"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 3 (81), Marzec '96


LUDZIE I OWADY

Kontakty człowieka z owadami miały od początku swego istnienia charakter utylitarny. Człowiek zjadał owady, sporządzał z nich lub z ich produktów lekarstwa, cierpiał z powodu ich pasożytnictwa i szkód wyrządzanych na polach uprawnych i pośród hodowanych przezeń zwierząt domowych.

Początki zainteresowania owadami sięgają 47 wieków przed naszą erą. Najstarsze dane pochodzą z Chin, Egiptu, Palestyny i Rzymu. (...) Na sumeryjskich tabliczkach, znajdujących się w Muzeum Brytyjskim w Londynie, pochodzących z XVIII w. p.n.e., z czasów Hammurabiego, znaleziono 407 nazw zwierząt, w tym 121 owadów. Wśród nich 33 nazwy, zestawione razem, dotyczyły szkodników roślin i przechowywanych produktów. Jest to chyba pierwszy podręcznik zoologii, rozróżniający entomologię stosowaną i ogólną.


Żuk egipski (poświętnik - Scarabeus saccer) - krewniak naszego żuka gnojarza (Geotrupes silvaticus) był czczony w starożytnym Egipcie. Był noszony na amuletach i rysowany na pieczęciach. Łączono go z bogami Słońca (Re, Kheper), których przedstawiano jako mających głowę w formie żuka. Chrząszcz ten przed złożeniem jaj sporządza z nawozu kulę, którą często popycha po piasku do odpowiedniej jamki, aby później do tej kuli złożyć jaja. W kuli rozwijają się larwy. Zachowanie tego chrząszcza przypomina siły, które według tamtych wyobrażeń popychają kulę Słońca, dającego życie na Ziemi. Formowanie kuli przez żuka ma miejsce wiosną, po odpływie wód Nilu, który dawniej wylewał swoje wody na pola i nanosił żyzny muł. Żuk był więc zwiastunem wiosny, okresu wysiewu roślin, urodzaju, a więc końca przednówka, który kojarzył się z brakiem pożywienia. Był symbolem cyklicznych procesów natury.

Ponadto Egipcjanie obserwowali metamorfozę tego owada, a zwłaszcza wylęg owada dorosłego z mumiowatej, nieruchomej poczwarki i uważali to za symbol zmartwychwstania, w które święcie wierzyli. Uważali, że w następnym wcieleniu człowiek będzie doskonalszy, podobnie jak ten żuk z prymitywnej poczwarki. Dlatego mumifikowali ciała zmarłych, zamieniając je jakby w poczwarki, przy czym zmarłym wyjmowali serce, a na to miejsce wsadzali żuka. Ten rytuał miał z kolei zapewnić korzystną ocenę człowieka na sądzie pośmiertnym, w co także wierzyli. Żuk miał mieć także szerokie właściwości lecznicze. Był jednak przede wszystkim stosowany do leczenia chorób psychicznych. Na papirusie z 1559r. p.n.e. podana jest recepta na przyrządzenie takiego lekarstwa: weź dużego chrząszcza, utnij mu głowę i skrzydła, wsadź resztę ciała do oliwy i gotuj. Maścią taką smaruj głowę, a głowę i skrzydła żuka gotuj w tłuszczu węża i daj pacjentowi pić.


Różne przesądy i mylne pojęcia dotyczące owadów do dzisiaj są rozpowszechnione w świecie. Niektórzy Arfykańczycy uważają, że modliszka wie, gdzie się ukryły krowy. Zgodnie z ich wierzeniami, jeśli podepczesz mrówki, sprowadzisz deszcz. Jeśli zabijesz świetlika, biedronkę lub ważkę, spotka cię nieszczęście. Znalezienie biedronki to zapowiedź otrzymania pieniędzy. Motyl wlatujący przez okno wróży wesele, karaczan - pogrzeb, sprężyk - kłótnię, a świetlik - odwiedziny przyjaciela. Jeśli śni ci się wesz - masz wrogów lub zachorujesz. Podobnie pluskwa domowa wróży chorobę. Sen, że zostałeś użądlony, znaczy, że ktoś, komu wierzyłeś - zdradzi cię. Jeśli śni ci się rój pszczół, będzie śmierć w rodzinie.

Według Eskimosów owady są duchami tych, którzy zmarli. Gniazda os, wysoko zakładane, wróżą lekką zimę. Według Japończyków świetliki to dusze bohaterów, którzy zginęli w czasie wojny. Bąki, według Indian amerykańskich, to dusze zmarłych wodzów. Ważki mają wskazywać dobrym chłopcom, gdzie są ryby, a odstraszać ryby - złym chłopcom.

