Strona główna 

ZB nr 7(85)/96, lipiec '96

DOKTOR ELŻBIETA BUKOWY CHCIAŁABY
"WALIĆ PO PYSKU"
CZYLI CO SIEDZI W DUSZY EKSPERTA

W Katowicach nie tylko, że władze chcą budować autostradę, to jeszcze chcą ją budować przez środek aglomeracji, bo taniej i szybciej. Katowicki PKE wraz z Centrum Edukacji Ekologicznej w tamtejszym Pałacu Młodzieży zorganizował już kilka spotkań, na które zaprosił mieszkańców, przedstawicieli władz i ekologów. Spotkania z reguły mają podobny przebieg: głównym argumentem władz jest to, że autostrada odciąży ich zdaniem ulice Śląska od obecnego ruchu, protestujący mieszkańcy oskarżani są o egoizm. Wiceprezydent Boroński w jednym z wywiadów zatytułowanym "Życiodajna A4" dał taką oto wykładnię swojego rozumienia problemów komunikacyjnych w centrum Katowic: W tych rynnach (ulice w mieście - przyp. O. S.) spaliny zalegają gęstym całunem, nie mają gdzie się podziać. A wszystko dlatego, że samochody nie mają którędy jeździć. Gdzie indziej przeciwstawia się budowie obwodnicy, bo wtedy ucierpiałyby lasy. Mieszkańcy, zdaniem innego przedstawiciela miasta, powinni do nich dojeżdżać samochodem. Autor tej wypowiedzi - zastępca naczelnika wydziału komunikacji w UM Tadeusz Najdzień - zapamiętał jednak, że wywołało to śmiechy na sali obnażając zbyt jaskrawo, o co w ogóle w tym wszystkim chodzi i na kolejnym spotkaniu mówił już o rowerach. Mówił też, że tak naprawdę autostrada będzie przebiegać z dala od domów. Zaraz potem rozwinął teorię, w myśl której jej zbyt wielkie oddalenie od centrum spowoduje obumarcie Katowic i przeniesienie się życia w okolice autostrady.

To, że autostrada ma być płatna i de facto ściągnie ruch tranzytowy do i tak potwornie zadymionego Śląska - jest w czasie tych spotkań przez władze pomijane. To, że na Śląsku budowa kolei średnicowej stanęła, a linie tramwajowe są likwidowane - pokrywane jest dyskretnym milczeniem. To, że pomiędzy Gliwicami i Katowicami kursuje coraz mniej pociągów, a dystans 28 kilometrów pokonują one w około 40 minut za coraz droższe bilety - też się nie liczy. I jednocześnie nasz stary znajomy pan doktor Tomasz Zapaśnik z Agencji Budowy Autostrad w czasie ostatniego spotkania mówił o konieczności uwzględniania interesu całej 3 milionowej populacji, a nie tylko kilku dzielnic. Na moje wzmianki o lobby proautostradowym, zainteresowanym w zamówieniach na budowę, ripostował dowcipnie, że być może to ja reprezentuję "lobby producentów rowerów"; w tym samym duchu wspomniany już prezydent Boroński zapytywał retorycznie: Czy w tej chwili jeżdżą po ulicach rowery, czy samochody? Cytuję to wszystko, bo na ten styl argumentacji warto być przygotowanym, gdyż tak naprawdę jest to wszystko, czego pod względem merytorycznym można się spodziewać ze strony zwolenników programu budowy autostrad.

