Strona główna 

ZB nr 3(80)/96, marzec '96

GÓWNO

Zawsze były z tym problemy. Walący w pieluchy gówniarze. Własnych pieluch nie pamiętam, ale wagę problemu doceniłem, kiedy sam zostałem ojcem. Dowiedziałem się o tym przez telefon. I trzeba było spadać z gór, bo tam, w mieście, była Pralka Automatyczna. Pamiętam za to białe paski w majtkach. A na białych paskach wieczne, brązowe smugi. Wstyd. Mało fajne kible w szkole. I konieczność zgłaszania potrzeby. Kiedyś wszystkie kabiny były zajęte, narobiłem w gacie i musiałem wędrować do domu. Kible publiczne, brak srajtaśmy, skrawki gazet, poświęcane chusteczki do nosa. Paskudne pisma ilustrowane - nieraz hamujące dopiero na plecach.

Kiedy pierwszy raz zamieszkałem na pustkowiu, nauczyłem się myć tyłek. Wodą. Było to - nie przesadzam - jedno z największych życiowych odkryć. Teraz, jeśli nie mam możliwości obmyć się po kupie, odczuwam poważny dyskomfort.

-

Ojciec od zawsze uprawiał ogródek. Często namawiał nas, byśmy walili kupkę na kompost. Krzywiłem się, podobnie jak reszta rodziny. Ot, dziwactwo. Klozet załatwiał sprawę łatwiej i szybciej. Do czasu. Do czasu, aż pojawiły się pytania. Między innymi takie: gdzie to wszystko leci, kiedy pociągnę za spłuczkę?

-

Sopot to urocze miasto leżące nad zas... Zatoką Gdańską. Pożegnałem je i wraz z dziewczyną i dzieckiem zamieszkaliśmy w lesie. Za kibelek robiła łopatka - saperka. Szło się zawsze w inne, przyjemne miejsce, podważało kawałek darni, załatwiało i dołek zamykało. Super. W razie niepogody albo ataku komarów można było cupnąć na nocniku dzidzi i zakopać później. Był tam też ogród i różne rośliny. Odkryłem, że słoneczniki uwielbiają, jeśli grzebać wokół nich kupy.

-

Znów żyjemy w górach, w drewnianej chacie bez prądu. Sąsiadka ma pralkę automatyczną, którą raz nawet podłączyła do agregatu. Zakryła pralkę serwetą, kiedy opowiedziałem jej dowcip o żonie sołtysa. Sołtysowa potrzebowała trzeciej pralki, bo na dwóch bujała się jej balia.

Latem, przy domu, wyrosły wielkie słoneczniki. Symaptyczne, krągłe gęby gapiły się w słońce i bardzo cieszyły się z naszych gówienek. Jesienią skubaliśmy pyszne nasionka.

Jacob


ZB nr 3(81)/96, marzec '96

Początek strony