Pszczoły uważano za istoty mające kontakt z niebem i dlatego sporządzano świece z wosku, a miód wykorzystywano w czasie ceremonii religijnych. Według Greków pszczoły rozróżniają ludzi dobrych i złych. Od złych uciekają, także od rudych. Wyczuwają one śmierć właściciela. W Hondurasie do dzisiaj podaje się rum z mrówkami, co daje siły i pracowitość. Popiół z jelonków uważano w Niemczech za silny afrodyzjak. Jelonki były noszone na kapeluszach we Francji i Rumunii dla odstraszenia złych duchów. Mrówki uważano za przykład i symbol troskliwego pracownika, skarabeusza za grzesznika, a muchę domową za symbol trosk i diabła.

wybrał: O'shea

Na podst.: Jan Boczek, Owady i ludzie, PWN, 1990.


SMUTNY RYTUAŁ KAZUARA

Skrzydlaty wojownik australijskiej puszczy ostrożnie przeprowadza przez drogę swoje dzieci. Przechodzi pierwszy, w charakterystyczny sposób, wahadłowym ruchem, pochylając i podnosząc powoli długą szuję. Z postury podobny jest do swego brata, emu. Odkąd tutejsze lasy wilgotne przecinają coraz gęściej szosy, ich twarda nawierzchnia jest miejscem nierównego pojedynku kazuar - samochód. Kazuar nie miał naturalnych wrogów, do kiedy człowiek, chcąc dotrzeć do złotodajnych terenów zaczął zachowywać się nienaturalnie, zakłócając życie tego niezwykłego ptasiego olbrzyma. Na wolności żyje ok. 1200 tych pięknych ptaków. Okazy te odżywiają się 60 gatunkami roślin. Ich przetrwanie to zachowanie niezwykle cennych ogniw w łańcuchu odżywczym puszczy australijskiej. Kazuary uczestniczą we współtworzeniu 40% jej zielonych zasobów.

Instynkt w potrzasku
cóż za paradoks
smutny i piękny
w samym centrum
australijskiego buszu
olbrzymi kazuar chełmiasty
ekscentryk strusiopodobny
przemyka trwożliwie z małymi
przez drogę kolonizatorów
*+*+*+*+*+*+*+

J.O., Cieszyn, 16.12.95, g. 1657


PTAKI W TRÓJWSI

Awifauna ziemi istebniańskiej (Istebna, Koniaków, Jaworzynka) jest bardzo bogata i zróżnicowana. W rejonie tym stwierdzono występowanie ponad stu gatunków ptaków.

Rozległe obszary leśne, urozmaicona rzeźba terenu przyciąga wiele rzadkich gatunków.

Na Bukowcu można spotkać lęgowego myszołowa zwyczajnego oraz rzadkiego trzmielojada. W koronach drzew iglastych gnieżdżą się krzyżodzioby świerkowe, paszkoty, gile. Na skraju lasu, zwłaszcza koło Bobczonki uwijają się często zięby, czyże, gołębie grzywacze, kwiczoły. W starych drzewostanach, w dziuplastych drzewach gnieżdżą się chętnie dzięcioły - duży, czarny, zielony, dzięciołek. Pospolitymi mieszkańcami lasu są strzyżyki, rudziki, kowaliki, pełzacze. Spotkać tu można również kruka i orzechówkę oraz zwracającą na siebie uwagę głośnym skrzekiem sójkę. W borach szpilkowych występują mysi-króliki, sikorka czubatka, drozd obrożny. Łąki i pola na górze Ochodzitej i w okolicy Jaworzynki zasiedlają liczne skowronki, świergotki łąkowe, pokląskwy i makolągwy. Można też usłyszeć bardzo rzadkie przepiórki i derkacze, ukrywające się wśród roślin zielonych. Niewielkie śródpolne zagajniki okupują drozdy śpiewaki, piecuszki i szczygły. Nad łąkami polują ptaki drapieżne - jastrzębie, krogulce, kobuzy. W czasie wiosennych przelotów można oglądać nad Ochodzitą stada bocianów białych. Ptaki te nie lęgną się tu, ponieważ preferują tereny z podmokłymi łąkami w pobliżu zbiorników wodnych.

Tereny wokół siedzib ludzkich upodobały sobie najbardziej wrony, kosy, trznadle i pokrzewki.

