Recenzję książki Bernarda Campbella Ekologia człowieka - na życzenie Redakcji - skracam po raz drugi. Proszę więc Czytelnika o wybaczenie daleko idących uproszczeń i niedomówień oraz może trochę dziwny układ.
KSIĄŻKA WŁAŚCIWA
Określenie to odnoszę do objętości -  "książka właściwa" zajmuje 200 stron 
(całość 230). Są to popularne, dość przyjemnie napisane opowieści o naszych 
przodkach (oparte o wykopaliska) oraz o różnych współczesnych ludach 
 "prymitywnych" w różnych środowiskach (las tropikalny, step itd.). Autor 
starał się im nadać charakter  "naukowy", choć prawdę powiedziawszy, uczyłem 
tego swoich uczniów w IV klasie szkoły podstawowej na początku lat 
pięćdziesiątych na przedmiocie  "prehistoria". W opowieściach przewija się 
stały motyw, mianowicie samoograniczenie liczbowe naszych przodków i ludów 
pierwotnych tzn. ich głównym zmartwieniem było, żeby nie było ich za dużo. W 
tym celu stosowali różne metody regulacji, najczęściej zabijając niemowlęta. 
Tę skuteczną, choć może niezbyt miłą metodę, zaczęła tępić dopiero ideologia 
judeochrześcijańska.
PRZEDMOWA
Przedmowa do książki (napisana w r. 1983) zawiera zasadnicze stwierdzenia Autora:
A. Konieczne zmiany naszych przyszłych przystosowań do 
planety Ziemi nie mają 
charakteru technologicznego, lecz POLITYCZNY 
(podkreślenie oryginalne, str. 7-8).
Tu nasuwa się pytanie - jeżeli tak, to po co Autor marnował czas i papier na 
opisy przyrody i polowania na niedźwiedzia jaskiniowego? Przypuszczam, że 
chodziło o nadanie książce charakteru " naukowego" i  "ekologicznego", no i 
przede wszystkim zrobienie książki, bo same tezy zmieściłyby się w artykule.
Natomiast z tezą Campbella się zgadzam - przyszłość człowieka zależy od 
 "polityki", oczywiście w szerokim znaczeniu tego słowa, bo na biologiczną 
ewolucję człowieka nie ma co liczyć (to musiałoby trwać miliony lat), a 
postępy technologii, jak dotychczas, służyły głównie destrukcji środowiska 
naturalnego.
B. Religia ludzi ... określa ich stosunek do przyrody 
stwierdza Campbell i 
cytuje, znany zresztą wszystkim, wiersz 28 z Księgi Rodzaju 
- Po czym Bóg im 
błogosławił, mówiąc do nich:  Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście 
zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami 
morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po 
ziemi. I zaraz w następnej linijce: Pomimo upływu 
ponad 100 lat od czasu, 
kiedy Charles Darwin napisał  "O powstaniu gatunków", nasze spojrzenie na 
miejsce człowieka w przyrodzie oraz nasz stosunek do świata przyrody są wciąż 
określane w głębi duszy przez ten prastary mit judeochrześcijański. Nakazy, 
takie jak ten, nakazują nam ujarzmić Ziemię i wszystkie jej istoty oraz 
powiększyć naszą własną populację do momentu, aż dojdzie do zapełnienia Ziemi 
rodzajem ludzkim (str. 8).
To zestawienie Mojżesza i Darwina ujawnia zasadniczy - jeśli tak można 
powiedzieć -  "błąd" Campbella. Ani Mojżesz, ani Darwin nie mają najmniejszego 
wpływu na to, jaki jest człowiek jako obiekt badań przyrodniczych czy 
antropologicznych, a nawet socjologicznych. Nakaz " mnóżcie się i napełniajcie 
ziemię" wpisany jest w geny każdego gatunku i każdego organizmu. Ekspansja 
jest cechą życia, a nie judeochrześcijańskim mitem. Natomiast sukces w tej 
ekspansji Homo sapiens zawdzięcza swoim właściwościom intelektualnym, a nie 
pieczołowitemu wypełnianiu Boskiego nakazu. Osobiście zresztą tak właśnie 
odczytuję Mojżesza - jako stwierdzenie faktu ekspansji - co tych parę tysięcy 
lat później stało się podwaliną darwinowskiej teorii doboru naturalnego.
C. Dalej Campbell pisze: Opisany wyżej judeochrześcijański obraz świata był 
oczywiście charakterystyczny dla Żydów i chrześcijan, a wśród nich szczególnie 
dla protestantów. Prawie wszystkie inne religie i filozofie odzwierciedlają 
postawę większego poszanowania i troski o przyrodę. Konsekwencje tego 
judeochrześcijańskiego punktu widzenia dla nas polegają na tym, że wraz z 
zachodnią technologią, wartościami i bezmyślną eksploatacją światowych zasobów 
naturalnych rozprzestrzenia się on na cały świat (str. 
9).
