"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 12 (78), Grudzień '95


PRZECIW HIPERMODERNIZMOWI
MAREK WĘGIERSKI KONTYNUUJE SWOJĄ KRYTYKĘ PÓŹNEGO MODERNIZMU


W Dylemacie hipermodernizmu (ZB 4/1993) został przedstawiony szeroki zakres problemu: humanizm versus technologia. Zasadnicza teza wskazywała na alternatywę, jaka stoi przed ludzkością: albo autodestrukcyjny "hipermodernizm", albo bardziej pozytywny "postmodernizm". Trzeba zaznaczyć, że użycie terminu "postmodernizm" jako czegoś przeciwstawnego "hipermodernizmowi" jest bardziej eklektyczne, niż oryginalne. W rozumieniu autora termin "postmodernizm" ma chyba lepsze odzwierciedlenie w teorii architektury, gdzie styl postmodernistyczny stara się połączyć najlepsze elementy starego i nowego, niż we współczesnej myśli politycznej.

Idea "postmodernizmu" wyrasta, tak jak wiele wartościowych idei, z systematyzacji tego, co jest po części intuicyjne, a po części zdroworozsądkowe. Typowe problemy późnego modernizmu - rozczarowanie zrozumiałym i "magicznym" jednocześnie światem, brak prawdziwie istotnych wspólnych punktów odniesienia oraz praktyczny zanik sporych obszarów życia politycznego i publicznego są uznawane za słuszne przedmioty krytyki przez prawie całe spectrum poważnej myśli politycznej. (Mówiąc ogólnie, różnice pojawiają się wtedy, gdy chodzi o ustalenie rzeczywistego znaczenia i aktualnej wagi tych problemów dla polityki i społeczeństwa - są one, oczywiście, minimalizowane w myśli politycznej liberałów - oraz gdy chodzi o proponowane rozwiązania. Liberalna teoria polityczna np. mogłaby stwierdzić, że poważne traktowanie zasad oraz minimalna, traktowana z przymrużeniem oka, dawka kolektywizmu w szerokim morzu społeczeństwa to optymalne rozwiązanie.) Z drugiej strony problemy premodernizmu, jakkolwiek ciepłe nie byłyby uczucia wywoływane takimi terminami, jak "przynależność" i "sens", są również ewidentne. Polegały one głównie na nędzych warunkach materialnej egzystencji tamtych czasów, jak również na często zbyt gwałtownym negowaniu tego, co materialne. Idea "postmodernizmu" wyrasta z nadziei na bardziej zharmonizowany świat, w którym nasza fizyczność nie byłaby wyklęta, tak jak w średniowieczu, ale co ważniejsze, nasza duchowość nie byłaby zdeptana tak, jak to ma miejsce w czasach nowożytnych. Zdanie to pochodzi z większego fragmentu, który był prawdopodobnie pierwotną inspiracją dla całej koncepcji autora, z końcowej części wstrząsającego wykładu Aleksandra Sołżenicyna na Uniwersytecie Harvarda, wygłoszonego 8.6.1978r. (publikowane jako Rozdarty świat). A oto całość tego fragmentu:

Jeżeli świat nie osiągnął swego końca, to osiągnął kluczowy punkt zwrotny w historii, równy co do ważności przejściu od średniowiecza do renesansu. Będzie on wymagać od nas duchowego ognia, będziemy musieli się wznieść na nowy poziom w naszych wizjach, w naszym życiu, w którym nasza fizyczność nie byłaby wyklęta, tak jak w średniowieczu, ale co ważniejsze, nasza duchowość nie byłaby zdeptana tak, jak to ma miejsce w czasach nowożytnych. To wstąpienie jest podobne do wspięcia się na nowy szczebel antropologiczny,. Nie ma innej drogi niż - do góry.

Częstą reakcją wielu ludzi na tak mocne wezwanie może być stanowisko, które chociaż pozytywne, to jednak rodzi pytanie gdzie i jak jest prawdopodobna jego realizacja w dzisiejszym skomercjalizowanym i niepewnym świecie? Autor próbuje zidentyfikować niektóre z możliwych punktów odniesienia i prądów ideowych, z których może czerpać tak zwane rozwiązanie postmodernistyczne oraz zarysować (po części jako konsekwencję tej identyfikacji) aktualny możliwy kształt (choćby w najogólniejszym zarysie) bardziej harmonijnego, lepszego świata. Trochę uwagi będzie również poświęcone ogromnym przeszkodom piętrzącym się na drodze do niego. Nawiasem mówiąc, autor uważa za trudne dzielenie z Sołżenicynem jego, w zasadzie optymistycznej i proroczej, wizji rzeczywistości - nadchodząca walka o ludzkość będzie wymagać największej miary poświęceń i ofiar od każdego, kto jest mniej lub bardziej świadom bliskości nieuchronnie nadchodzącej katastrofy.

