OD SCIANY DO SCIANY

Ponieważ co jakiś czas pojawiają się na łamach ZB przeróżne stanowiska dotyczące stosunku Kościoła katolickiego do ekologów i ekologii, pozwolę sobie zrezygnować z kolejnego Raportu z… (miało być o Syberii) i zająć się, co prawda powierzchownie, tym problemem. Od razu wyjaśnię, że sam jestem katolikiem obrządku rzymskiego i do tego praktykującym. Do stereotypu Polak-katolik natomiast nie bardzo pasuję, gdyż czuję się przede wszystkim Górnoślązakiem, choć o polskiej świadomości. Teraz do rzeczy.

Czytając większość gazet i czasopism katolickich trudno, niestety, oprzeć się wrażeniu, że mamy w ręku przedwojenne Prosto z mostu czyli organ prasowy Obozu Narodowo-Radykalnego. Niemal w każdym numerze takiego pisma jest zajadły atak na wszystko, co nie-polskie, nie-narodowe, nie-katolickie. Bywają też ataki na sekty „mącące młodzieży w głowach". Wszystko to jest zauważane przez publicystów ZB i, niestety, często również ideologicznie, potępiane. Co do mnie, nie sądzę, by sensowną alternatywą wobec chrześcijaństwa był New Age czy krysznaityzm, co - oczywiście - nie znaczy, że jak tak dalej pójdzie, któryś z tych albo jeszcze inny ruch religijny nie zajmie w Polsce miejsca chrześcijaństwa.

Nie lepiej wygląda sprawa w katolickich stacjach radiowych, wśród których prym wodzi, oczywiście, Radio „Maryja", gdzie też pełno Żydów, masonów i innych „dzieci szatana". Co ciekawe, znajomy ksiądz mówił mi o wystąpieniu prof.Giertycha, który - w tymże Radiu „Maryja" - stwierdził, że teorie ewolucyjne to bzdury, a świat został stworzony w 6 dni. Tu kolejne pytanie: co na to ksiądz prowadzący audycję, bo przecież Giertych stanął okoniem wobec Watykanu, który dawno już uznał, że ewolucjonizm z Pismem Św. nie stoi w sprzeczności?

Nie rozumiem również zajadłych ataków organizacji katolickich na osoby walczące o prawa dziecka do poszanowania godności. No, bo jeśli walczy się o to, by każde poczęte życie mogło zaistnieć (uważam, że słusznie), to należałoby postarać się, by życie to mogło istnieć godnie. Tu mały wtręt. Bowiem szczególne uregulowania prawne, które w różny sposób traktują dorosłego i dziecko (jakby dorosły był człowiekiem, a dziecko nie) najwyraźniej nie przeszkadzają nie tylko organizacjom katolickim, ale również jakże „europejskiej" Partii Słusznej Drogi (czytaj: Unii Wolności) i „odrodzonej" lewicy z SLD. Ba, nie przeszkadzają nawet Rzecznikowi Praw Obywatelskich i Kandydatowi na Prezydenta w jednej osobie (no tak, przecież dzieci na wybory nie chodzą). Nie umiem sobie również wyjaśnić wyszydzania walczących o prawa zwierząt czy wegetarian i „przy okazji" ogromnej atencji okazywanej „satyrykom" głoszącym nietolerancję rasową, miłośnikom Franco i Pinocheta i łysym panom głoszącym „white power". I wszystko to na tle Jana Pawła II apelującego o nieuleganie nacjonalizmowi! Czy obrońcy praw rodziców do suwerennej władzy nad dziećmi nie widzą tych paru milionów alkoholików, prostytutek, zwyrodnialców „wychowujących" swoje dzieci w iście burdelowych warunkach za pomocą pięści i obuwia? Czy nie widzę nic złego w pastwieniu się nad zwierzętami lub hodowaniu ich, by zaspokoić własny grzech pychy (futra!)?

Kolejna sprawa to wojsko i szczególnie niechętny stosunek hierarchii do pacyfistów. Mój Boże, w 1987r. grupa „wipowców" głodowała przeciwko przymusowej służbie wojskowej na plebanii jednej z bydgoskich parafii, co szczególnie zjadliwie komentował ówczesny „Dziennik Telewizyjny" i ówczesny rzecznik rządu min.Urban. Tak á propos, może warto by o tym pamiętać, czytając „wolnościowy" tygodnik „Nie". Dzisiaj katolik powinien służyć w wojsku, a bp. Pieronek (lub bp.Orszulik - przepraszam, dokładnie nie pamiętam) posunął się do stwierdzenia, iż gdyby nie został księdzem, to zostałby zawodowym żołnierzem. Hm, zważywszy na wiek Ekscelencji, to ks. biskup miał takie dylematy gdzieś za wczesnego Gomułki. To znaczy, że gdyby został oficerem, to raczej nie po to, by bronić niepodległości. Zresztą, czyjej, PRL-u? Po tym, co tu napisałem, pewnie ktoś zapyta, po jaką cholerę jeszcze chodzę do kościoła?