Te mocne stwierdzenia nie przeszkadzają autorowi opisywać wielokrotnie na 
stronicach książki sukcesów rolniczych, populacyjnych i przekształcania 
przyrody, które miały miejsce nie tylko przed napisaniem Księgi Genesis, ale w 
ogóle przed judeochrześcijańskim początkiem świata 6000 lat temu (Egipt, 
Mezopotamia, Indie itd.). Autor nie zauważył też, że unikalny i niewiarygodny 
rozwój populacyjny - w Chinach - dokonał się bez jakiegokolwiek udziału 
Mojżesza i Lutra. I głęboko milczy na temat gigantycznych 
"przeobrażeń" 
przyrody i jej  "ujarzmiania" głoszonych i dokonywanych przez komunizm, nie 
mówiąc o (chwalebnym przecież) skutecznym ograniczaniu ludzkiej populacji. Ale 
za to jest informacja o niszczącej działalności Amerykanów w... Wietnamie 
(str. 188). Kiedy Campbell książkę pisał (1983) szykowało się już do 
pojednania między Wschodem i Zachodem, i nie należało wspominać tak drażliwych 
spraw. Zresztą, zachodni intelektualiści darzą Wschód atencją, cokolwiek by 
się nie działo.
D. Postęp technologiczny nie może nam dużo pomóc - pisze 
Campbell - a równie 
naiwny jest pomysł, że możemy wrócić do sielankowego życia łowców i zbieraczy 
(str. 7). Jak się więc ratować? W pierwszym rzędzie musimy gruntownie 
zrozumieć, jak znaleźliśmy się w takich opałach (str. 7). 
Zgoda, i to się już 
stało - zrozumieliśmy, że w opały te wprowadziły nas judeochrześcijańskie 
mity. I co dalej? Odpowiedź znajdujemy na końcu książki.
WŁAŚCIWE KONKLUZJE
zebrane są w rozdziale 11 i częściowo rozproszone w innych. Oto one:
A. IMPERATYW. 
Absolutnym imperatywem jest bez wątpienia konieczność 
zastąpienia judeochrześcijańskiej koncepcji bardziej wyrafinowaną wiarą, która 
jest odbiciem prawdy o naszych obecnych kłopotach i która w końcu będzie 
bardziej korzystna dla ludzkości jako całości (str. 228). 
To bardzo ładnie 
brzmi, tylko co ma zrobić połowa tej ludzkości, która z judaizmem i 
chrześcijaństwem nie ma nic wspólnego?
B. REWELACJA. 
To, czego nam potrzeba, to tańsze i pewniejsze sposoby produkcji 
energii i żywności oraz sprawniejsze środki transportu 
(str. 216). Trudno to 
nazwać rewelacją - rzeczy tych potrzebował również starożytny Asyryjczyk.
C. OGRANICZYĆ PRZYROST. 
Zasadniczym sposobem rozwiązania globalnych problemów 
ekologicznych jest ograniczenie przyrostu liczby ludności - ...Nie ma krajów 
biednych, są tylko kraje, które mają zbyt liczne populacje 
(str. 223). 
Campbell powtarza to w każdym rozdziale. Są na to dwa sposoby - (a) 
biologiczny i (b) kulturowy.
D. WŁASNOŚĆ, ZASOBY I UMIEJĘTNOŚCI. 
Kolejne rozwiązanie Campbell widzi w 
sferze własności. Zasoby Ziemi (woda, ziemia, minerały) nie tylko są, ale dziś 
są czyjąś własnością. Każda piędź ziemi ma swojego właściciela. Campbell 
wspomina ten temat w paru rozdziałach. Stwierdza, że w czasach pierwotnego 
zbieractwa i łowiectwa zasoby przyrody były niczyje. Dopiero pasterstwo i 
rolnictwo dokonały podziału dóbr. I bardzo dobrze, bo wspólne użytkowanie 
pastwisk powoduje degradację ziemi (str. 171-172). Jeżeli jednak taką ziemię 
zagarnie jeden właściciel w bezlitosnej pokusie osobistego zysku, wówczas 
ocalona zostaje produktywność ziemi, choć w wyniku tych wydarzeń (mowa o 
Europie w XVI-XVII w.) poważnie ucierpieli pasterze i rolnicy (str. 172). Więc 
Campbell współczuje tym pasterzom, ale wdzięczny jest obszarnikom, którzy 
ocalili pastwiska. 
Właścicielem może być osoba prywatna (i tak powinno być, o ile państwo nie 
prowadzi bardzo ścisłej kontroli użytkowania ziemi) albo naród (kraj). W tej 
drugiej kwestii Campbell stwierdza:
Ponieważ baza zasobów każdego kraju różni się, różni się również pojemność 
ludnościowa każdego z nich. W idealnym świecie liczebność danego narodu 
powinna być dokładnym odbiciem jego bazy zasobów. Jest to jedyna droga, na 
której standard życia ludzi w " biednych" krajach może w końcu wzrosnąć w 
ramach skończonego ekosystemu światowego - stwierdza Campbell (podkr. 
oryginalne, str. 223).
No dobrze, ale my nie jesteśmy idealnym światem, tylko rzeczywistym. 