Pięć potężnych i wyraźnie zarysowanych struktur kulturowych podtrzymuje widzenie historii podobne do tego, jakie prezentuje Sołżenicyn. Pierwsza to heglowski schemat: teza - antyteza - synteza. Stosując go do współczesnej sytuacji w historii świata, teza mogłaby być rozumiana jako premodernizm, antytezą byłby modernizm, a (możliwą) syntezą (negacją negacji) - "postmodernizm". Teza jest w takim wypadku rzeczywiście ustanowiona ponownie na wyższym poziomie po przejściu przez historyczne doświadczenia i wzbogacona o świadomość, jaką wniósł ze sobą modernizm. (Nie byłby to więc "koniec historii" ale prawdopodobnie rozwój w kierunku, którego nie znamy.) Drugim źródłem byłaby psychologia człowieka, gdzie postęp jest widziany jako przejście od "magicznego" dzieciństwa poprzez trudny, pełen buntu i negacji okres młodzieńczy do (w większości wypadków) stałej i zintegrowanej dorosłości. Trzeci to jedna z centralnych idei wizjonerskiego poety, Williama Blake'a, który postulował inny rodzaj psychologii, polegający na przejściu od dziecięcego świata niewinności do dorosłego świata doświadczeń (szkoła ciężkich ciosów), ale na końcu z odrodzeniem czegoś, co niektórzy krytycy nazwali "wyższą niewinnością". Reinterpretując tę ideę dla potrzeb dzisiejszych możemy powiedzieć, że niektórzy ludzie, nawet starsi, zachowali w sobie wyraźne pozostałości nie wypalonego, "świeżego" podejścia do życia, podczas gdy u wielu młodszych ich idealizm wydaje się kompletnie wypalony poprzez nadmierną pobłażliwość w życiu zmysłowym i uczuciowym w młodym wieku. Mogą oni w najlepszym wypadku być dobrymi technikami i prawnikami, będąc ubogimi w sensie rzeczywistego człowieczeństwa. (Ten argument był podniesiony m.in. przez Alana Blooma w jego Closing of the American Mind i w przejmującym i sarkastycznym eseju Malcolma Muggeridge'a The Great Liberal Death Wish.) Jest bardziej prawdopodobne, że to rozumny i świadomy siebie idealizm ludzi, którzy zachowali świeże wnętrze, może pchnąć świat w bardziej pozytywnym kierunku, niż sfatygowany cynizm tych, którzy szukają tylko osobistej władzy i pozycji, a często są całkowicie zdeprawowani. Czwarte źródło to filozoficzne rozumienie edukacji, według której człowiek przechodzi od ignorancji, która może być naprawdę szczęśliwa, do edukacji, która odrzuca intuicję i nie jest wzbogacona ciągłym indywidualnym dociekaniem (trochę edukacji to rzecz niebezpieczna), i wreszcie osiąga mądrość, kiedy to wiele przeczuć, które kiedyś się żywiło, potwierdza się "na wyższym poziomie" (prawdziwa i dogłębna edukacja pozwala człowiekowi znaleźć znowu jego miejsce w świecie). I wreszcie w historii filozofii i w filozofii nauki dostrzega się silny ruch od mitu i tajemnicy do mechanicznej kalkulacji i pełnej przewidywalności, jednak wraz z rozwojem spekulatywnej fizyki w wieku XX pojawia się znowu możliwość niedualistycznego spojrzenia w kosmos jak na doskonałe koło, gdzie obserwator wpływa na zdarzenie, ustanawiając tym samym rodzaj postracjonalnego światopoglądu, gdzie rozum jest na swoim miejscu, a mit i tajemnica mogą nadal egzystować.

Jeden z najbardziej interesujących obrazów, na jakie się natknąłem, a który odnosi się do tego trzystopniowego schematu, to analogia do trzech ogrodów autorstwa J.J.Rousseau. Pojawia się ona w powieści Nowa Heloiza. Pierwszy z nich jest naturalnie dziki, drugi przycięty według sztucznych, geometrycznych kształtów, a trzeci, chociaż jawi się jako dziki i bujny, jest faktycznie uprawiany ludzkimi rękami. Są one oglądane kolejno przez głównych bohaterów powieści. Analogia wydaje się odzwierciedlać rozwój ludzkości - od spontanicznie dzikiego stanu natury, do skrępowanej i uregulowanej cywilizacji i wreszcie, być może, do sytuacji, gdzie poczucie organicznej harmonii jest podtrzymywane przez świadomą ludzką interwencję. Bez przejścia z ogrodu naturalnie dzikiego do ogrodu sztucznego nie mielibyśmy możliwości posiadania bujnego i przez ludzi utrzymywanego ogrodu trzeciego. (Zob. Lester G.Crocker, Order and Disorder in Rousseau's Social Though, Publications of the Modern Language Association of America, vol.94, No2 [March 1979], s.247-260.)

