Strona główna 

ZB nr 10(88)/96, październik '96
Poniższy tekst zaczerpnąłem ze wstępu do albumu pt. Architektura drewniana, autorstwa Jana Władysława Rączki, wydanego przez Krajową Agencję Wydawniczą w Krakowie w roku 1990.

W otwartym krajobrazie naszych wsi i miasteczek każdy drewniany dom wywołuje falę wzruszeń - jest zapisem minionego życia. Najpierw był pamięcią drzew wyrosłych w tej krainie - wykresem lat urodzajnych i chudych, zapisanych szerokością słojów w przekroju drewna. Potem celowe cięcia toporów i innych, rzadko już dziś używanych narzędzi, formowały konstrukcję drewnianego budynku. Wspaniała czapa, najczęściej słomianego pokrycia dachu osłaniała życie, które toczyło się pod nim przez wiele lat. W drewnianym wiejskim domu wyobraźnia przywoła zapach pieczonego ongiś chleba i dymiącej strawy, stawianej wieczorem przed ciężko strudzonymi ludźmi. Wszystko tu staje się symbolem: skrzypnięcie drzwi, stukanie do okna szarzejącym żniwnym świtem, pochylenie głowy przechodzącego przez niski otwór drzwiowy, wysoki drewniany próg - wchodzenie i odchodzenie, czasem na zawsze. (...)
Niewielu już z nas pamięta skrzypienie wiatraków i dudniące odgłosy drewnianych młynów wodnych, foluszy, olejarni czy innych urządzeń przemysłowych, choć mało jest w świecie krajów, w których historia kultury materialnej byłaby równie silnie jak w Polsce związana z drewnem. Z kultu drewna wywodzą się owe piękne lipowe madonny i stwoszowscy apostołowie konkurujący godnie z kamiennymi postaciami gotyckich portali i rzeźb innych krajów europejskich. Bo też świat form polskiego drewna powstawał dzięki warunkom przyrodzonym krajobrazu, wypełnionego w przeważającej mierze puszczami i leśnymi ostępami. (...)
Drewniane konstrukcje mają to do siebie, że żyją: jak ludzie starzeją się i umierają, tworząc zamknięty krąg produkcji biomasy. Tym właśnie - przemijaniem - domy z drewna upodabniają się do otaczającej je przyrody. Świeże, jasne drewno szybko zmienia swój koloryt. Starzejące się belki domu nabierają przedziwnych szarości, pokrywają się siecią drobnych pęknięć podobnych do zmarszczek na twarzy człowieka. Z biegiem lat pogłębiają się ślady używania drzwi, progów, podłóg, czasem gwałtownych zdarzeń, niekiedy wojny. Wreszcie stary, wysłużony dom zastąpiony zostaje budynkiem nowym, lecz wyrosłym na starym fundamencie w oparciu o tradycję formy i funkcji, ulepszonym tylko przez nowe pokolenia. Zabudowa miasteczka czy wsi zależna była od życia lasu, który - odnawiając się ustawicznie - tworzył podstawę ciągłości bytu. Przestrzeń jest bytem wielowymiarowym; jednym z głównych jej wymiarów jest czas. W krajobrazie objawia się on cykliczną zmiennością pór dnia i nocy, zimy i lata, trwania i śmierci. Z rytmem, który nadaje przyroda, zrośnięta jest również zabudowa wsi i miasteczek. (...)
Współczesny krajobraz zagrożony został samowolą człowieka w stosunku do przyrody. Ludzie, czyniąc sobie ziemię podległą, nie zachowują w tej grze żadnych reguł. A przecież jest to nasze wspólne środowisko życia. Niszczenie go zagraża nie tylko narodowemu, lecz również całemu ekosystemowi. Mamy już w naszym kraju regiony uznane za dotknięte katastrofą ekologiczną; obszarów dotkniętych katastrofą kulturową jest znacznie więcej. Ekosystemowi zagraża również odejście od odwiecznych zasad budownictwa ludowego. (...)