Naturalnie Campbell o tym wie i sugeruje, że posiadając małe zasoby naturalne, 
kraj musi być zależny od [...] umiejętności swoich mieszkańców (str. 223). A 
jeżeli mieszkańcy tych  "umiejętności" nie mają - to wracamy do rozdziału 
poprzedniego - niech zabijają swoje noworodki.
Tu nasuwają się następujące zastrzeżenia:
E. PRAWO WYBORU. 
Po co mamy ocalić Ziemię i siebie? Campbell nie stawia tego 
pytania, uważając widać rzecz za oczywistą. Nie dla wszystkich musi to być 
oczywiste. Z kosmologicznego choćby punktu widzenia kres Ziemi (i nasz) jest 
nieunikniony. Na tym tle rodzi się zagadnienie prawa wyboru pomiędzy własnym 
dzieckiem, bardziej kolorowym telewizorem, szczęściem prawnuków... Jaka 
różnica, czy życie będzie unicestwione przez upadek komety (co się niedawno 
przydarzyło na Jowiszu), czy przez nadmiernie rozmnożonych ludzi?
WYDANIE POLSKIE
Ekologia człowieka jest pewnie jedną z dziesiątek książek  ekologicznych" 
wydawanych na świecie. Jeżeli przyjąć, że została ona wybrana przez MEN i jego 
konsultantów w drodze losowania lub dlatego, że miała w 
tytule  "ekologię", to 
byłby to wyjątkowo głupi (co najmniej) sposób wydawania pieniędzy przez 
Ministerstwo Edukacji Narodowej, w dodatku (jakby nie było) przez Państwowe 
Wydawnictwo Naukowe. Książka zawierająca polemikę Mojżesza z Darwinem na miano 
naukowej nie zasługuje.
W dyskusji wokół mojej wypowiedzi na temat książki 
Campbella (" Sowizdrzał", nr 
226, 1994) spotkałem się z zarzutem, że domagam się ochrony polskich 
czytelników jakąś barierą informacyjną przed poznaniem faktów lub poglądów 
oczywistych bądź powszechnych na świecie i to jeszcze spisanych przez 
znakomitego uczonego z jednego z najbardziej renomowanych ośrodków 
akademickich na świecie, co właśnie robiły władze komunistyczne. Otóż to! Nie 
chcę polskiego czytelnika chronić przed jakąkolwiek informacją; pytam tylko, 
dlaczego Ministerstwo Edukacji Narodowej znowu sponsoruje oczywiste i 
obowiązujące poglądy, tym razem importowane z Kalifornii, a nie Moskwy; 
mianowicie, że przyczyną naszych nieszczęść są judeochrześcijańskie mity, 
które absolutnie trzeba zmienić na bardziej wyrafinowaną wiarę. Ten absolutny 
imperatyw zmiany wiary był i przedtem finansowany (z kieszeni podatnika, jak 
byśmy dziś powiedzieli), z tym że chodziło o wiarę naukowego marksizmu.
10.3.95,
Jan Koteja
Bernard Campbell Ekologia Człowieka; Historia naszego miejsca w przyrodzie od prehistorii do czasów współczesnych w tłumaczeniu M. A. Bitner; konsultacja naukowa K. Sabath PWN, Warszawa, 1995, s.234. Książkę kupiłem w listopadzie 1994, czyli jest to dzieło przyszłościowe.
Źródła myśli ekologistycznej (jak należy określać proekologiczne poglądy, postawy i działania) uległy wzbogaceniu dzięki wydaniu przez Komisję Ekologiczną Franciszkańskiego Zakonu Świeckich dokumentów Kościoła katolickiego, dotyczących spraw ekologii. Zbiorek ten poprzedza krótka nota wydawcy z polemiczną uwagą wobec - jak to określono - prób zawłaszczenia ekologii przez ruchy alternatywne i spod znaku New Age, co ułatwiać ma brak znajomości stanowiska Kościoła w tej kwestii. Okoliczność ta skłania do rozpoczęcia publikacji serii ekologicznej, której I zeszyt stanowi omawiany tu zbiorek.
Ujęto w nim kolejno dokumenty Stolicy Apostolskiej oraz dokumenty Episkopatu Polski.
Te pierwsze, to list papieża Pawła VI do sekretarza zwołanej pod egidą ONZ w czerwcu'72 Konferencji Sztokholmskiej, poświęconej ochronie środowiska (przypominam, że była to pierwsza tego typu impreza międzynarodowa i że Polska w niej nie uczestniczyła). List ten jest pierwszą oficjalną enuncjacją kościelną w sprawach ekologii. Uzupełnia go kolejna pozycja zbiorku: Stanowisko Stolicy Apostolskiej wobec ochrony środowiska naturalnego człowieka - powstałe jako odpowiedź na ankietę wyżej wspomnianej konferencji. Pozycja trzecia to orędzie Jana Pawła II na XXIII Światowy Dzień Pokoju 1.1.1990, stanowiące jedną z najgłośniejszych enuncjacji papieskich na tematy ekologiczne. Ostatnią pozycję stanowi homilia Jana Pawła II, wygłoszona podczas mszy na białostockim lotnisku 5.6.91, w czasie ostatniej wizyty papieskiej w Polsce. Dotyczy ona problemów społeczno-moralnych wolnego rynku, a jej związek ze sprawami ekologii jest dość upośredniony.