Jak zostało napisane w poprzedniej części, jedną z największych przeszkód na drodze do prawdziwie znaczącej społecznie zmiany jest przygniatająca presja, jaką na praktycznie wszystkie społeczeństwa wywiera wszechobecna nowa klasa lub inaczej, światowa oligarchia korporacyjno-medialna, której centrum usytuowane jest w Północnej Ameryce (tj. w Stanach Zjednoczonych i ich kanadyjskiej przybudówce). Z powodu ciągłej nieskuteczności prób wyrwania spod kontroli masmediów i systemu masowej edukacji, Nowa Klasa jest w stanie narzucić swój wysoce wybiórczy światopogląd praktycznie każdemu w USA, a także w mniejszym lub większym stopniu na całej planecie.

Trzeba zaznaczyć, że większość ludzi akceptuje to, co jest im przedstawiane jako naturalnie słuszne, sprawiedliwe i godne szacunku (bez względu na możliwe zasadniczo złe rezultaty) i to z powodów idealistycznych - a nie dlatego, że są oni egoistycznymi karierowiczami, szukającymi osobistego awansu. Przykładu autentycznego poświęcenia dostarczyła np. młoda Irlandka sportretowana ostatnio w mediach, która poświęciła się opiece nad głodnymi i kalekimi sierotami w Wietnamie, pośród okrutnej i wszechogarniającej nędzy. Niestety, jest jednocześnie typowe, że egoistyczna mniejszość żeruje na powszechnym wysiłku i mobilizacji. Dobrym tego przykładem są programy, w których wysyła się idealistycznie nastawionych ludzi do krajów Trzeciego Świata, płacąc im gołą minimalną miejscową pensję (w Nigerii są przypadki, gdy tacy studenci żebrzą o jedzenie u techników i inżynierów tam pracujących), podczas gdy egzekutywa organizacji otrzymuje dobre pensje wysokich urzędników służby cywilnej wraz z przywilejami i prowadzi życie towarzyskie w ambasadach podczas rzadkich wizyt na Południu.

Chociaż w pewnym sensie to, co uważa się za rewolucję lat 60., było spektakularnym sukcesem, to w innym skończyło się żałosnym fiaskiem. Jedną z przewodnich idei lat 60., przynajmniej na pierwszy rzut oka, była opozycja wobec wielkich korporacji. Jednak dzisiaj żyjemy w świecie, gdzie ponadnarodowe korporacje są większe i silniejsze, niż kiedykolwiek dotąd. Wydawało się również, że stoi za tym chęć powrotu do natury, do bardziej naturalnej egzystencji, a tymczasem świat stał się bardziej zmechanizowany, skomercjalizowany, zabetonowany i podporządkowany technologii, niż w tamtym okresie.

Inną ważną ideą lat 60., znów na pierwszy rzut oka, był rodzaj zdrowego indywidualizmu, tymczasem patrząc na "jeans generation" ktoś mógłby powiedzieć, że włożono nowy uniform i jakikolwiek "sztywny dodatek", który nie pasował, zaczął być traktowany tak samo źle, jak traktowano "bitników" w latach 50. W konsekwencji lata 60. przyniosły szybki rozrost plemion konsumenckich. Bazowały one na rozmaitych symbolach statusu i fetyszach konsumpcyjnych, stosując zdecydowany ostracyzm wobec "innych". Praktyka ekstremalnej presji kolektywu na rzecz uniformizacji w typowej północnoamerykańskiej szkole wyższej - która skutecznie odrywa jednostki od rodzin i korzeni - jest faktem, którego istnienie uznają nawet najbardziej zagorzali spośród liberałów. Zaskakująco ostro stosowana "nowa hierarchia" dzieląca ludzi na "luzaków" i "sztywniaków" (w społeczeństwie, uważającym się za hiperegalitarne) jest prawdopodobnie najmniej prospołeczną, o ile nie najbardziej społecznie destrukcyjną w historii ludzkości. Po otrzymaniu glajszachtującej wszystko dawki MTV oraz zawłaszczeniu podświadomości przez media elektroniczne od 5. roku życia, po nie kończących się tyradach liberalnych pedagogów, po poddaniu intensywnej presji kolektywu w okresie dojrzewania (co razem składa się na najbardziej intensywny program indoktrynacji w dziejach ludzkości) korporacyjny liberalizm pokrętnie twierdzi, że oto oferuje tym, którzy osiągną dorosłość, "wolność wyboru" dotyczącą wartości, które będą kultywować i stylu życia, który będą praktykować. Prawdziwy wybór! Prawdziwa wolność!