Natomiast czego można się spodziewać w ogóle, ilustruje wypowiedź pani doktor Elżbiety Bukowy, która w czasie ostatniego spotkania w dniu 13 czerwca powiedziała: OlaSwolkień za to, co wypisuje, powinien być walony po pysku. Pani Bukowy na szczęście swojej groźby nie zrealizowała i do rękoczynów na sali nie doszło, a z drugiej strony jestem przekonany, że tego typu wypowiedzi pozwolą wzbogacić się jakiejś organizacji społecznej, kiedy już sprawa znajdzie swój finał sądowy. Co do tego, że tytuły naukowe nie zastąpią braków w ucywilizowaniu, nigdy nie miałem wątpliwości. Dziwi mnie natomiast, że pani Bukowy figuruje w biuletynie PKE jako członek komisji transportowej PKE (jak mnie poinformowano jest także członkiem Komisji Rewizyjnej), dziwi mnie tym bardziej, że oprócz walenia po pysku za ujawnianie prawdy o działaniach ekspertów promuje ona budowę autostrad i swoją wypowiedź w Katowicach zakończyła wezwaniem do budowy autostrady zarówno przez centrum Katowic, jak i przez Mikołów. Był to przykry dysonans, gdyż spotkanie było organizowane przez katowicki PKE, a ja sam w czasie jego trwania miałem przyjemność cytować fragmenty znakomitego listu, jaki z okazji Dnia bez Samochodu wystosowali do premiera RP prezes PKE - profesor Juchnowicz i przewodniczący Komisji Transportu - profesor Rudnicki. O ile jest to próba torpedowania modelowej, jak dotąd, współpracy pomiędzy PKE i innymi organizacjami ekologicznymi, z jaką mamy do czynienia w kampanii na rzecz ekologicznego transportu, to jest to zabieg tyleż szkodliwy, co naiwny. Szkodliwy - bo środowisko ekologów jest często i bez "walenia po pysku" zbyt skłócone. Naiwny - bo tego typu zagrania są zbyt przejrzyste i zbyt, powiedziałbym, prostackie, żeby nas poróżnić. Rozmiary zagrożeń, jakie stwarza plan budowy autostrad są takie, że na waśnie we własnym obozie nas po prostu nie stać, a tego typu próby mogą mieć - a ze swej strony jestem przekonany, że będą miały - skutek wręcz odwrotny.

OlaSwolkień


AUTOSTRADY W SEJMIE

14 czerwca odbyło się zorganizowane przez Unię Pracy spotkanie ekologów i posłów z parlamentarnego Forum Ekologicznego, poświęcone sprawom transportu, a szczególnie autostrad. Na spotkanie obok organizatora posła UP Artura Siedlarka przybyli także liderzy tej partii - Ryszard Bugaj i marszałek Małachowski, był także nasz wypróbowany sojusznik - posłanka Urszula Pająk z SLD.

Na wstępie posłanka Pająk przedstawiła dotychczasowy stan prac nad polityką transportową i wspomniała o blokowaniu informacji w sprawie autostrad przez mass-media, Andrzej Kassenberg przedstawił stanowisko Instytutu na rzecz Ekorozwoju i zrelacjonował prace nad alternatywną polityką transportową, potem miałem okazję zaprezentować stanowisko krakowskiej grupy transportowej (drukowane w ZB 11/95) oraz rozpocząć dyskusję. Okazało się, że w sprawie autostrad mamy w Unii Pracy bardzo bliskiego sojusznika. Pamiętam zresztą, jak poseł Bugaj wypowiadał się w tym duchu już wtedy, gdy sprawa się decydowała w Sejmie i tak też, co ważniejsze, zachował się w czasie głosowania. Zupełnie zgadzaliśmy się co do tego, że budową autostrad jest zainteresowane przede wszystkim lobby, które chce z państwowej kasy dostać zamówienia na gigantyczne inwestycje, których sensowność, także ta ekonomiczna, stoi co najmniej pod znakiem zapytania. W tym kontekście warto przytoczyć głos Darka Szweda, który powiedział, że w sprawie budowania autostrad konieczne jest tworzenie koalicji zdrowego rozsądku. Ja zresztą jestem przekonany o takiej możliwości w każdej sprawie, w której ekolodzy uwzględnią w swoim stanowisku ludzi jako element przyrody, ale faktem jest, iż drogi są tu przykładem wręcz klasycznym. Casus Wielkiej Brytanii pokazuje, że jest to znakomita okazja, by przekonać zwykłych obywateli do ekologii jako czegoś, co dotyczy każdego. Poseł Bugaj powiedział też, że program budowy autostrad powinien być wstrzymany na co najmniej kilka lat.