Oczywiście, powyższe dokumenty nie wyczerpują źródeł kościelnej doktryny w 
sprawach ekologii; o ich doborze stanowi zapewne okoliczność, iż odnoszą się w 
całości właśnie do spraw ekologii. Jak wiadomo, niezwykle istotne dla 
stanowiska Kościoła w tych sprawach są dotyczące ich fragmenty z trzech 
znanych encyklik Jana Pawła II, poświęconych głównie innej niż ekologiczna 
problematyce. Encykliki te to: Redemptor hominis, Solicitudo rei socialis oraz 
Centesimus annus. W tej ostatniej znalazł się najobszerniejszy fragment, 
dotyczący spraw ekologii(akapit 37 odnoszący się do Kwestii ekologicznej). To 
tylko przypomnienie, gwoli uniknięcia nieporozumień.
Dokumenty kościelne z obszaru Polski to list pasterski biskupa katowickiego 
Damiana Zimonia z 28.9.86, traktujący o katastroficznej sytuacji ekologicznej 
Górnego Śląska, list pasterski Episkopatu Polski na temat ochrony środowiska z 
2.5.89 oraz niewielka objętościowo odezwa metropolity katowickiego w związku z 
obchodami Dnia Ziemi z 18.4.94.
Jedyne, co miałbym do zarzucenia tej prezentacji dokumentów kościelnych, 
traktujących o sprawach ekologii, to pominięcie w niej najwcześniejszej na ten 
temat publicznej enuncjacji Kościoła polskiego, jaka znalazła się w Dokumencie 
Duszpasterskiego Synodu Archidiecezji Krakowskiej: ODPOWIEDZIALNOŚĆ 
CHRZEŚCIJAN ZA BUDOWĘ I ODNOWIENIE ŚWIATA, uchwalona w Mogile 8.5.79 wraz z 
aneksem: o OCHRONIE ŚRODOWISKA, opublikowanym jednak dopiero w 1981r. w 
 "Znaku" 4-5(322-323). Zarówno wspomniane pierwszeństwo w Polsce, jak - przede 
wszystkim - merytoryczna zawartość (bezkompromisowa krytyka niszczycielskiej 
dla środowiska polityki komunistycznej władzy) przemawiają za jego 
uprzystępnieniem zainteresowanym aktywnością Kościoła na niwie spraw ekologii. 
Brak ten to chyba jakieś niedopatrzenie?
Kończąc pragnę nawiązać do wspomnianej na wstępie uwagi polemicznej w sprawie 
zawłaszczania ekologii. Otóż ekologizm jest światopoglądowo pluralistyczny. 
Inspirowany może być zarówno chrześcijańską wizją świata, ale także 
popularnymi wśród ruchów z kręgu New Age orientalnymi koncepcjami 
filozoficzno-religijnymi. Różnice te nie powinny utrudniać współdziałania 
między proekologicznymi ruchami i organizacjami o różnych inspiracjach 
światopoglądowych przy poszukiwaniu rozwiązań problemów jakie wyłania kryzys 
ekologiczny. Mogą w tym uczestniczyć także ekologiści szukający rozwiązań 
konkretnych problemów z zakresu ochrony środowiska bez oglądania się na 
jakiekolwiek doktrynalne postawy, a czyniący to po prostu w imię chronienia 
ludzi, ich dzieł oraz przyrody, koniecznej dla zachowania ludzkiego gatunku. 
Nazwałbym takie stanowisko ekologizmem pragmatycznym, otwierającym najszerszą 
płaszczyznę współdziałania, mimo różnic światopoglądowych.
Andrzej Delorme
*) Dokumenty Kościoła Rzymsko-Katolickiego dotyczące ekologii Franciszkański Zakon Świeckich, Komisja Ekologiczna Warszawa 1994, ss.72.
Raj na ziemi jest naszym najstarszym i największym złudzeniem. Nawet gdyby 
istniał, zostałby przez nas zniszczony.
M.West
Marzenie o Wyspach Szczęśliwych jest tak stare, jak ludzkość. Można je znaleźć we wszystkich kulturach i czasach. Polinezyjczycy wierzą w istnienie nieodkrytej Wyspy Passatów, leżącej gdzieś między Nową Zelandią a Australią.
To marzenie, które Jung nazwał wielkim marzeniem; mit całej rasy rozproszonej po największym oceanie naszej planety. Młody naukowiec Gunnar Thorkild, pół-Polinezyjczyk, pół-Europejczyk, po odrzuceniu jego dowodów na istnienie nowego lądu, opartych głównie na legendach i pieśniach wyspiarzy, wyrusza z wyprawą mającą dowieść słuszności jego tezy. Na łódź milionera Carla Magnusona zabiera całą przyszłość - kobietę, chłopca i dziewczynę, która nosi jutro w łonie. Załoga liczy 20 osób i jest mieszanką wszystkich ras. (Jak pisze Levi-Strauss optimum ludnościowe małych społeczności waha się pomiędzy czterdziestoma a dwustu pięćdziesięcioma członkami. Jest to potwierdzeniem potrzeby życia w niewielkich wspólnotach, odczuwanej być może przez wszystkich ludzi).