W centrum Istebnej pod okapami budynków, w zagłębieniach murów budują swoje gniazda kawki, kopciuszki, wróble, jerzyki i jaskółki.

W dolinie rzeki Olzy w Jasnowicach żyją charakterystyczne dla tego środowiska, ale rzadkie pluszcze, pliszki górskie i błękitno-pomarańczowe zimorodki. Można spotkać też pospolite kaczki krzyżówki. Brzeg rzeki to dogodne środowisko do żerowania turkawki, pliszki siwej, pleszki i dzwońca.

Warto poświęcić trochę czasu na podglądanie życia ptaków. Obserwując nawet pospolite wróble, możemy poczynić niezwykle ciekawe spostrzeżenia, które dostarczą nam wiele satysfakcji.

Jarosław Gil
"Nasza Trójwieś", numer świąteczny 1995


Jarosław Gil, ornitolog - amator, prowadzi badania nad występowaniem ptaków, m.in. na terenie Ziemi Cieszyńskiej. Ogrodowa 20, 43-430 Skoczów.

nadesłał O'shea


PRZYCZYNY ZIMOWANIA ŁABĘDZI

Tekst dr Marii Wieloch ze Stacji Ornitologicznej Instytutu Ekologii PAN w Górkach Wschodnich k.Gdańska pt. Zimowanie łabędzi, zamieszczony w ZB 12/95 budzi w wielu miejscach głębokie zdumienie zoologa, a uogólniając, nie przystaje w żaden sposób do rubryki, w której się znalazł (Prawa zwierząt).

Konkretnie, uważam, że:


Wreszcie, czy przymarznięty łabędź na parkowym stawie lub rzece w środku dużego miasta stanowi pouczający obrazek np. dla dzieci i młodzieży? Co Pani Maria Wieloch powie takiemu dziecku? Niech zdycha, bo jest słaby?! Czy na tym ma polegać nasz humanizm końca XX wieku?
W sumie mogę z Autorką zgodzić się tylko w jednym - że zimowe dokarmianie łabędzi, pozostałych gatunków ptactwa wodnego (np. kaczek krzyżówek) i innych, wymagających naszej pomocy ptaków, powinno być prowadzone fachowo - np. trzeba wiedzieć, że pewne rodzaje pokarmów mogą zwierzętom bardzo zaszkodzić. Takie działanie na pewno nie jest ani łatwe , ani tanie, zapewniam jednak, że jest możliwe (o czym świadczą np. znane mi przykłady z Warszawy - z zaangażowaniem nie tylko ornitologów i ludzi dobrej woli, lecz także wojewódzkiego konserwatora przyrody, urzędów gmin, straży miejskiej, straży ochrony przyrody itp. Przede wszystkim jednak takie działanie jest konieczne, jeżeli w ogóle śmiemy twierdzić, że działamy dla dobra natury i dzikich, chociaż ufnych wobec człowieka zwierząt.

Wiesław Nowicki
ornitolog, biegły Ministra OŚZNiL w zakresie ochrony przyrody


ZIMOWE DOKARMIANIE PTAKÓW

Przepraszam, że znów pojawia się ten temat (pisała o nim pani M. Wieloch w ZB 12/95, s. 68), ale okazuje się, że problem jest nadal aktualny. Niedawno w telewizji znów pokazano łabędzie na Wiśle wmarzające w lód i zatroskane miny ich "pseudoopiekunów". Warto chyba o tym mówić, aby ludzie nauczyli się rozumieć, co jest właściwym działaniem na rzecz ochrony ptaków i jak powinna wyglądać nasza pomoc.

DOKARMIANIE PTAKÓW (ZA I PRZECIW)

Zimowe dokarmianie gatunków ptaków "normalnie" zimujących w naszym kraju jest w zasadzie działaniem korzystnym, przy czym pamiętać należy o kilku zasadach:
Odrębną kwestią jest dokarmianie ptaków, które normalnie odlatują od nas na zimowiska. Proceder ten prowadzi do zaniku wśród tych osobników naturalnego instynktu wędrówki. Szczególnie widać to na przykładzie ptaków wodnych, żyjących w stanie półdzikim na parkowych stawach. W ciepłym okresie roku są one dokarmiane przez spacerowiczów, powodując przyzwyczajenie się ptaków do ciągłego dopływu "łatwego jedzenia". Zima jednak nie sprzyja spacerom, co ma wpływ na ilość dostarczanego pokarmu. Ptaki odwykłe od samodzielnego poszukiwania pożywienia nie wykazują chęci do odlotu i w najlepszym wypadku wygłodzone i zmarzniete lądują w Zoo.