Dobry nastrój rozwiał poseł Moszyński - v-ce przewodniczący sejmowej komisji transportu, który zjawił się na zakończenie obrad i od razu na wstępie zbulwersował wszystkich sformułowaniem o ekologicznych samochodach (to mniej więcej tak jakby ktoś na zebraniu onkologów przekonywał, że papierosy amerykańskie, te z filtrem i light są jak lekarstwa). Ale jakby tego było mało, zaraz potem zaczął zachwycać się spec- ustawami w sprawie Gąbina i autostrad dodając, że dzięki nim on w Sejmie może zrobić coś dla całego społeczeństwa, któremu chce zaszkodzić jakaś myśląca tylko o swych partykularnych interesach gmina. Twierdził również, że rozwiązania w sprawie autostrad to przykład ustawodawstwa w najlepszym tego słowa znaczeniu europejskiego. Kiedy A. Kassenberg przypomniał, że to właśnie przykład spec-ustaw, które zawieszają inne ustawy, a ja wytknąłem machlojki z kwalifikacją autostrad jako mogących jedynie pogorszyć stan środowiska, pan Moszyński nie znalazł żadnych argumentów, wyraził jednak gotowość do dalszych spotkań - trzymamy za słowo.

Warto odnotować też nieobecność posłów z forum ekologicznego Unii Wolności. Ale nie dziwi to w kontekście ich zachowania podczas niedawnego omawiania odpowiedzi ministra transportu na rezolucję sejmową, wzywającą do uzgodnienia polityki transportowej z zasadami ekorozwoju. Posłanka Zajączkowska z UW za największy problem uznała wówczas wypalanie traw przy torach i transport ładunków niebezpiecznych, a poseł Gawlik ograniczył się do proszenia vice ministra transportu, Rybaka, o to by choć grosik z podatku drogowego był przeznaczony na rowery. O autostradach panowie posłowie z UW ani się nie zająknęli. To zresztą nie dziwi, bo program Unii Wolności zawiera się w haśle "po pierwsze gospodarka", no i żeby było tak jak w Europie, a wiadomo, że w Europie autostrady są.

Całkowicie zgadzaliśmy się też z posłem Siedlarkiem co do tego, że lokalne społeczności protestujące przeciw budowie nie powinny się wdawać w próby wymyślania alternatywnych tras. Zawsze kończy się to oskarżeniem, że oto chcą zwalić autostradę na głowę komuś innemu oraz uwikłaniem w dyskusje z ekspertami drugiej strony, ci zaś przy pomocy specjalistycznego żargonu udowodnią, iż nowy wariant nie uwzględnia jakiegoś współczynnika i choć wszystko starannie rozważyli, to naprawdę nic się nie dało zrobić. Nasza argumentacja powinna być jednoznaczna i prosta: nie chcemy tej autostrady w tym miejscu i niech się rząd martwi, gdzie ją przesunąć, a jeżeli się okaże, że nikt jej nigdzie nie chce, to znak, że trzeba zmienić politykę transportową. Tak właśnie argumentowali ludzie broniący swoich małych ojczyzn przed pomysłami "konserwatystów" w Wielkiej Brytanii i tylko wtedy odnosili sukcesy. Wszelkie kluczenie i półprawdy nic tu nie dadzą, bo naszą bronią w tej walce jest właśnie prawda i wykazywanie absurdu całej polityki transportowej, a nie udawanie, że chodzi tylko o przesunięcie autostrady o 50 metrów w te lub wewte. I to było na tyle, na razie oczywiście.

OlaSwolkień


WSKAZANIA LOKALIZACYJNE

Polski Klub Ekologiczny skierował do NSA skargi na wskazania lokalizacyjne autostrad: A-1, A-2, A-4/A-12. W wydanych postanowieniach (sygnatura akt: IV SA 1373/95, IV SA 1372/95, IV SA 1371/95) Sąd skargi oddalił. Stwierdził, że wskazania lokalizacyjne nie należą do żadnej kategorii aktów wymienionych w art. 16 ustawy o NSA. Wskazania te są wstępnym i ogólnym odniesieniem się organu administracyjnego do zamierzeń inwestycyjnych. Nie wdając się w rozważania sądzę, że NSA ma w tej sprawie całkowitą rację. Choć może coś się zmieni po wniesieniu podania o rewizję. Na razie nie zostaje nic innego ekologom, jak powiadomić wojewodę o chęci wzięcia udziału w postępowaniu w sprawie wydania decyzji lokalizacyjnej oraz pozwolenia na budowę. No i oczywiście można stworzyć ekologiczną nowelizację ustawy o autostradach płatnych. Co niniejszym pragnę zaproponować P.T. Posłom i Senatorom oraz Czytelniczkom i Czytelnikom ZB...