Podczas rejsu w Thorkildzie następuje przemiana. Pragnie znaleźć ostatnie na tej planecie nie znane nikomu miejsce i zostać tam. Ich przewodnikiem w ostatniej fazie podróży będzie dziadek Thorkilda, ostatni z wielkich polinezyjskich żeglarzy. Po uratowaniu się z rozbitej na przybrzeżnych rafach, otaczających wyspę, XX-wiecznej arki Noego, odcięta od cywilizacji grupa ludzi tworzy nową społeczność. Rozbitkowie posiadają wystarczającą ilość umiejętności, by ich nowe bytowanie uczynić więcej niż znośnym. Losy wydobywających się z jednakowych plastikowych opakowań ludzi, którzy muszą wyrzucić za burtę zbędny bagaż idei i przesądów, aby stworzyć plemię, dają Westowi okazję do rozważań nad różnymi ludzkimi reakcjami i postawami, a także stwarzają możliwość zderzenia ich z bytowaniem w pierwotnych warunkach. Plemię Thorkilda, żyjąc poza krawędzią świata, dokonuje przewartościowań dotychczasowych pewników, nakazów i zakazów. Sprawy współżycia dwojga ludzi, mniejszości seksualnych, własności zderzają się z najtrudniejszym - utrzymaniem wspólnoty w jedności. Ostatecznie odrzucają pojęcie własności, będące jednym z filarów cywilizacji euroamerykańskiej, przyjmując zasadę wspólnej pracy dla wspólnego dobra. Żyją zgodnie z rytmami przypływów i odpływów.
Stwierdzają, że czas stanął w miejscu, życie jest rozkwitem, ludzie pragną rozwijać się, a nie gonić za osiągnięciami. Żeby stworzyć nową społeczność i zapewnić jej przetrwanie, Wyspa Passatów musi stać się - światem zaginionym. Dlatego wszystkie podejmowane próby nawiązania kontaktu z porzuconą cywilizacją są połowiczne i kończą się niepowodzeniem. Z biegiem czasu stwierdzają: Mamy tutaj nasz własny mały świat - nie ma zanieczyszczenia środowiska, nie ma bomby atomowej, nie ma bandziorów. Budują więc plemienną społeczność, której spoiwem staje się wódz i zarazem kapłan Gunnar Thorkild. Bierze on na siebie duchową odpowiedzialność za losy plemienia. Ludzie wracają do dawnych mitów i rytuałów, mając jednocześnie świadomość, że dopiero za dwa, trzy pokolenia w tyglu przemian wytopi się nowa magia. Naturalną koleją rzeczy ton wspólnocie nadają kobiety. Czytamy: rewolucja jest tutaj. Dokonała się. Na tej małej wyspie doświadczyliśmy pełnego cyklu życia ludzkiego. Rodzą się pierwsze dzieci. Plemię okrzepło i jest zdolne do kontynuowania tradycji wyspiarskich; nie mogą dopuścić, aby wymarła rasa żeglarzy. Wg Levi-Straussa odtworzenie niewielkich lokalnych społeczności jest ostatnią szansą powrotu do naturalnego sposobu życia i zawrócenia z drogi, która od kilku wieków prowadzi społeczeństwa zachodnie w niewłaściwym kierunku, czego najlepszym przykładem jest ich historia.
Robert Drobysz
Morris West Żeglarz Warszawa 1980, IW PAX, ss.306.
Krytyka agresywnego stosunku człowieka do przyrody, ukierunkowanego przede 
wszystkim na jej eksploatację, nie jest wynalazkiem ostatnich lat.
Aby się o tym przekonać, raz jeszcze warto sięgnąć do pisanych na początku 
wieku artykułów   Jana Gwalberta Pawlikowskiego [1860-1939]   niewątpliwie 
jednego z prekursorów współczesnej polskiej ekologii. Przy okazji można się 
dowiedzieć, na jakie problemy natrafiali ówcześni obrońcy przyrody. 
Okazuje się, że już wtedy jednym z nich był niepohamowany rozwój turystyki na obszarach cennych przyrodniczo. Pawlikowski zanotował: Schroniska więc zmieniły się w hotele, czemu przemysł gospodnio-szynkarski przyszedł z ochotną pomocą [...] Ścieżki opatrzono w poręcze i drogowskazy, drogi zamieniono w gościńce, w wreszcie ku chlubie wieku pary i elektryczności sztuka inżynierska dokonała dzieła herostratowego, zbeszczeszczając szczyty górskie przez wyprowadzenie na nie kolei żelaznej. [...] Wszędzie aroganckie podpisy, głupie wierszydła, puszki sardynek, tablice pamiątkowe, zatłuszczone gazety i potłuczone butelki".