Bywają osoby, które w dobrej wierze rozpoczynają dokarmianie ptaków wędrujących, skupionych na okres wędrówki w duże grupy (np. łabędzie). Ptaki po pewnym okresie dokarmiania nie lecą dalej i zostają na "łaskawym chlebie". Bywa, że ich liczba zaczyna przekraczać finansowe możliwości dokarmiajacego. W ubiegłym roku Północnopodlaskie Towarzystwo Ochrony Ptaków wspomagało finansowo pewnego człowieka znad Biebrzy mającego pod "opieką" ok. 150 łabędzi (!). Pomimo prośby o nie kontynuowanie karmienia, w tym roku sytuacja powtórzyła się. PTOP zaopatrzyło niefortunnego "opiekuna" w 300 kg zboża i ma nadzieję, że osoba ta da wreszcie się przekonać, że wyrządza ptakom tylko krzywdę. Niestety, Dyrekcja Biebrzańskiego PN (na terenie którego ma miejsce opisywany przypadek) nie wykazała żadnego zainteresowania problemem.

Dodatkowo gwałtowne mrozy powodują, że część ptaków (zanotowano już dziesiątki takich zajść) dosłownie wmarza w lód i bez pomocy z zewnątrz skazana jest na nieuchronną śmierć.

Z tego krótkiego zestawienia wszystkich "za" i "przeciw" widać wyraźnie, że zdaje się tak humanitarna i celowa pomoc może w pewnych warunkach być bardziej szkodliwa, niż korzystna. Niekiedy zaniechanie jakichkolwiek działań może być lepsze od robienia czegoś bez liczenia się z konsekwencjami, a "pomoc" może przynieść nawet śmierć ptaków.

Jarosław Stepaniuk
Karol Zub
Północnopodlaskie Towarzystwo Ochrony Ptaków


ŚMIERĆ JELENIOM!

Przepraszam za ten dwuznaczny tytuł, ale jeżeli ktoś przeczyta to do końca, to zrozumie, co miałem na myśli.

JEżELIBYśCIE TEJ ZIMY ODWIEDZILI...

...Puszczę Białowieską, zdumiałaby was ilość karmy wykładanej dzikiej zwierzynie wzdłuż leśnych dróg.Ten i ów mógłby się nawet wzruszyć troską leśników o żubry, jelenie i sarny. Pewne podejrzenia mogą jedynie budzić krwawe plamy, tu i ówdzie znaczące pobocza. Niestety, te leśne stołówki nie są bynajmniej przejawem troski leśników o los zwierząt, a jedynie elementem totalnej wojny wydanej zwierzynie przez administracje leśną Puszczy Białowieskiej. Bo gdzież łatwiej ustrzelić jelenia, jak nie na drodze, kiedy nie podejrzewając niczego przychodzi posilić się sianem. Dlaczego piszę tutaj o leśnikach, a nie o myśliwych? Otóż kiedy w 1993 roku zlikwidowano funkcje Łowczego Puszczy i zredukowano służby łowieckie do minimum, całość zagadnień dotyczących gospodarowania zwierzyną leży w gestii poszczególnych nadleśnictw.

I oto po kilku wiekach chlubnych tradycji łowieckich w Puszczy Białowieskiej jednym pociągnięciem pióra zdegradowano zwierzęta kopytne do roli "szkodników leśnych", bo tylko tym są w rozumieniu puszczańskich leśników. Sposób gospodarowania zwierzyną na obszarze Puszczy w ostatnich latach można określić tylko jednym słowem -rzeź. Co prawda niektórzy znajdują na to bardziej eleganckie określenie - redukcja, ale liczby mówią same za siebie. Otóż w latach 1990 - 1994 stan saren został "zredukowany" z ok. 2500 sztuk do 1000 sztuk (2,5-krotna redukcja populacji); jeleni z 1800 do 1000 sztuk (niemal 2-krotna redukcja populacji), łosia z 80 do 27 sztuk (3-krotna redukcja populacji), dzika z 1300 do ok. 500 sztuk. W przypadku tego ostatniego przyczyną tak drastycznego spadku liczebności, poza odstrzałami, był też brak dostatecznej ilości pokarmu. Dane te zostały zaczerpnięte z raportu Bogumiły i Włodzimierza Jedrzejewskich pt. Ocena stanu i zagrożeń ssaków kopytnych Puszczy Białowieskiej przesłanego do Ministerstwa OŚZNiL w grudniu 1994 roku.

