Strona główna 

ZB nr 1(79)/96, styczeń '96

"BÓG CD"

Dedykowane Pauli Dziemidowicz.

"Wyzbądź się ograniczeń! Porzuć religię! Zostań BOGIEM!" - od kiedy ta krzykliwa reklama pojawiła się w telewizji, coraz mniej ludzi widywałem na ulicach. W wentylowanych pomieszczeniach, otoczeni wirtualnym światem holografii, wszyscy tworzyli własne światy zapominając o własnym, tym w którym żyli. Gra w "Boga CD" opanowała wszystkich.

Postanowiłem kupić ten program.

Po odpaleniu gry białe ściany pokoju zamieniły się w czarną pustkę. W uszach zabrzmiał glos "TWÓRZ". Żadnych instrukcji, opcji... Spojrzałem na cybernetyczne rękawice na moich rękach - otoczone były delikatną fioletową poświatą. Skoncentrowałem wzrok na pierwszym lepszym punkcie pustki i skierowałem ku niemu całą energię.

Coś zaczęło się dziać. Pojawiło się światło, a wraz z nim pierwsze pierwiastki i związki. Wylatywały we wszystkich kierunkach z punktu w którym rozpocząłem grę. Zamaszystym gestem nadałem im ruch wirowy. Krążyły teraz wokół mnie. W niektórych miejscach cząsteczek było wystarczająco wiele aby zaczęły łączyć się tworząc małe kulki. Te z kolei rosły bardzo szybko, aż stały się tak duże, że nie mogłem ich kontrolować. Zmieniłem skalowanie obiektów aby objąć wzrokiem całe moje dzieło. Było monumentalne. Kolosalne kule statecznie obracały się w przestrzeni. Nagrałem stan gry na dysk i poszedłem spać. Tak minął mi dzień pierwszy.

Rano wstałem bardzo wcześnie. Poranna toaleta trwała znacznie krócej niż zazwyczaj. Śniadania nie zjadłem wcale. Wznowiłem grę.

Postanowiłem rozjaśnić nieco mroczny świat stworzony poprzedniego dnia. Rozpaliłem niektóre z planet, tworząc z nich słońca, którym nadałem zarazem życiodajną jak i zabójczą moc. Rozpędziłem planety dookoła ich własnych osi oraz wokół słońc. Potem musiałem iść do pracy, tak więc upłynął mi (krótki) dzień drugi.

Trzeciego dnia (sam nie spostrzegłem, że przestawiłem cykl mojego życia, dostosowując go do programu) postanowiłem ożywić grę. Zacząłem eksperymentować z łączeniem związków chemicznych, nadawaniem im cech. W miarę moich postępów, menu gry rozszerzało się coraz bardziej - autorzy rzeczywiście pomyśleli o wszystkim. Mogłem robić wszystko to, co przyszło mi na myśl.

Zaraz po obiedzie stworzyłem pierwszą komórkę. Wieczorem powstały prościutkie rośliny. O północy doszedłem do wniosku, że to co tworzę jest tak wspaniałe, iż nawet jedna stracona minuta oderwania od gry byłaby marnotrawieniem czasu. W nocy z dnia trzeciego na czwartego spałem w sali gry.

Następnego dnia od świtu "budowałem" zwierzęta. Oparte na instynktach, reagowały na bodźce dokładnie w taki sposób, jakiego od nich oczekiwałem. Było to zabawne, ale na dłuższą metę zbyt przewidywalne. Postanowiłem, że dnia piątego stworzę istoty myślące i działające samodzielnie.

Wziąłem urlop. Zablokowałem elektronicznie drzwi do mieszkania. Pastylek żywnościowych miałem pod dostatkiem. Wody też.

Siedząc w sali gry w milczeniu kontemplowałem swoje dzieło. Postanowiłem prześcignąć biblijnego Boga. Zakończyć tworzenie świata w dwa dni szybciej.

Piątego dnia obudziłem się późno. Szybko zabrałem się za tworzenie istot rozumnych. Zajęło mi to zaledwie sześć godzin. Muszę przyznać, że "odwaliłem" sprawę. W zasadzie stworzyłem po prostu nowy gatunek, podobny do mnie samego, zdany nie na instynkty, lecz na losowo dobraną mieszankę racjonalizmu i irracjonalizmu. Później dorobiłem jeszcze możliwość kontaktu z uproszczoną kopia mojej świadomości wprowadzoną do programu, lecz byłem już zmęczony i źle wprowadziłem dane aktywacji tego procesu. Dlatego też bez mojej ingerencji do komunikacji dojść nie mogło. Zignorowałem informację o tym, że mój komputer będzie od tej pory symulował procesy myślowe wszystkich rozumnych istot które stworzyłem i potwierdziłem umieszczenie ich na planecie Ziemia.

Nie wiem czy byłem lepszy od własnego Boga. Stworzyłem świat szybciej, ale czy doskonalej?

Póki co najważniejsze było, że moi ludzie dobrze się w nim czuli.

Stworzyli kulturę, naukę, sztukę, a nawet religię. Niesamowite - czcili mnie, szarego przeciętniaka. Ha! W akcie łaski co pewien czas obdarzałem niektórych z nich poprawionym układem komunikacji ze mną lub sprawniejszym umysłem. Kilkakrotnie też wysyłałem na ich planetę siebie samego - stworzonego na podstawie mojego kodu DNA.

Mijały wieki i tysiąclecia. Z nudów przyspieszałem upływ czasu. Kilka razy zsyłałem plagi, wirusy, aby sprawdzić jak silna jest moja cywilizacja. Przetrwała wszystkie próby.

Od pewnego czasu liczba wierzących w cokolwiek zaczęła zastraszająco spadać. Coraz mniej ludzi widziałem na ulicach moich wirtualnych miast. Zaskoczony stwierdziłem, że jeden z programistów wymyślił "Grę w Boga", a prawie wszyscy stworzeni przeze mnie ludzie pozamykali się w salonach wirtualnej rzeczywistości.

Sytuacja ta zirytowała mnie do tego stopnia, że postanowiłem skasować grę, zniszczyć dyski i wrócić do normalnego życia. Nie byłem jednak w stanie wyłączyć komputera. Gdy moja ręka miała dotknąć klawisza RESET absurdalna myśl przeleciała przez mój umysł. "A jeśli ja też jestem jedynie bohaterem gry?". Absurd? Niekoniecznie. Zostawiłem komputer w spokoju.

---

Dziś nie wiem już co dzieje się ze stworzonym przeze mnie światem.

Mój komputer razem z tysiącami innych spoczywa w zabetonowanej kapsule gdzieś w Rowie Mariańskim. Nie zostały wyłączone. Rada zjednoczonych kontynentów zabroniła destrukcji danych z gry "Bóg CD".

Prawdę mówiąc częściej niż "czasem" zastanawiam się jak sobie radzą moi mali ludzie. Czy u nich też porzucono elektronikę i komputery na rzecz powrotu do natury? Oby.

Świadomość tego co sam robię, pomaga mi wierzyć, że mój Bóg też czasem o mnie myśli. I może wpisze się kiedyś na stałe w program naszego świata i pozostanie z nami na zawsze... tak jak to na pewno zrobię ja, gdy przyjdzie czas aby umrzeć.

Jakub QUBACUBE Michalski
4 grudzień 1995
Ankara, Turcja


bog_cd.gif My illustration made for this story




QC logo Back to QubaCube's HomePage


ZB nr 1(79)/96, styczeń '96

Początek strony