Niekorzystne zmiany zauważał Pawlikowski na wsi: Pola skomasowane, pocięte 
drogami w regularne kwadraty jak szachownice. Drogi nie mają już linii 
 "psychologicznej", ale linię suchej, racjonalistycznej logiki. [...] 
Uregulowany strumień płynie  "po ukazu"; obeschłe brzegi wygolił jak lokaj. Na 
łanie kłosy stoją wyprostowane, wyrzuciwszy spomiędzy siebie kolorowych 
przybłędów. [tj.chwasty] Pastwisko poszło pod pług, bydło nie włóczy się po 
polach, ale zamknięte w porządnych stajniach obrasta w tłuszcz i tuberkuły. 
Źle działo się również w lasach: W lesie drzewa stoją 
jedno w drugie,  podobne 
do siebie na gołej ziemi jak żołnierze na placu musztry. Wraz z gęstwą zarośli 
znikły
i ptaki, bo ptaki są niepotrzebne. Żaby nie rechocą na osuszonych bagnach, ale 
bocian nie musiał zdychać z głodu, bo ustrzelił go pierwej jako szkodnika 
postępowy myśliwy.
Pawlikowski był nie tylko unikalnym obserwatorem otaczającej go 
rzeczywistości, ale także oryginalnym  "ekologicznym" 
myślicielem. Podobnie jak 
np. dzisiejsza głęboka ekologia próbował się wznieść ponad dualistyczne 
pojmowanie świata, tak charakterystyczne dla myśli europejskiej. W jego 
przekonaniu człowiek ze stworzoną przez niego kulturą powinien żyć w jedności 
z przyrodą [możliwie dziką], a nie próbować ją ujarzmiać. Przekonywał swoich 
współczesnych, że cywilizacja nastawiona na eksploatację przyrody, wyobcowana 
z niej, skazana jest nieuchronnie na degenerację. Jego rozumienie  miłości do 
"ziemi rodzinnej", mającej m.in. warunkować uczuciowy charakter stosunku 
człowieka do przyrody, zbliża go do dzisiejszych 
bioregionalistów [Miłość ta 
wiedzie za sobą szanowanie zabytków tej ziemi, usuwanie skaz, jakie pojawiają 
się na jej kochanym obliczu, staranie o jej piękność.].
Zauważyć warto, że Pawlikowski był poza tym działaczem ruchu ochrony przyrody. 
Działał w Sekcji Ochrony Tatr Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego, był 
członkiem Państwowej Rady Ochrony Przyrody, założył, a później redagował 
rocznik "Wierchy".
Grzegorz K.Wojsław
1 Wszystkie cytaty za przygotowaną przez Romualda Olaczka publikacją Przyroda i kultura Warszawa, LOP 1987
Pragnę podzielić się z czytelnikami ZB wiadomościami na temat kilkunastu 
pozycji książkowych poruszających temat transportu. Pozycji, moim zdaniem, 
interesujących, wręcz lektur obowiązkowych, które wnoszą do tematu kilka 
nowych, interesujących przemyśleń. Ponieważ nie wszyscy mamy dostęp do każdego 
źródła informacji, mam nadzieje, iż artykuł ten nie będzie li tylko 
marnowaniem papieru. Mam również nadzieję, iż wybaczycie mi także zajmowanie 
się " nie swoją działką".
Zacznę od raportu GREENPEACE-u, który ukazał się w sierpniu'94, a dopiero 
teraz, dzięki uprzejmości Federacji Zielonych (Marcin Hyła) znalazł się w 
kraju. Raport pt.  "Roads, jobs and the economy" napisany przez Johna 
Whitelegga, zajmuje się podstawowym dla przyszłości dróg pytaniem: czy 
wpływają one na rozwój gospodarczy. Otóż autor raportu opierając się na 
wynikach badań prowadzonych od ponad dwudziestu już lat przez wielu znanych 
ekspertów stwierdza, iż:  Nie ma podstaw ani 
doświadczalnych, ani empirycznych 
do twierdzenia, jakoby inwestycje drogowe stymulowały rozwój gospodarczy". 
Szczególnym zadaniem raportu jest sprawdzenie, na ile 
inwestycje w nowe drogi 
powodują powstawanie nowych miejsc pracy oraz na ile stymulują one rozwój 
gospodarczy prowincji.
Oczywiście znanym wszystkim faktem jest to, iż wydanie 1 bln DM na program 
budowy dróg powoduje powstanie 14.000-19.000 miejsc pracy, podczas gdy ta sama 
inwestycja w budowę linii kolejowej to już 22.000 nowych miejsc pracy. Autor 
raportu idzie jednak dalej, badając zależność pomiędzy programami budowy 
autostrad a rozwojem regionów, szczególnie koncentrując się na Anglii. Tutaj 
interesującą jest konkluzja, iż o wiele większe znaczenie dla rozwoju mają 
rządowe programy pomocy przekazywane regionom w formie grantów. Czasami są one 
o wiele mniejsze niż programy budowy dróg. Zwraca także uwagę na to, iż 
istnieją dowody, że budowa dróg przyczynia się do " drenażu 
mózgów" i zasobów w 
regionach słabiej rozwiniętych, raczej cofając je w rozwoju niż pomagając.