RAPORT TEN WYWOłAł OBURZENIE...

...wśród leśników, jego autorów posądzano o manipulowanie danymi itp. Jednak niezależne liczenia zorganizowane przez Instytut Badawczy Leśnictwa, przy udziale służb leśnych dały niespodziewanie podobne wyniki i skłaniały do podobnych wniosków - redukcja zwierzyny jest zbyt duża i należy szukać innych metod ochrony upraw leśnych. Tej zimy odstrzelono o wiele mniej saren, dzików i łosi, ale jelenie nadal są pozyskiwane na podobnym poziomie. Poza zasięgiem leśników są tylko żubry. Nie znaczy to wcale, że będą w przyszłości. Już od dawna te królewskie zwierzęta są obwiniane o największe szkody w uprawach leśnych oraz czynione są starania o pozbawienie ich "specjalnych praw" i zredukowanie pogłowia. Czymże zasłużyły te wszystkie stworzenia na taką nienawiść ze strony leśników?

PRZEZ SETKI LAT...

...Puszcza Białowieska była terenem królewskich polowań i to głównie dzięki swemu bogatemu zwierzostanowi, na czele z żubrem, przetrwała w miarę nie przekształcona do początków naszego wieku. Wraz z postępem gospodarki leśnej kurczył się obszar starych drzewostanów liściastych, będących najbogatszą bazą zerową dla ssaków kopytnych. Jednocześnie powierzchnie powstałe po wycięciu dużych fragmentów lasu szybko zarastały roślinnością zielną, stanowiąc prawdziwe stołówki dla żubrów, jeleni i saren. W czasach radosnego rozkwitu gospodarki socjalistycznej zaprzestano grodzenia upraw leśnych, a wszelkie zaniedbania związane z odnowieniem lasu zwalano na zbyt wysoki stan zwierzyny. Ogromne obszary Puszczy zmieniono w ubogie monokultury iglaste. W tym samym też czasie zaprzestano uprawy łąk nad śródleśnymi rzekami. Zwierzęta nie miały wielkiego wyboru w wyborze miejsc żerowania. Jeżeli 80% drzewostanów Puszczy zostało przekształconych, a znaczący jej obszar pokrywają uprawy i młodniki, to gdzież mają podziać się żubry, łosie i jelenie. Właśnie to one zostały obciążone winą za obecny stan lasu, będący wynikiem wielu lat zaniedbań i błędnej gospodarki. Wydano wyroki i oto nad Puszczą zawisła groźba wytępienia wszystkich, poza żubrem, ssaków kopytnych. Dziki i sarny zostały wciągnięte na listę "skazanych" chyba przez przypadek, gdyż ich udział w szkodach w drzewostanach nie przekracza 1%. To jednak populacje tych dwóch gatunków podlegały najsilniejszej redukcji! W tym samym czasie w Białowieskim Parku Narodowym, pomimo znacznie wyższych zagęszczeń ssaków kopytnych, zasobność drzewostanów pozostała nie zmieniona i jest tak samo wysoka, jak 100 czy 200 lat temu. Także wbrew temu, co sugerują leśnicy, odnowienie gatunków drzew przebiega w sposób nie zakłócony, zgodnie z aktualnymi warunkami klimatycznymi i glebowymi.

DO KOńCA NIE WIEMY...

...jak dużą rolę odgrywają duże ssaki roślinożerne w ekosystemach leśnych - jako element kształtujący szatę roślinną, warunki glebowe, jako pokarm dużych drapieżników. Niewątpliwie stanowią jedno z ważniejszych ogniw w obiegu materii w warunkach lasu naturalnego. Jednak w świadomości leśników żubr, łoś czy jeleń jest tylko "szkodnikiem". Nawet w projekcie organizacji "Greenpeace" dotyczącym prowadzenia gospodarki leśnej zgodnie z wymogami ekologii (projekt ten jest realizowany w Niemczech koło Lubeki) napisane jest, że stan zwierząt kopytnych musi zostać zredukowany do poziomu znośnego ekonomicznie. Jak wykazuje praktyka, poziom ten najczęściej zbliżony jest do zera! Czy w tej sytuacji można marzyć o zmianie stosunku naszych leśników do zwierząt kopytnych?
Leśnicy nadal twierdzą, że tylko oni są w stanie zagwarantować odpowiedni poziom "bioróżorodności" Puszczy Białowieskiej i tylko dzięki ich staraniom (czytaj: ingerencji w naturalne procesy) ma ona szansę przetrwać dla przyszłych pokoleń. Niestety, w "ich puszczy", tak samo, jak nie ma miejsca dla wiekowych dębów i sosen, nie ma też miejsca dla dzikich zwierząt. Przedłużające się procesy powiększania Białowieskiego PN z miesiąca na miesiąc powodują ubożenie całego złożonego bogactwa Puszczy. Tymczasem niczego nieświadome jelenie nadal skubią siano, wierząc w ludzką dobroć. Czasami myślę, że jesteśmy podobni tym jeleniom (mam na myśli "zielonych") - karmimy się złudnymi nadziejami, ufając, że inni też dostrzegą w Puszczy Białowieskiej coś poza drewnem, które można wyciąć i sprzedać. Jelenie same sobie nie poradzą. My jednak możemy pomóc i im, i sobie samym!