Piotr Szkudlarek

PIOSENKA ANTYAUTOSTRADOWA
Chodzi lisek koło drogi
Nie ma ręki ani nogi
nic nie szkodzi
Jadę szybko samochodem
Niech mi nikt nie wchodzi w drogę
Jakiś zwierzak? Jazda z drogi!
Potrąciłem. Nic nie szkodzi
Taki lisek żyje krótko
Bez różnicy dziś czy jutro
Taka jest już zwierząt dola
nasza wola
Chodzi lisek koło drogi
Nie ma ręki ani nogi
(W lesie było polowanie
Czy przy drodze kuli nie dostanie?)
Wyszedł właśnie na spotkanie
Auto jest, nie powiem, w dobrym stanie
Lisek jest już miazgą wstrętną
Więc do domu jedźmy prędko
prędko
prędko
Pojawiła się nam raptem sarna
Będzie raczej pieczeń marna
Sarna stara - chyba matka?
Oto dzieci jej gromadka
To sieroty
nic nie szkodzi
Zjemy dzisiaj udziec młody
Taka jest już zwierząt dola
nasza wola
nasza wola
Uciekł zając przed leśnikiem
Lecz nie uciekł przed silnikiem
nic nie szkodzi
Chodzi lisek koło drogi
Jedzie auto
Już nie chodzi
nic nie szkodzi
To się zdarza bardzo często
Kiedy jadę bardzo prędko
Coś wychodzi mi na drogę
Zahamować już nie mogę
nic nie szkodzi
Czasem chodzi dzik czy sarna
Już skrócona ich męczarnia
nic nie szkodzi
Jadę dziś na posiedzenie
I nieważne jest stworzenie
Co przy drodze sobie chodzi
nic nie szkodzi
nic nie szkodzi
W lesie było polowanie
Uciekały dzikie łanie
Tam po drugiej stronie drogi
Już bezpieczne
Już bez trwogi
Lecz kierowca był pijany
nie wypatrzył pięknych łani
nic nie szkodzi
nic nie szkodzi
nic nie szkodzi
Taka jest już zwierząt dola
Chodzi lisek koło drogi
Kołnierz może przecież być bez nogi
Mamy jeszcze zwierząt mnóstwo
Mamy jeszcze lisów mnóstwo
Mamy jeszcze zwierząt mnóstwo
Ekologia to oszustwo
Zmieńmy lasy w autostrady
I nie będzie tej żenady
Mamy jeszcze zwierząt mnóstwo
Niepotrzebne żadne siatki
My lubimy krwawe jatki
Anna Czerwińska A może by tak liska uczynić symbolem kampanii antyautostradowej? Pozdrawiam bardzo serdecznie.

J.

Kontakt
Alians Inicjatyw na rzecz Wspólnoty Lokalnej
Sienkiewicza 7, / 65
76-200 Słupsk

PARĘ SŁÓW O ŚCIEŻKACH ROWEROWYCH KRAKOWA

Z dużym zainteresowaniem śledzę od dłuższego czasu artykuły dotyczące komunikacji rowerowej w Krakowie. Dojeżdżam do pracy na rowerze (również w zimie), czasami poruszam się po mieście samochodem, niekiedy jestem pieszym - w związku z tym chciałem się podzielić kilkoma uwagami na temat ścieżek rowerowych, ich przebiegu i problemów, jakie napotykam jeżdżąc po nich.