Ano, po pierwsze dlatego, że jak już napisałem, pochodzę z Górnego Śląska i część z tych problemów normalnie mnie nie dotyczy. Bo czy np. na Opolszczyźnie ksiądz może być polskim nacjonalistą, jeśli pół jego parafii to śląscy Niemcy lub niemieccy Ślązacy? Jakoś też nie słychać tu kazań o odszczepieńcach, heretykach czy poganach. Ba, na Śląsku Cieszyńskim festiwal Gaude Fest jest organizowany wspólnie przez księży katolickich i ewangelickich. Jakby tego było mało, w tym festiwalu bierze udział i „VooVoo", i „Armia"! W Katowicach dla odmiany franciszkanie corocznie organizują Ecosong, gdzie, bywa, też ostro grają. I wreszcie na koniec: jasne, że hierarchia często niechętnie patrzy na „myślących inaczej", prawdą jest również to, że sankcje kościelne dotykają ich stosunkowo rzadko. W wielu zaś wolnych wspólnotach religijnych wolności nie ma w ogóle. Cóż, wiem, że zajadłych krytyków katolicyzmu nie przekonałem, a co niektórym pewnie się naraziłem, podobnie jak i prawdziwym Polakom-katolikom, dla których też pewnie jestem zwyrodnialcem, masonem i Żydem (albo Niemcem), ale Kościół to nie tylko oni, a „ekologia" to nie tylko kult Matki-Ziemi.

Bogdan Pliszka

P.S. Wszystkie cytaty pochodzą "z pamięci" i mogą, często używając innych słów, oddawać intencje swoich autorów. Jeśli któraś z cytowanych osób poczuje się urażona - przepraszam.


O EKOLOGII W CZASIE DOŻYNEK'95

W czasie centralnych dożynek, które już tradycyjnie odbywają się na Jasnej Górze w pierwszą niedzielę września, kard. Józef Glemp w wygłoszonej homilii poruszył problem ekologii.

Fragmenty kazania Prymasa Polski podaję za "Słowem" i Dziennikiem Katolickim 41/95.

Potrzeba dziękczynienia: Dziękujemy Bogu przez wstawiennictwo Matki Bożej za wiele spraw naszego rolniczego życia. Dziękujemy za krople rosy na trawie naszego pola, za skiby zaorane, za ziarna kiełkujące, za pszczoły zapylające kwiat rośliny, za zwierzęta małe i duże w naszym obejściu, za nasze zdrowie, za dobrych sąsiadów…

Troska o ziemię: Ziemia jest dana człowiekowi po to, aby czynił ją sobie poddaną na sposób Boży i współdziałał ze Stwórcą, który tchnął w naturę pierwiastek życia. Jak wiadomo, upragniony urodzaj nie zależy li tylko od wysiłku rolnika i jego zapobiegliwości.

Miłość do ziemi: Jeżeli jednak słusznie stosujemy pojęcie miłości także do ziemi, to dlatego, że w ziemi widzimy dar Boży dla człowieka. Kochać ziemię i to, co z niej wyrasta - to przede wszystkim szanować, nie niszczyć i bronić przed zniszczeniem. Niszczyć ziemię można przez zaniedbanie, przez nadmierny wyzysk i przez zatruwanie. Rozwój przemysłu opartego na chemii spowodował, że glebę zaczęto traktować jak śmietnisko. Minęło dużo czasu, zanim człowiek spostrzegł, że podcina gałąź, na której siedzi, że zatruwając ziemię przygotowuje sobie i swemu potomstwu wcześniejszą śmierć. Powstała nawet nauka o ochronie środowiska, czyli ekologia. Obecnemu pokoleniu przypada zlikwidować zanieczyszczenia wody, powietrza i gleby. Ochrona przyrody jest ze wszech miar sprawą moralną, a więc wymaga wychowania do jej szanowania. Wielkie grzechy, można powiedzieć „strukturalne", które polegają na zaplanowanym i zorganizowanym szkodzeniu przyrodzie, przez wyrzucenie w powietrze setek ton pyłów lub odprowadzaniu nieczystości do rzek, zaczynają się w momencie, gdy dziecko patrzy na rodziców i widzi, jak wyrzucają niefrasobliwie, podczas przystanku w lecie butelki, puszki, papiery, plastiki itd. Nikt nie zbiera rdzewiejących garnków na jedno złomowisko, mało kto wpadnie na pomysł, aby w uczęszczanych miejscach postawić pojemniki na odpady i w ten sposób utrzymywać czystość naturalnego środowiska. Szkoły zakłopotane są presją skierowaną na wychowanie seksualne, tak że nie starcza ani czasu, ani programu na naukę kultury bycia między ludźmi i pośród daru Bożego, jakim jest przyroda.