Interesującą jest również konkluzja, iż dobrze rozwinięta sieć dróg w 
rzeczywistości nie ma większego wpływu na decyzje o lokalizacji działalności 
gospodarczej przez nowe firmy. Dużo bardziej istotne jest np. istnienie na 
miejscu odpowiedniego środowiska zapewniającego siłę roboczą na wymaganym 
poziomie. Ponadto, rozbudowa infrastruktury transportowej wpływa na duże 
koncerny, umożliwiając im racjonalizację produkcji. Istotą zagadnienia jest 
to, iż o wiele taniej jest produkować w jednym dużym zakładzie niż w 
kilkunastu małych. Sprowadza się to do tego samego drenażu słabiej 
rozwiniętych regionów, które nie mogą zapewnić atrakcyjnej i dobrze płatnej 
pracy, tracąc w rezultacie ludzi mogących być motorem postępu. Dodatkowo 
racjonalizacja produkcji prowadzi oczywiście do ograniczania miejsc pracy.
Następną pozycją wartą przeczytania jest publikacja przygotowana przez Biuro Studiów i Ekspertyz Kancelarii Sejmu w cyklu Konferencje i Seminaria". Tytuł: " Transport a Ochrona Środowiska". Książka stanowi zestawienie materiałów pokonferencyjnych z seminarium zorganizowanego w dniu 27.9.94 przez Komisję Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa, Komisję Transportu, Łączności, Handlu i Usług oraz Biuro Studiów i Ekspertyz. Seminarium w ocenie organizatorów: było dogodnym forum dla wygłoszenia swoich racji dla różnych grup interesu i organizacji - w seminarium wzięli udział posłowie, senatorowie, liczni przedstawiciele zainteresowanych resortów, instytucji naukowych, szkół wyższych i organizacji społecznych". Efektem jest książka zawierająca wypowiedzi znanych ekspertów na kilkanaście związanych z motoryzacją problemów.
Pozostając w kręgu raportów z konferencji, pragnę zwrócić uwagę na raport z konferencji zorganizowanej przez Financial Times 12-13.12.94, pod wiele mówiącym tytułem: Polski program budowy autostrad. Możliwości dla prywatnych inwestorów ( "The Polish Highway Programme. Opportunities for Private Finance and Investment"). Konferencja zgromadziła w zacisznych salach hotelu Mariott śmietankę bankowców i inwestorów, którzy już nie dyskutowali o potrzebie budowy dróg, ale o tym, jak by tu skombinować trochę szmalu, żeby sprawę popchnąć do przodu. Argumenty były oczywiście i jak zwykle te same: " W samej Polsce realizacja takiego programu (budowy autostrad - przyp.aut.) będzie znacząca dla gospodarki, w sensie kreowania nowych miejsc pracy, rozwoju przemysłu związanego z budową dróg, jak również rozwoju innych sektorów gospodarki, firm dostarczających materiały, maszyny i wyposażenie" (Ian M. Hume, "Opening Remarks from the Hair"). Wśród referentów znajdziemy wystąpienie (byłego?) Ministra Transportu, Bogusława Liberadzkiego, (byłego?) Dyrektora Agencji Budowy Autostrad, Andrzeja Patalasa, Reprezentanta Banku Światowego w Polsce, Pana Paula Knottera i wielu innych. Do tego mnóstwo danych i pomysłów na finansowanie. Nie ma słowa na temat ekologii, ale Marek Zaborowski, który w seminarium uczestniczył, dopilnował, aby uczestnicy nie czuli się tak dobrze.
Pozostając już do końca w kręgach finansowych pragnę zrobić teraz reklamę samemu sobie, zwracając uwagę czytelników na dwie pozycje, które powstały na zlecenie Programu NGOs & BANKs. Program ten miałem przyjemność powołać do życia, a publikacje te to: " Przegląd sektora: Transport", autor Marek Zaborowski oraz " Przegląd polityki Międzynarodowych Instytucji Finansowych w dziedzinie transportu ze szczególnym uwzględnieniem Europy Środkowej", autor Dorian Speakman. Poruszają one problemy związane z Międzynarodowymi Bankami Rozwoju (MBR). O ile pierwsza publikacja ma raczej na celu ogólne zarysowanie problemu, o tyle druga jest już w całości poświęcona problematyce MBR. Opisuje główne kierunki polityki transportowej trzech największych banków: Banku Światowego, Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju oraz Europejskiego Banku Inwestycyjnego. Serdecznie polecam lekturę tejże publikacji. Zamówienia kierować do PKE ZG (Piłsudskiego 8 II, 31-109 Kraków, (/fax: 218852, :uedabrow@cyf-kr.edu.pl).
Tomasz Terlecki
Warszawski Klub Księgarza co miesiąc urządza premierę literacką, przyznając 
nagrodę najciekawszej książce, wyróżnionej spośród aktualnie ukazujących się w 
księgarniach. Nagrodę za książkę lutego otrzymał Henryk Waniek - malarz, 
pisarz, wydawca, a nade wszystko badacz ukrytego porządku rzeczywistości. 