Dojeżdżam z okolic pl. Wolności na Kazimierz. Dystans w jedną stronę wynosi ok. 6 km. Przebycie tej odległości zajmuje mi - 15-20 min. Z powrotem jadę z reguły nieco dłużej, ale i tak czas, jakie zajmuje mi przejechanie 12 km na rowerze, jest równy lub minimalnie dłuższy niż przejazd samochodem. Utrzymanie roweru: części, smar, obuwie z twardą podeszwą itp. jest nieporównywalnie niższe od kosztów przejazdu samochodem, a nawet tramwajem. Względy zdrowotne wiadome - dla mnie i mieszkańców Krakowa. No i na koniec fakt, że bardzo lubię jeździć na rowerze. Do końca nie jest jednak tak idealnie, na co chciałem zwrócić uwagę. Wiele pisze się i mówi o otwieraniu ścieżek rowerowych, ich projektowaniu, rzuca się kilometrami, mówi się o pieniądzach na ten szlachetny cel. Publikowane są często zdjęcia, TV kręci filmiki, w których znani aktorzy i szefowie miasta obok niezmordowanego Cinka dzielnie pedałują - zwłaszcza w okresach przedwyborczych, Dniu bez Samochodu, Dniu Ziemi etc., ale rzadko kiedy opisuje się, jak rzeczywiście wyglądają przejazdy.

Z grubsza, przeszkody, na jakie napotykam, można podzielić na związane z: a) samochodami, b) pieszymi, c) innymi rowerzystami, d) przebiegiem ścieżek i ich utrzymaniem.


Ad. a). Przebieg mojej codziennej trasy nie ma wiele wspólnego z ruchem samochodowym, ale w paru miejscach spotykam się z nim. Np. korki samochodowe, które z reguły już koło południa blokują skrzyżowania ścieżek na ul. Reymonta. Auta często stają zderzak przy zderzaku, co w ogóle uniemożliwia przejazd. Nagminne jest parkowanie samochodów na ścieżce rowerowej, zwłaszcza przy ul. Kałuży, Oleandry, z boku i na tyłach Akademii Rolniczej (resztki białej kreski wyznaczającej ścieżkę są zapewne rozumiane przez kierowców jako wyznaczone miejsce do postoju). W trakcie jazdy ulicami spotykam się często z nieprawidłową reakcją kierowców - w świetle Kodeksu Drogowego rower jest takim samym pojazdem jak samochód - wymuszenie pierwszeństwa przejazdu, nieprawidłowe wyprzedzanie, zbyt bliska odległość, nieuzasadnione użycie sygnału dźwiękowego.

Ad. b). Problem z pieszymi polega głównie na tym, że to, co samochodowi uchodzi na ogół bezkarnie - kwestia przyzwyczajenia i zobojętnienia lub pewnej czołobitności dla samochodu - rowerzyście na pewno nie ujdzie. Na pewno duże zasługi w tej dziedzinie mają nieprawidłowo jeżdżący młodzi cykliści, ale nie do końca. Piesi nie zwracają uwagi na przebieg ścieżki (inna rzecz, że trzeba się go domyślać), maszerując środkiem tyralierą, wraz z dziećmi, wózkami lub tak sobie. Niejednokrotnie napotkałem dzieci, które rysowały sobie kredą na ścieżce, bawiły się przy aprobacie rodzica stojącego nieopodal, czytającego gazetę, czekającego, aż dziecko ruszy dalej. Ludzie starsi są jakby "firmowo" uprzedzeni do roweru. Paradoksalne jest, że brak hałasu - podstawowa zaleta roweru - działa na jego niekorzyść. Przy mijaniu ludzi zauważam bardzo nerwową reakcję, nieomal przestrach, spowodowany dostrzeżeniem roweru w ostatniej chwili. Reakcje są różne, od stuporu do uskoku dosłownie pod koło.