Karol Zub

Tekst ten nie jest wymierzony ani przeciwko myśliwym, ani leśnikom, a jedynie przeciwko bezdusznej machnie biurokracji skazującej na śmierć niewinne zwierzęta. W tym konflikcie myśliwi (choć nieczęsty to przypadek) stoją po jednej stronie barykady z ekologami. Winni są jedynie ci, którzy zza biurek wydają polecenia, nie wiedząc często nawet jak wygląda prawdziwy jeleń.

FUNDACJA "ZWIERZęTA I MY"

* Dąbrowskiego 25/3
60-840 Poznań, ) 14-28-19
Fundacja "Zwierzęta i my" zwraca się z uprzejmą prośbą o ustalenie tras wędrówek zwierząt, zwłaszcza wiosennych migracji ropuch i żab do zbiorników wodnych i naniesienia ich do planów budowy autostrad. Już w lipcu ubiegłego roku skierowaliśmy podobną prośbę. Niestety, nie uzyskaliśmy odpowiedzi na to pismo od organizacji społecznych (oprócz Ligi Ochrony Przyrody). Może też okres był niestosowny do zbadania wędrówek chociażby żab i ropuch. Dlatego już teraz ponawiamy naszą prośbę.

Nasza Fundacja jest zbyt małą organizacją, by móc ustalić powyższe. Istotne również jest zainteresowanie się wszystkich organizacji ekologicznych skutkami budowy autostrad i wymuszanie na decydentach poprawek w przypadkach stwierdzenia dużego zagrożenia dla środowiska. Fundacja skupiła się na problemach zwierząt i chce dalej działać w tej sprawie. Według nas, informacji winny udzielać Wojewódzkie Urzędy (wydziały ochrony środowiska oraz wydziały planowania przestrzennego). W przypadkach oporu w uzyskaniu stosownych informacji pomocny może być Sejmik Samorządowy i radni miejscowi.

Generalnym Inwestorem budowy autostrad jest Agencja Budowy i Eksploatacji Autostrad:

Kontakt
Chałubińskiego 4/6, Warszawa
gmach Ministerstwa Transportu i Komunikacji

Obawiamy się też, że podzielenie autostrad na odcinki płatne i bezpłatne spowoduje zabezpieczenie przed zwierzętami tylko odcinków płatnych. Wniosek taki wypływa z dotychczasowej korespondencji z ww. Agencją.

Jerzy Duszyński


EUROPEJSKA MŁODZIEŻ WYPATRUJE JASKÓŁKI DYMÓWKI

Każdego roku na wiosnę ok. 100 mln jaskółek dymówek wyrusza z południowej części Afryki do Europy. W Polsce pojawiają się na początku kwietnia. Kilka młodzieżowych organizacji z Europy chce obserwować te ptaki podczas ich przelotu. Kiedy dokładnie one przylatują? Gdzie i kiedy można zobaczyć pierwszą jaskółkę dymówkę? Twoja pomoc jest potrzebna, by odpowiedzieć na te pytania!
Myślimy, że nie będzie to problemem, ponieważ dymówka jest gatunkiem powszechnie znanym i popularnym w Europie. Jeśli ją zobaczysz, wyślij pocztówkę na podany poniżej adres.