Zachowanie zagrożonego dziedzictwa kultury i natury wymagać będzie - obok zainteresowania - czynnego udziału nas wszystkich. Nie wystarczą ubolewania nad przemijaniem, podobnie jak ongiś nie wystarczyły romantyczne zachwyty miłośników folkloru. Za własne dziedzictwo kulturowe odpowiedzialni są wszyscy mieszkańcy ziemi swego urodzenia. Dawny krajobraz naszych wsi i miasteczek kształtowany był przez ludzi w znacznej zgodności z prawami natury, istniała bowiem świadomość stałego uzależnienia człowieka od przyrody. Ale o tym, że zależność ta występuje przecież również i obecnie - nie zawsze chcemy pamiętać. (...)
Dziś, mimo zniszczeń naszego krajobrazu kulturowego, dokonanych przez kolejne wojny, a ostatnio także przez cywilizację przemysłową - architektura końca wieku XX znów usiłuje wrócić do swych źródeł. Przykłady krajów trzeciej fali (tzw. "cywilizacji postindustrialnej") dowodzą, że kontynuacja własnych regionalnych form w budownictwie jest możliwa jako kolejna generacja domów w krajobrazach otwartych. Formy te, obok autentycznych zabytków, zgromadzonych niestety obecnie głównie w muzeach, są najważniejszymi przekazami tradycji kulturowych każdego narodu. Nawiązanie do nich jest tym trudniejsze, im bardziej zniekształcony jest krajobraz historyczny, tworzący pomost pomiędzy przeszłością a teraźniejszością narodu. Nasz, polski krajobraz utracił, niestety, swą harmonię zabudowy, na domiar zagrażają mu raz po raz katastrofy ekologiczne. Dla oceny skali zniszczeń kultury brak jest dostatecznie precyzyjnych mierników. Nie bezzasadne wszak wydaje się być dość już powszechne przekonania, poparte licznymi publikacjami, że kultura naszego krajobrazu jest zagrożona. Równocześnie rodzi się nadzieja na renesans zainteresowania architekturą drewnianą i stworzonymi przez nią formami. Kończą się zasoby nieodnawialnych surowców i energii. Wydłubywanie żwiru i piasku z koryt rzek przynosi groźne skutki ekologiczne, podobnie jak pozyskiwanie kamienia, a drewno staje się jednym z najbardziej deficytowych budulców. Równocześnie trwa eksplozja demograficzna, potęgująca zapotrzebowanie na wciąż nowe domy. Jedyne wyjście widzi świat, jak na radzie, w stosowaniu materiałów odnawialnych (biomasy) i wykorzystaniu energii słonecznej w drodze tradycyjnych, choć udoskonalonych sposobów. Sięga się po małe turbiny wodne i wietrzne, powraca do racjonalnych konstrukcji ścian i dachów, małych zbiorników retencyjnych i zamkniętego (bezodpadowego) procesu produkcji na roli, który od wieków stosowany był przez naszych przodków. Przeminął już w zasadzie architektoniczny modernizm lansujący "blokowisko", lecz idee jego nie pozostały bez wpływu na deformacje form kulturowych wielu krajów świata. Próbę powrotu do "korzeni" podejmuje postmodernizm, o którym i u nas coraz częściej głośno, bowiem nie tylko architekci, ale także większość użytkowników nie ma już żadnych wątpliwości, że mieszkanie w bloku nie jest najlepszym sposobem na życie człowieka.