Ad. c). Problemy z innymi rowerzystami - w moim przypadku - dotyczą tylko jednego rodzaju "kolarzy". Są to osobnicy w młodym lub bardzo młodym wieku, poruszający się na rowerach górskich. Klienta takiego należy ominąć szerokim łukiem i cisnąć jak najmocniej, aby się od niego oddalić. Młodzieńcy ci jeżdżą wbrew jakimkolwiek zasadom ruchu drogowego, nie mając o nich żadnego zapewne pojęcia. Wykonują nagłe, niespodziewane zwroty, hamowania, jeżdżą "pod prąd", potrącają pieszych. Zdarzyło mi się być okrzyczanym przez pieszego, którego taki "góral" przed chwilą potrącił. Nie należy dziwić się protestom przeciw przebiegowi ścieżek rowerowych w świetle niemiłych doświadczeń radnych z takimi cyklistami. Rower rozpędzony do prędkości 30-40 km/h nie daje wielu szans pieszemu w przypadku zderzenia z nim lub potrącenia. Osobnicy ci znikają z ulic krakowskich w okresie jesienno-zimowym, aby w zwiększonych ilościach pojawić się na wiosnę i w lecie. Wolne od nich są również dni deszczowe, ponieważ ich pojazdy - jak zauważyłem - pozbawione są w większości tylnych błotników, co nie czyni jazdy zbyt przyjemną podczas słoty. Jako kierowca samochodu muszę stwierdzić, że zachowanie ich na ulicy, w ruchu samochodowym jest bardzo niebezpieczne. Rowery ich pozbawione są świateł i lusterek wstecznych, a sami - jak wspomniałem - nie znają lub nie rozumieją zasad ruchu drogowego.

Ad. d). Przebieg ścieżek rowerowych w Krakowie jest zapewne pochodną stanu umysłowego urzędników magistrackich. Tu nie trzeba nic komentować, bo każdy jeżdżący na rowerze wie, o co chodzi. Chwała Marcinowi Hyle i innym, że udało się wywalczyć tyle, ile jest. Jeżeli jednak ścieżki już udało się wytyczyć, to utrzymanie ich powinno podlegać takim zasadom, jak utrzymanie innych dróg publicznych. Chodzi mi przede wszystkim o kwestię oznakowania poziomego i pionowego, ustawienie tablic wyjaśniających przebieg drogi rowerowej oraz ich oczyszczanie przynajmniej raz w miesiącu. Stan nawierzchni jest może mniej istotny, nie trzeba wykładać ich kostką jak na ul. Krupniczej i Dolnych Młynów, ale większe dziury i nierówności trzeba łatać. Obniżanie krawężników i progów przy skrzyżowaniach winno być obligatoryjne.

Chciałbym przedstawić kilka oczywistych propozycji i sugestii, zmierzających do usprawnienia komunikacji rowerowej na już istniejących ścieżkach, do poprawienia bezpieczeństwa przejazdów.

  1. Bezwzględne egzekwowanie przez Policję i Straż Miejską prawidłowego zachowania się kierowców w rejonie przebiegających dróg rowerowych. Nakładanie mandatów, ściąganie samochodów po ostrzeżeniach jest działaniem oczywistym. Parkowanie roweru na środku np. ul. Kochanowskiego jest - w świetle Kodeksu Drogowego - tym samym, co parkowanie samochodu na środku ścieżki rowerowej. Podobnie jest z blokowaniem skrzyżowania i najazdem na ciągłą linię, wyznaczającą pas drogi tylko dla rowerów.

  2. Wyciąganie konsekwencji w stosunku do rowerzystów popełniających wykroczenia wobec ruchu pieszych i samochodów. Wymaganie posiadania karty rowerowej lub prawa jazdy - zrobienie ich nie jest w chwili obecnej problemem. Rower poruszający się po drodze publicznej musi być wyposażony w światła, nikt tego przepisu nie zlikwidował. Nie powinno się dopuszczać do ruchu rowerów w miejscach szczególnie ruchliwych.

  3. Upominanie pieszych poruszających się po drogach dla rowerów. Nakaz trzymania psów na smyczach.

  4. Powyższe działania mają sens jedynie wtedy, gdy zadba się o odpowiednie oznakowanie ścieżek rowerowych i konsekwencję oznakowań. Znaki pionowe powinny być rozmieszczone gęściej. Oprócz znaków "droga tylko dla rowerów" powinno umieszczać się znak "zakaz ruchu pieszych", szczególnie w miejscach, gdzie rower może rozwinąć większą prędkość. Znaki poziome powinny być regularnie odnawiane; oprócz białych linii, gęsto trzeba rozmieszczać emblemat roweru. Co najmniej przy każdym skrzyżowaniu i zejściu dla pieszych (np. na Bulwarach) winien być umieszczony znak pionowy, widoczny z daleka. W miejscach o nasilonym ruchu turystycznym należy ustawić tablice w dwu językach, informujące o fakcie ruchu rowerowego w tym miejscu, proszące o ustąpienia rowerom czy ostrzegające przed skutkami potrąceń lub zderzenia.