JASKółKA DYMóWKA

Dymówkę łatwo odróżnić od innych gatunków jaskółek po granatowej wstędze na spodzie szyi i czerwonobrązowej plamie nad i pod dziobem. Skrzydła ma długie i wąskie, dzięki czemu wspaniale i szybko lata. Zewnętrzne sterówki, mocno wydłużone, tworzą ogon w kształcie widełek. U samca widełki są dłuższe niż u samicy. Grzbiet jest ciemnogranatowy, natomiast spód kremowobiały. Młode ptaki rozpoznajemy po braku długich sterówek na ogonie. W słoneczne i ciepłe dni dymówki latają wysoko, chwytając w locie owady, którymi się żywią. Są niezwykle ruchliwe, nieustannie śmigają w powietrzu to w tę, to w tamtą stronę. Dla odpoczynku siadają na drutach telegraficznych. Ze względu na ich szykowny lot nie można ich pomylić z innymi jaskółkami. Przedmiot naszych obserwacji możemy zobaczyć w otwartym, wiejskim krajobrazie oraz na peryferiach miast, koniecznie w pobliżu wody.

Na wiosnę para ptaków buduje gniazdo z gliny zmieszanej ze źdźbłami traw, zawsze wewnątrz jakiegoś budynku. Może to być np.: obora, stajnia lub stodoła, najchętniej tam, gdzie przebywają zwierzęta hodowlane, gdyż znajduje się tam dużo owadów, głównie much. Samica składa od 4 do 6 jaj. Są one brudnobiałe, nakrapiane w kolorach czerwonobrązowym i szarym. Jaskółka wysiaduje lęg przez 15 dni. Pisklęta przebywają w gnieździe przez następne 3 tygodnie, troskliwie wychowywane przez rodziców. Zwykle dymówki wyprowadzają dwa lęgi w roku. W sierpniu wszystkie jaskółki odlatują na zimowiska do Afryki.

W Europie poza jaskółką dymówką występują cztery inne gatunki jaskółek. Są to: brzegówka, oknówka, jaskółka rudawa i jaskółka skalna. W Polsce możemy obserwować trzy z nich - brzegówkę, oknówkę i - oczywiście - dymówkę.

PROJEKT "JASKółKA DYMóWKA"

Pomysłodawcą tego projektu jest YEE (Youth and Environment Europe) - młodzieżowa federacja ekologiczna, która zrzesza ponad 50 organizacji ekologicznych z całej Europy. Powodzenie projektu zależy od młodych ludzi, ale obserwacje dokonane przez dorosłych są równie ważne. Dane o przelocie jaskółki dymówki zostaną zebrane z terenu Europy, a na ich podstawie zostanie opracowana mapa.

Jeśli zobaczyłeś jaskółkę dymówkę w terenie, proszę, wyślij do nas pocztówkę!
Zebrane pocztówki wyślemy do YEE.

Na pocztówce zaznacz:

Kontakt
KrzysztoKus
Pachońskiego 6a/67
31-228 Kraków

Wśród nadawców pocztówek zostaną rozlosowane nagrody - niespodzianki, a wśród nich, roczna prenumerata miesięcznika "Aura".


SAM URATUJ FOKĘ!

Mało kto wie, że jeszcze na początku XX wieku, mimo regularnych polowań, w rejonie Pomorza Gdańskiego żyło ok. 1000 sztuk fok szarych. Niestety, zostały one doszczętnie wytrzebione i dzisiaj pojawiają się tak rzadko, że postrzegane są jako zwierzęta egzotyczne i budzą zdziwienie nawet wśród mieszkańców Wybrzeża. O tym, że tu żyły i rozradzały się, wiedzą właściwie tylko przyrodnicy oraz nieliczni z rybaków.

Mimo wieloletniej ochrony prawnej fok w Polsce zwierzęta te nie powróciły do swoich historycznych siedlisk. Przypuszcza się, że jedną z najważniejszych przyczyn takiego stanu rzeczy jest brak czynników zatrzymujących i skupiających migrujące wzdłuż naszych wybrzeży osobniki. Nie ma stada czy chociażby pojedynczych fok stale tu rezydujących.

Z drugiej strony, nie ma już w Bałtyku fok, które w swej genetycznej pamięci mają zawartą informację o siedliskach na południowym Bałtyku. Nasze rodzime foki, które tę cechę posiadały, zostały wyeliminowane ze swojego naturalnego środowiska przez człowieka. Między innymi dlatego foki skandynawskie czy estońskie nie mogą lub nie chcą rekolonizować naszych brzegów.