Inwestycje i unowocześnienie: Na samym początku możemy stwierdzić, że każda inicjatywa i przedsięwzięcie, mające na celu postęp gospodarczy, o ile nie naruszają praw przyrody czy praw drugiego człowieka, są moralnie dobre, a nawet godne pochwały, jeżeli przyczyniają się do rozwoju i służą dobru wspólnemu.

Adam Markowski, Kraków


ZAWSZE CZEGOŚ BRAKOWAŁO

Ministerstwo Ochrony Środowiska i Zasobów Naturalnych nie ma kalkulacji kosztów funkcjonowania zbiornika oraz zysków - oto cytat z „Gazety Krakowskiej"1), a dotyczy on Czorsztyna.

Próbne napełnienie czaszy zalewowej zostało zakończone. Poziom wody (511,3 m n.p.m.) zostanie utrzymany przez jakiś czas, a po wykonaniu odpowiednich badań (jakich? przez kogo? za ile?) do końca roku zbiornik zostanie opróżniony. Ostateczne napełnianie zapowiedziane jest na rok 1997.

W końcowej fazie są też prace nad elektrownią. Dwie turbiny o mocy 92 MW mają być podłączone do sieci państwowej za kilkanaście miesięcy.

Do końca roku wydatki na zaporę mają zamknąć się sumą 255 mln nowych złotych, co w przeliczeniu na stare wynosi 2,55 biliona. Tyle samo pieniędzy potrzeba na budowę oczyszczalni i kanalizacji wokół funkcjonującego od 8 lat zbiornika w Dobczycach2).

Przy tej gigantycznej inwestycji zawsze czegoś brakowało. Do roku1990 budowano Zaporę bez pozwolenia wodno-prawnego.


I ZNOWU BRAKUJE

Tym razem wspomnianej w cytacie kalkulacji. Sprawę zysków i kosztów związanych z funkcjonowaniem zbiornika poruszają od lat uczestnicy akcji TAMA TAMIE.

Przemek Sobański, Misiu-Kaczor

1) Jerzy Leśniak, Wielkie zalewanie, "Gazeta Krakowska" z 10.10.95 s.2.

2) Bardziej szczegółowo o zalewie dobczyckim piszę w tekście Hydrotrest znowu w akcji w numerze bieżącym ZB.


"HYDROTREST" ZNOWU W AKCJI

Woda w dobczyckim zalewie jest coraz bardziej zanieczyszczona biologicznie. Większość zanieczyszczeń pochodzi z wysypisk śmieci (dzikich). Zalew ten jest zbiornikiem wody pitnej dla Krakowa i okolic.

Dopiero po 8 latach od ukończenia inwestycji podjęto decyzję o budowie oczyszczalni ścieków. Wykonania całości podjęła się firma „Hydrotrest", ta sama, która budowała zaporę w Czorsztynie.

Projekt (rozłożony na dwa pięcioletnie etapy) ma kosztować 250 mln zł (2.500.000.000.000 starych zł), a Związku Gmin Dorzecza Raby na dzień dzisiejszy na to nie stać.

Jak widać na podanym przykładzie, "oszczędność" minionej epoki drogo kosztuje.

Przemek Sobański, Misiu-Kaczor

Wykorzystałem informacje podane w "Kronice" (wyd. główne TV Kraków, 29.9 br. oraz „Gazecie Wyborczej" (dodatek krakowski - 30.9.br.)

DRZEWA TNŃ - W WARSZAWIE

Wojewoda Warszawski, Pan Bogdan Jastrzębski

Pl. Bankowy 3/5, Warszawa

Stowarzyszenie Mieszkańców Muranowa "Inicjatywa" po wyczerpaniu przez Radę Osiedla Muranów drogi interwencyjnej na szczeblu władz samorządowych Gminy Centrum, zwraca się do Pana z prośbą o podjęcie wszelkich możliwych środków w celu uchylenia decyzji o dzierżawie wieczystej lub sprzedaży dwóch niżej opisanych placów:

między ulicami Nalewki, Dubois, Gen. Andersa;

między ulicami Pawią i Anielewicza.

Pragniemy podkreślić, że nasze stanowisko jest podyktowane szeroko pojętym interesem obecnych mieszkańców osiedla, jak również koniecznością zapewnienia właściwych warunków życia przyszłym pokoleniom.

