dołączyć do elementów kapitalizmu.
Jest powszechnie wiadome, że bezrobocie zostało wymuszone poprzez mechanizmy ekonomiczne. Zmuszono zakłady pracy - poprzez obcięcie lub ograniczenie dotacji z budżetu - do przejścia na własny rozrachunek. Zmuszono przedsiębiorstwa do samofinansowania się na bazie osiąganego zysku. Kto nie był samowystarczalny, ten redukował wydatki na co się tylko dało, zmniejszając produkcję i zatrudnienie. Obecnie mamy 3 mln bezrobotnych, co cofnęło nasze państwo (w sensie rozwoju społecznego) do poziomu sprzed 1933r. Tak dalej nie powinno być, dlatego wołam o utworzenie Ekologicznego Frontu Robót Publicznych (dalej zwanym: EKO-frontem), z dodatkowym uzasadnieniem: zwalczanie efektu cieplarnianego, próba zmniejszenia liczby samobójstw na tle ekonomicznym.
EKO-front to prace publiczne, organizowane pod kątem szkółkarstwa drzewek, podlewania, odchwaszczania terenów zadrzewionych (zalesianych), ochrona lasów przed wandalami i piromanami, śmiecącymi turystami i leśnymi złodziejami, dokonującymi nielegalnego wyrębu i kradzieży drewna. Pracownicy EKO-frontu rekrutowaliby się głównie z bezdomnych i bezrobotnych (a być może również ze sprawniejszych rencistów i emerytów).

ZASADY WYNAGRADZANIA


1. BEZDOMNI I BEZROBOTNI:
Pensje w postaci przedłużonego zasiłku dla bezrobotnych, praca 1-4 godzin dziennie. Zasiłki obecne są niskie, ok. 1/3 pensji, przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia. Tak niskie płace powinny umożliwić zatrudnienie 2 mln bezrobotnych (i bez nadmiernego obciążenia budżetu, zwłaszcza jeśli pójdą na ten cel te pieniądze, które MOPS-y wypłacają osobom potrzebującym, w ramach zapomóg czy też innych świadczeń pieniężnych).
2. RENCIŚCI I EMERYCI:
Praca 1-(2) godz. dziennie, w ramach rezygnacji ZUS-u z potrącania zaliczek na podatek dochodowy dla Urzędu Skarbowego.

PODWYŻKI PŁAC:


W kapitalizmie bezrobocie jest wynikiem nie tylko przeludnienia, bankructw przedsiębiorstw, recesji, utraty zdrowia itd., lecz także w jakimś stopniu świadomym działaniem posiadaczy kapitału, polityków i administracji państwowej. Bezrobocie jest sposobem wymuszania na pracownikach i robotnikach większej dyscypliny pracy, w tym aby nie pili alkoholu w miejscu i w czasie pracy. Pracownicy EKO-frontu, naruszając dyscyplinę pracy, byliby zwalniani w ramach tzw. wtórnego bezrobocia. Otrzymywaliby zasiłek rodzinny (i, ewentualnie, miejsce w noclegowni lub w zamkniętym lecznictwie odwykowym), a zaoszczędzone z ich pensji zasiłki poszły by do podziału na podwyżki dla pozostałych pracowników EKO-frontu? Po osiągnięciu poziomu np. 800.000 osób, "wtórni bezrobotni" zostaliby ponownie zatrudnieni w EKO-froncie lub w innych robotach publicznych, możliwych do wykonania przez niepoprawnych palaczy. Znów nastąpią kolejne zwolnienia dyscyplinarne (na zasadach j.w.), w ramach trzeciej tury bezrobocia, aby po osiągnięciu np. 500.000 osób znów ulec likwidacji (wchłonięciu przez EKO- front), itd, aż do możliwie maksymalnego zredukowania bezrobocia.

ZASADY ORGANIZACYJNE EKO-FRONTU:


1) Osoby zamieszkałe w miastach, czy w ogóle mieszkające w domach, pracowałyby raczej w pobliżu miejsca zamieszkania, aby uniknąć kosztów przejazdu środkami lokomocji publicznej (chyba że MPK zrezygnuje z pobierania opłat od pracowników EKO-frontu, za okazaniem odpowiedniego dokumentu w czasie kontroli, powiedzmy: EKO-biletu miesięcznego?). Osoby te pracowałyby zarówno na ziemi, jak i na płaskich dachach domów i okolicznych budynków, dostosowanych do chodzenia po nich i do hodowli szklarniowej lub doniczkowo-wazonowej (na wzór bonsai, ale z przeznaczeniem do przesadzania do ziemi). W tym celu mogłyby także wykorzystać balkony i parapety swoich mieszkań. Być może, że nadzorujące EKO- front Przedsiębiorstwo "Lasy Państwowe" (oraz miejskie firmy zieleniarskie?) zapewni własny transport pracowniczy. Wiosną i jesienią, a może przez cały rok, drzewka byłyby przesadzane na tereny przeznaczone do zadrzewienia, a nadwyżki wywożone poza miasto pod zalesienia. Gdyby zabrakło wolnych terenów pod sadzenie, a daleki transport byłby nieopłacalny, drzewka przesadzano by co roku do większych donic, traktując jako rezerwę na wypadek pożaru (dalsza hodowla dachowa stała, jako wyrośnięte bonsai).
2) Osoby bezdomne i te, którym kończy się czas pobytu w noclegowniach, także samotni bezrobotni, którzy chcą i mogą wyjechać, mogą podjąć pracę w zielonych komunach. Byłyby to obozy pracy, wzorowane na biwakach harcerskich, z zamieszkaniem w dużych namiotach lub w kontenerach mieszkaniowych (ewentualnie w przyszłości mogą się tam pobudować?). Praca w takich zielonych brygadach polegałaby na zalesianiu, odchwaszczaniu, podlewaniu, patrolowaniu tych hektarów lasu, które podlegałyby danej komunie (usuwanie śmieci i butelek po turystach, ochrona przed piromanami i złodziejami drewna, wczesne ostrzeganie pożarowe, leśna straż pożarna). Zielone komuny byłyby kierowane przez bezrobotnych z kwalifikacjami Strażnika Ochrony Przyrody (plus inne kwalifikacje?)
3) Osoby z kwalifikacjami leśno-rolnymi mogłyby podjąć pracę w ekologicznych gospodarstwach kolektywnych, na wzór izraelskich kibuców. Mogłoby to być szkółkarstwo, zdrowa żywność, hodowla drzew do wycięcia na celulozę i ewentualnie jakaś spółdzielnia produkcyjna, czy zakład montażowy czegokolwiek, plus zamieszkiwanie w hotelu lub w domkach. Dotyczy to także Polaków przesiedlanych z Kazachstanu. Warto także przypomnieć sobie szczegóły XIX- wiecznego falansteru angielskiego, może tam były dobre opracowania organizacyjne, wspólnoty które mogłyby sprawdzić się teraz? Pracownicy kibucu byliby wynagradzani z pensji lub z zasiłków, które trafiałyby do kasy kibucu (wspólnoty).

WZROST POZIOMU ŻYCIA
WE WSPÓLNOTACH


Nie jest powiedziane, że wszyscy mamy być milionerami, ani że wszyscy musimy się dorabiać indywidualnie. Nie jest powiedziane, że w ogóle musimy się dorabiać czegokolwiek. Jest to kwestia bardzo indywidualna. Czytałem o pewnym niemieckim artyście, któremu nie odpowiadała konieczność walki o rynek zbytu dla swojej sztuki, i dlatego został kloszardem. Wzrost poziomu życia we wspólnotach - pomijając darowizny - może wyglądać tak:
1) Osoby pracujące w miastach i mieszkające indywidualnie, mogłyby stopniowo podnosić swój poziom życia poprzez wspólne zakupy ratalne. Np. 100 bezrobotnych EKO-pracowników miejskich odkłada co miesiąc końcówki swoich zasiłków (np. po 50.000 zł), aby kolektywnie zapłacić pierwszą ratę jakiegoś towaru konsumpcyjnego, np. na telewizor kolorowy. Po wpłaceniu pierwszej raty wspólnota otrzymuje telewizor, w drugim miesiącu spłacają drugą (i ostatnią?) ratę i już są właścicielami. Podobnie mogą kupić inne dobra tym systemem nie wymagającym żyrantów: pierwsza wpłata, potem np. 4 kolejne raty, i towar przechodzi na własność kolektywu. Ich sprawa, gdzie by te dobra trzymali, w którym mieszkaniu lub lokalu, tak aby wszyscy mieli równy dostęp.
2) Członkowie zielonych komun mogliby korzystać z systemu ratalnego lub z systemu argentyńskiego (gdyby wspólnota składała się z osób o większych zasiłkach). Np. 3 sąsiednie zielone komuny, po np. 100 członków każda, składając się po 100 tys. zł od osoby, mogą tym systemem zakupić samochód (3 komuny jako jeden płatnik ratalny plus pozostali, indywidualni płatnicy rat w systemie argentyńskim).
3) Członkowie kibucu - jak wyżej lub na zasadach obowiązujących w kibucach izraelskich.
To tyle w ogólnym zarysie nt. Ekologicznego Frontu Robót Publicznych dla bezrobotnych. Oprócz nich mogą pracować także społecznicy w ramach zielonego hobby, a efekt będzie taki, że nasze drzewka również będą chronione przed łamaniem, wysychaniem i podpalaniem. W ten sposób my, społecznicy, przestaniemy być Syzyfami i Don Kichotami, wołającymi bez skutku na puszczy.
Proszę o uwagi krytyczne nt. tych propozycji (zał. kopertę i znaczek).
Z ekologicznym pozdrowieniem,
Włodzimierz Bukowiec
os. Kolorowe 18/18,

31-940 Kraków



ZB nr 10(64)/94, październik '94

Początek strony