Książka nosi tytuł: Hermes w Górach Śląskich, wydało ją Wydawnictwo 
Dolnośląskie.
Miał to być poradnik dla chodzących po górach - pisze Autor o przesłaniu 
książki. Lecz temat okazał się szerszy, powstała rozprawa o wędrówkach po 
Ślęży (Sobótce), będących również wędrówkami po czasie i przestrzeni, 
historii, legendach i mitach.
Gorąco polecam tę książkę wszystkim sympatykom tzw. ekologii głębokiej. Po 
fascynacjach stosunkiem Indian północnoamerykańskich do przyrody, 
zainteresowaniach kulturą szamańską i Aborygenów - przypominających utraconą 
harmonię, zapomniane więzi w relacjach z Matką Ziemią, Florą i Fauną - warto 
spojrzeć na mapę Polski, poszperać w historii naszych ziem i zwyczajów. Taką 
właśnie wycieczkę w przeszłość i teraźniejszość Gór Śląskich proponuje Henryk 
Waniek w swej książce.
Czytałem ją jednym tchem, obiecując sobie w duchu podjęcie wakacyjnej wyprawy 
na Sobótkę. Jeszcze nie wszystko jest stracone, nie wszystko zostało 
zniszczone do końca. I uważny wędrowiec, - a takim jest Autor - odnajduje 
ślady dawnej historii i pierwotnych związków z Przyrodą.
Ta znakomita i fascynująca książka może być poradnikiem dla poszukiwaczy 
skarbów, kamienie szlachetnych, poszukiwaczy przygód i tajemnic, spraw 
dziwnych i niezwykłych. Być może, przy tej okazji odkryją oni to, co dla 
Autora jest jasne i oczywiste - owe ponadczasowe, niewidzialne, trwalsze od 
naszego istnienia więzi, łączące nas z Ziemią i Kosmosem. Tu, w Górach 
Śląskich.
Paweł Zawadzki
Czytelnicy ZB wiedzą zapewne, że pani Renata Fiałkowska jest twórcą i animatorem Krakowskiego Klubu Wegetarian. Jest także aktorką Teatru " Maszkaron" i, jak się okazało, świetną poetką. Przekonać się o tym można, sięgając po dwa tomiki jej poezji, które ukazały się w Wydawnictwie Miniatura.
Wszyscy gramy, Taniec marzeń to zbiory wierszy prostych, świeżych i bardzo 
pięknych. Pisanych przez kobietę dla kobiet... ale nie tylko. Mogą one bowiem 
zainteresować wszystkich, którzy będą skłonni porozmyślać troszkę 
o świecie, uczuciach, losie ludzi, a także zwierząt. Bo o tym, że los, który 
my, ludzie gotujemy zwierzętom jest okrutny, autorka mówi głośno i odważnie.
***
Kobieto z domu starców
płaczesz nad swym smutnym losem
nad niewdzięcznością swych dzieci
zastanów się
czy one są winne?
Przypomnij sobie 
jak to było przed laty!
 "Nie dawaj tej suce żryć
najlepiej żeby zdechła
ona już stara ślepnie 
Tego psa trzeba się pozbyć
muszę z sąsiadem pogadać
niech go ukatrupi
nie będę starucha koślawca karmić
Naszą kobyłę odprowadzisz do rzeźnika
nie ma już siły pracować
ma już 20 lat stara
w stajni tylko miejsce zajmuje
A tę starą burą kotkę
jutro utopię
po co nam ona
mamy przecież młodą"
Minęło wiele lat
kobieto
czyż to nie ty sama
nauczyłaś swoje dzieci
okrucieństwa życia?
Płaczesz że wyrzucono cię
z twojego domu
stara kobieto 
podziękuj losowi
mogło być gorzej!
Znacznie gorzej!
(z tomiku Taniec marzeń)
Gorąco zachęcam do lektury pozostałych wierszy pani Renaty. Naprawdę warto!
Anna Basiaga
1. Renata Fiałkowska, Wszyscy gramy, Wydawnictwo Miniatura, Kraków 1993, ss. 
62, rysunki - Kazimierz Wiśniak. 
2. Renata Fiałkowska, Taniec marzeń, Wydawnictwo Miniatura, Kraków 1995, 
ss.63, rysunki - Jerzy Napieracz, posłowie - Henryk Cyganik. Jeden z wierszy 
tomiku był już publikowany w ZB (Jam bezgrzeszny - ZB 10/93, s.53).
Ostatni tomik poezji Renaty Fiałkowskiej Taniec marzeń można kupić w Krakowie 
w kasie Teatru Maszkaron, Wieża Ratuszowa, Rynek Główny, w godz. 15.00-20.00. 
W Warszawie - DISO, * Kolejowa 8, 10-69-50.
"ZIELONE BRYGADY" 4(70), KWIECIEŃ'95 S.77 "ZIELONE BRYGADY" 4(70), KWIECIEŃ'95 S.82 "ZIELONE BRYGADY" 4(70), KWIECIEŃ'95 S.80