Przedstawiona Radzie Osiedla argumentacja w pismach Przewodniczącego Rady Gminy Centrum, Pana Tyszkiewicza nr BRC-2180/95 z dnia 24.8 br. oraz Komisji Dzielnicy Śródmieście nr BRD-190/95 z dnia 18.9.br. dowodzi, że koronnym motywem ich działania jest potrzeba „szybkiego zasilenia kasy" władz samorządowych. Jest to z całą pewnością rozwiązanie doraźne, kolidujące z wizją rozwoju naszego miasta w przyszłości.

Mamy już w śródmieściu gęstą zabudowę "Starówki" i głównego centrum Warszawy z podwórkami w kształcie studni. Dlatego też należy chronić oazy zieleni usytuowanych w osiedlach położonych w bezpośredniej bliskości ww. terenów.

Obydwa te place nie są puste. Są to dwa piękne skwery, ze starym, prawie 40-letnim drzewostanem, takim jak bożodrzew, pigwy, srebrzyste klony i inne. Są ławki, altanki porośnięte szlachetnym bluszczem, teren zabaw dla dzieci i miejsce wypoczynku dla starszych.

Na terenie Warszawy i Śródmieścia jest wiele zaniedbanych placów porośniętych chwastami, znajdujących się na terenach uzbrojonych, które bez szkody dla okolicznych mieszkańców mogą być sprzedane pod przyszłą zabudowę. Dlaczego więc na zagładę przeznacza się dwa mini-parki? Jaką rolę spełnia Komisja Ładu, Porządku i Ochrony Środowiska Rady Dzielnicy Śródmieście, która w odpowiedzi na apel około 200 mieszkańców Muranowa, złożony w Radzie Osiedla Muranów-Wschód uzasadnia swoje stanowisko dużą intensyfikacją zieleni na Muranowie? Jest to argument kompromitujący „obrońców przyrody".

Niszczenie tego, co przez wiele lat było i nadal jest kultywowane oraz w pełni wykorzystywane, w odbiorze społecznym traktowane jest jako zwykły wandalizm.

Takim decyzjom, podejmowanym przez naszych reprezentantów i radnych, choć formalnie prawnym, będziemy się przeciwstawiać. Tym bardziej, że mimo pełnionych przez nich od lat dyżurów w siedzibie Rady Osiedla, nie byliśmy informowani o planowanych zmianach zagospodarowania przestrzennego w 1993r., jak również o zamiarze sprzedaży ww. placów w chwili obecnej. Takie sytuacje prowadzą do różnego rodzaju dwuznacznych domniemań.

Przedkładając kserokopie wystąpień Rady Osiedla oraz odpowiedzi władz samorządowych, liczymy na Pana pełne poparcie w walce o uchylenie decyzji, dotyczącej sprzedaży placów. Mamy nadzieję, że nasze stanowisko spotka się ze zrozumieniem Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska oraz proekologicznych organizacji społecznych działających na rzecz ochrony środowiska.

inż. Jerzy Reszka, przewodniczący Stowarzyszenia Mieszkańców Muranowa "Inicjatywa",

* Dubois 8/73,

00-188 Warszawa, ( 31-44-72)


W KRAKOWIE

27.6 w Domu Kultury na Osiedlu Podwawelskim odbyło się zebranie z udziałem mieszkańców osiedla i przedstawicieli Urzędu Ochrony Środowiska UMK. Tematem była sprawa zieleni na osiedlu. Dyr. Rożnowski powiedział m.in., że obecnie jest zwyczaj wycinania drzew i cięć pielęgnacyjnych w okresie letnim ze względu na zarastanie ran. Powyższe oświadczenie jest nonsensem w odniesieniu do wycinania całych drzew. Podeszłam zaszokowana do stołu prezydialnego i odbyłam następującą rozmowę z dyr. Rożnowskim, którą przytaczam dosłownie.

Ja: Jeżeli tnie się drzewa w lecie, to jest to okres lęgowy, muszą być duże straty ptaków.

Dyr. Rożnowski Tak, straty są ogromne.

Polski Klub Ekologiczny wysłał pismo do dyr. Rożnowskiego z pytaniem, dlaczego wyniszcza się ptaki. Dyrektor odpisał, że sprawy lęgów nie były przedmiotem zebrania. Z tego chyba wynika, że barbarzyńskie niszczenie lęgów co prawda jest, ale formalnie nie ma znaczenia.

Dalej dyr. Rożnowski pisze: Prace pielęgnacyjne i usuwanie drzewostanów odbywa się zawsze po zakończeniu okresu lęgowego ptactwa. Osobiście mogę stwierdzić, że jest to nieprawda, bo widziałam drzewa wycinane w pełni lata, przy 40° upale. Na zebraniu dyrektor spontanicznie powiedział prawdę o wyniszczaniu lęgów i teraz po prostu zaprzecza. Od dziś na zebrania chodzę z magnetofonem.

Alina Kurowska