Sprzeczności leżące u podstaw buntu lat 60. nigdzie nie uzewnętrzniły się tak wyraźnie, jak w świecie rocka. Końcowy cel, jakim jest sprzedanie się lub nie, stał się przedmiotem swego rodzaju gry i jest dzisiaj całkowicie jasne, że muzyka rockowa była podporządkowana regułom komercyjnym od samego jej początku. Zanim ktoś usłyszał o buntowniczym, walczącym artyście rockowym, jest prawie pewne, że było to możliwe jedynie za cenę jakiejś ilości wątpliwych kompromisów. Ponieważ jednak publiczność musiała być w jakiś sposób przekonana o nieposzlakowanej opinii rockowych gwiazd, dokonywało się to często poprzez obsceniczność ich liryki i osobistych zachowań. I oto okazywało się, że gwiazda, chociaż naprawdę trybik systemu, jest w rzeczywistości porządnym człowiekiem, walczącym o przeróżne "sprawy".

Ktoś mógłby zapytać, "o co więc chodzi" w tej uważanej za tak "wywrotową" muzyce. Obserwując takie podgatunki rocka, jak cyberpunk czy ruchy ekstremalne (które urastają do całych stylów życia), jak trash-metal i gangsta rap wydaje się, że naprawdę promują one tylko kult przemocy i hiperdekadencji zamiast rzeczywistego wyzwania dla systemu.

Dalsza analiza różnych fenomenów "pop-kultury" może być bardzo użyteczna dla sformułowania generalnej krytyki późnego modernizmu. Trzeba w tym miejscu dodać, że świat rocka może być przedmiotem krytyki w stopniu znacznie większym niż sam rock, którego autor jest wielkim miłośnikiem i który dominuje w jego codziennej porcji muzyki. Telewizja, a w szczególności filmy, również mogą służyć jako powszechnie uznawane punkty odniesienia.

Ci, którzy - wbrew całej indoktrynacji, narzuconej im przez system - wyrastają jak coś jasnego i/lub dobrego z wieku młodzieńczego, wchodzą w kontakt z czymś, co mogłoby być nazwane "hierarchią eskapizmu". Jej typowe elementy to lekkie romanse (powieści) i ochotnicze prace pomocnicze dla młodych kobiet oraz science fiction, fantazy lub historyczne gry wojenne dla młodych mężczyzn. Czyż nie ma czegoś żałosnego w ogromie uwagi, poświęconej fenomenowi Star Trek (który ma swoje korzenie w sferze mediów elektronicznych) przez wielkie rzecze współczesnych młodych ludzi? Intensywność tego przywiązania, upamiętnianie każdego epizodu aż do ostatniego słowa, uczęszczanie na spotkania, które umacniają wiarę legionu fanów i wyznawców uderza ogromem czasu i wysiłku, użytego na próżno. Staje się oczywiste, że świat mediów elektronicznych zatarł klasyczną, XIX-wieczną granicę pomiędzy fikcją a rzeczywistością. Pokaz telewizyjny, zaprezentowany po raz pierwszy w roku 1966 (który do tamtego momentu był tylko pomysłem w głowie producenta) okazał się zdolny do wywołania większego wpływu na serca i umysły oraz sposób życia wyznawców, niż wiele "aktualnych" (to słowo jest użyte ze znakiem zapytania) religii i pojęć, istniejących przez setki, a nawet tysiące lat. (Przychodzi w tym miejscu na myśl fragment piosenki Petera Gabriela z lat 80.: wszystkie budynki, wszystkie samochody były kiedyś niczym innym, jak tylko marzeniem w czyjejś głowie.) Ukoronowaniem "hierarchii eskapizmu" są prawdopodobnie wyższe studia akademickie jako szczebel kariery naukowej, a w szczególności w takich dziedzinach, jak filozofia, filozofia polityki oraz nauki polityczne, gdzie często krytykuje się system, ale w sposób, który może podsunąć jeszcze gorsze alternatywy. Tam również każdy jest pod presją, wynikającą z przynależności do środowiska akademickiego, wymusza to stałą i wyniszczającą walkę o pozycję, która osłabia energię twórczą i pożera czas, konieczny na poważną refleksję. Tylko bardzo nielicznym udaje się przebrnąć przez tak licznie zastawione na nich sieci.

Marek Węgierski

z angielskiego tłum. Olaf Swolkień,
za:
"Perspectives" No9 spring 1995



<<<< Spis treści