  5. Potrzebna jest również jakaś akcja informacyjna: tablice ukazujące przebieg dróg rowerowych w Krakowie, ich dostępność, zasady zachowania się na nich, miejsca, gdzie rower można bezpiecznie pozostawić w stojaku. Wskazane byłyby również jakiekolwiek wydawnictwa, zachęcające do poruszania się na rowerze w mieście, informacje o wypożyczalniach, serwisach itp. Publikacja taka winna być dostępna w sklepach sportowych, komisach, na parkingach, w punktach "it".

  6. Utrzymywanie istniejących ścieżek w odpowiedniej kondycji: sprzątanie ich, łatanie dziur, wyrównywanie progów. Informacja o czasowym ich zamykaniu. Nie jest dla mnie jasne, czy np. mordercy ryb, którzy urządzają "zawody" nad Wisłą, mają zezwolenie na ich zamykanie. Próby dyskusji mijają się z celem: policjant się uśmiecha, organizator umyka, samochody stoją na bulwarach, cała szerokość ścieżki zajęta...
  7. Sam przebieg ścieżki jest - wydaje się - nie tak istotny. Jeśli jest równa, poprowadzona "wyraźnie" dla rowerzystów, pieszych i samochodów, to można chyba zrezygnować z kilkusetmetrowych oszczędności (vide batalia o przebieg ścieżki przez Park Krakowski). Wystarczy, jeżeli doprowadzi ona w pobliże punktu docelowego; rower zawsze można poprowadzić kawałek. W wyniku takich utarczek traci się pieniądze przeznaczone na budowę drogi dla rowerów. Nieporozumieniem jest wrzucanie "do jednego worka" ścieżek rowerowych w obrębie miasta i ścieżek typowo rekreacyjnych poza miastem. Pierwsze są pilną koniecznością, a drugie służą niewielu wygodnym, którzy i tak wożą swe rowery samochodem. Poza miastem rower przejedzie na ogół wszędzie: polną drogą, ścieżką - w ostateczności można go przepchnąć.

  8. Akcja informacyjna powinna być przeprowadzana już w szkole. Obowiązkiem powinno być zdobycie przez ucznia karty rowerowej już w szkole podstawowej. Rowery dopuszczane do ruchu ulicznego powinny być obligatoryjnie wyposażane w światła i ew. lusterko wsteczne. Wierzę w pracę "u podstaw". Informacja o korzyściach z ruchu rowerowego powinna być szeroko dostępna. Przebieg drogi rowerowej musi być konsultowany szeroko (nb. czy ktoś z urzędników nawiązał kontakt z p. Albinem Ksieniewiczem, człowiekiem-instytucją, który tak wiele robi dla usprawnienia ruchu samochodowego w Krakowie i tak wiele cennych uwag publikuje w prasie krakowskiej?). Publikowanie nazwisk czy nazw klubów radnych przeciwnych budowie dróg rowerowych w różnych miejscach Krakowa jest bezsensowne: oni naprawdę mają podstawy sądzić, że jest to groźne (np. na ul. Kopernika). Wystarczy usiąść na ławce i popatrzeć, co cykliści wyprawiają na Bulwarach i na Błoniach...
Ostatnia uwaga: powyższe spostrzeżenia nie mają nic wspólnego - lub związane są bardzo luźno - z kolarstwem rekreacyjnym, zabawowym, konkursowym i "rozjeżdżaniem gór". Chodzi mi tylko o zagadnienie koniecznego, bezpiecznego transportu za pomocą roweru - dojazdy do pracy, szkoły czy po sprawunki.

Grzegorz Kurek





ZB nr 7(85)/96, lipiec '96

Początek strony