Zbliża się pora roku, kiedy w pewnym stopniu możemy pomóc tym zwierzętom osiedlać się na naszych plażach. Będzie to w okresie ich rozrodu - na przełomie lutego i marca. Może któraś z wędrujących samic zdecyduje się wybrać nasz brzeg na miejsce porodu?
Jeśli tak, mamy szansę spacerując po plaży znaleźć małą, białą, puchatą foczkę. Tak właśnie wygląda młode foki szarej, najbardziej pospolitego gatunku w Bałtyku. Maleństwo jest zwykle samotne - mama zapewne w tym czasie zdobywa pożywienie albo - spłoszona hałasem lub widokiem człowieka - zdążyła się już oddalić do wody. Nie opuszcza jednak swojego dziecka, tylko pozostając w bezpiecznej odległości obserwuje je uważnie. Najprawdopodobniej jednak nie zauważyliśmy jej obecności wcześniej. Dorosła foka, dzięki doskonałym zmysłom, wcześniej niż my wyczuwa niebezpieczeństwo i nie czekając na spotkanie ucieka do wody. Jeśli poluje - oddala się na znaczną odległość, ale zawsze pozostaje ze swoim potomstwem w kontakcie słuchowym.

Małe, pozostające na brzegu samo, wygląda tak, jakby oczekiwało pomocy. Wydaje się zupełnie bezradne, popiskuje i charczy, co jest jednak potrzebnym sygnałem dla matki. Dopóki słyszy jego wołanie, może być o nie spokojna. Często, gdy młode jest jeszcze niedokarmione, swym chudym wyglądem nie przypomina niczym puchatej foczki z plakatu czy filmu. Płaczące, jak każde niemowlę, z załzawionymi oczyma, wzbudzi w nas naturalny odruch ratowania. I tu zaczyna się dramat. Bo to, co wydaje się nam pożądane, jest zgubne dla zwierzęcia.

Obserwacje naukowców wykazują, iż prawie wszystkie znajdowane na naszych plażach w ostatnich latach młode foczki zostały z nich zabrane i umieszczone w ogrodach zoologicznych. Tego nie powinniśmy czynić, dopóki nie przekonamy się, że mama naszej "znajdy" nie wróci i nasza interwencja będzie jedynym ratunkiem dla maleństwa. Należy przyjąć jako zasadę pozostawienie zwierzęcia w jego naturalnym siedlisku przez 24 godziny. Jeżeli w ciągu tego czasu nie zauważymy nigdzie obecności dorosłej foki, prawdopodobnie foczka została opuszczona przez matkę z niewiadomych przyczyn.

W tym czasie powinno się jak najszybciej zorganizować grupę społeczników, którzy w dzień i w nocy będą miejsce to chronić (z możliwie najdalszej odległości) przed innymi osobami lub zwierzętami, których pobyt w tym rejonie mógłby zakłócać fokom spokój. Do zachowania ciszy i spokoju zobowiązane są także osoby strzegące danego miejsca. Jednocześnie należy pilnie zawiadomić o tym fakcie specjalistów. Osobami, które w danym województwie sprawują nadzór nad ochroną gatunków, są konserwatorzy przyrody. W ich biurach pracują specjaliści, którym sprawę taką można z powodzeniem powierzyć. Telefon łatwo znaleźć w każdym Urzędzie Gminnym, leśnictwie czy kapitanacie portu, o książce telefonicznej nie wspominając. Innym, najlepiej uzupełniającym działaniem jest kontakt telefoniczny ze Stacją Morską Uniwersytetu Gdańskiego w Helu...

Kontakt
tel. 0-58/750-836, faks 750-420

W placówce tej przez 24 godziny są dostępni pracownicy naukowi, którzy przyjadą na wezwanie, ocenią stan zdrowotny zwierzęcia, zorganizują opiekę nad miejscem, w którym zostało znalezione, a po upływie doby zadecydują o ewentualnej konieczności przewiezienia małego pacjenta do najbliższego ośrodka hodowlanego.

Na plażach, poza nowo narodzonymi foczkami można także spotkać dorosłe, odpoczywające foki, a nierzadko martwe, wyrzucone przez morze na brzeg. O każdej takiej obserwacji bardzo prosimy zawiadamiać Stację Morską UG w Helu, która zbiera wszystkie informacje na temat pojawiania się tych ssaków na polskim wybrzeżu.

Szczegółowej obserwacji warto poddać trudno dostępne plaże jednostek wojskowych (to apel do ich gospodarzy). Teoretycznie, gdy nie ma strzelań i innych militarnych ćwiczeń, miejsca te powinny być śmielej wykorzystywane przez foki, niż plaże ogólnodostępne. Warto, aby i tam ich nie płoszyć.

Krzysztof E. Skóra


<<<< Spis treści