nadesłał Remik Okraska


TWORZENIE EKOLOGICZNEGO SPOŁECZEŃSTWA

UWIERZYĆ W SIEBIE

Ekologiczny sposób życia nie jest czymś niezwykłym - to najbardziej naturalny sposób życia, wypływający z naszej głębi.

Jak to się stało, że jestem w tym punkcie mojej drogi życiowej?
Wszystko zaczęło się od tego, że urodziłam się i wychowałam w małym gospodarstwie na wsi. W mojej rodzinie nie mówiło się o ekologii, ale robiło się wszystko z szacunkiem dla przyrody. Życie było raczej ciężkie. Sprzyjało to rozwijaniu takich cech jak: zaradność, współczucie, niezależność, odwaga, poczucie odpowiedzialności za to, co się robi, naturalny odruch pomocy innym. Mimo, że wtedy o tym nie myślałam, wszystko to bardzo głęboko weszło w każdą komórkę mojego ciała, umysłu i ducha. Nikt z ludzi nie uczył mnie miłości do drzew, kwiatów, gór, powietrza, wody, ognia. Ale ta miłość była i jest wszędzie i mimo, że nie zdawałam sobie z tego sprawy, przenikała mnie i wypełniała.

Kiedy dorastałam wszyscy zachwycali się wygodnym i dostatnim życiem w mieście, osiągnięciami nauki i techniki. Zostałam również złapana w te sidła. "Wstąpiłam" na materialną ścieżkę, marzyłam o swoim M-3, samochodzie, TV, pralce automatycznej itp. Poświęcałam mnóstwo czasu swojemu ciału: ubranie, ozdabianie, sport. Byłam zajęta sobą, ale bardzo powierzchownie. Wciąż było pełno hałasu wokół mnie: radio, telewizor, kino, teatr, spotkania towarzyskie. Przybywało coraz więcej materialnych rzeczy, robiłam się nerwowa, zagubiona, wypełniona strachem i obawami. Wydawało mi się, że tak musi być, tak przecież robią wszyscy inni ludzie, z którymi się spotykałam, takie są obowiązujące prawem przepisy. Pozwalałam innym decydować o tym, jak ma wyglądać moje życie, o której mam wstawać (godzinę przed pójściem do pracy), kłaść się spać (po obejrzeniu filmu w TV), jak się ubierać (zgodnie z ciągle zmieniającą się modą), co jeść (modne restauracje, pięknie opakowane produkty z Zachodu), jak spędzać wolny czas (w taki sam sposób, jak robią to inni, w zależności od pory roku: narty lub morze i wylegiwanie się na plaży).

Nawet przez moment nie pojawiła się refleksja, że jestem w trybach wielkiej machiny, że jestem manewrowana i wyzyskiwana. Teraz często myślę o tym, skąd bierze się taka bierna akceptacja i przekonanie, że nie ma możliwości innego życia.

A jednak tak nie jest. A jednak można, choćby częściowo, wyrwać się z tych trybów i mieć dużo większy wpływ na to, jak się żyje i na co poświęca się swój wolny czas, swoją energię, swoje życie. Można pracować tak, jak się chce i żyć w takim otoczeniu, w jakim się chce. Wymaga to odwagi w podejmowaniu decyzji i wyzbycia się strachu przed nieznanym, a przede wszystkim świadomości, że jest to możliwe. Ale o tym to wiem dopiero teraz, kiedy wszystko to przeszłam, przeżyłam sama.

Około 15 lat temu pojawiły się pierwsze nieśmiałe dzwoneczki. Swoim intelektualnym umysłem dostrzegałam zniszczenia środowiska. Myślałam wtedy, że moje działania niewiele zmienią, a więc nic nie robiłam. Myślałam, że winę ponosi rząd, że ja nic nie mogę zrobić. W odczuciu bezsilności i strachu przed nowym wciąż akceptowałam wszystko, ku zadowoleniu otoczenia, bo przecież w grupie raźniej. Wszystko wydawało się takie dalekie i niemożliwe. Myślałam, że to oni powinni coś zrobić. Ale kto to właściwie ci "oni"? To przecież ja, ty, każdy z nas!
Po jakimś czasie przyszedł drugi etap. Zdałam sobie sprawę, że ja również przyczyniam się do niszczenia środowiska. Był to okres wewnętrznej walki samej ze sobą. Wiedziałam już, że wiele rzeczy robię źle, ale bardzo trudno było mi je zmienić. Jedne dawały mi dużo przyjemnych odczuć, inne wymagały większego (jak mi się wtedy zdawało) wysiłku, jeszcze inne wymagały odwagi w bezpośredniej konfrontacji z tzw. normalnymi ludźmi. Gdy zaczęłam się tym dzielić z innymi, "przylgnął" do mnie przydomek tzw. "nawiedzonej".

To prawda, że początek drogi życia ekologicznego jest trudny, ale przecież trudności są po to, aby je pokonywać, uczyć się na nich i rozwijać się dzięki nim. Pojawiają się nowe możliwości, odkrywa się nowy świat, innych ludzi. Jest tutaj pełno harmonii, miłości, twórczości, ciepła i czasu dla innego człowieka. To bardzo wciąga. Nie można o tym zapomnieć. Nowi ludzie, którzy pojawiali się i pojawiają na mojej ekologicznej drodze życia byli/są uśmiechnięci, pogodni, spokojni, jaśniejący, zawsze gotowi dzielić się swoją miłością i pomagać. Uczyłam się obserwując ich. Powoli "stawałam się" wegetarianką. Z uwagą przyglądałam się produktom, które zamierzałam kupić. Starałam się żyć ekologicznie. Dokręcałam kurki, gasiłam światło, segregowałam śmieci, zaczęłam praktykować hatha jogę. Byłam na pograniczu "wielkiej rzeki tzw. normalnego życia" i małego, górskiego strumyka życia ekologicznego. Czasami się bałam tego co robię (bo czemu tak wielu ludzi robi co innego), ukrywałam przed innymi. Ale mój wewnętrzny ogień był bardzo silny. Z czasem stawałam się mocniejsza i pewniej stąpałam po mojej nowej drodze.

Po etapie drugim - wewnętrznej walki, nadszedł trzeci - cisza, akceptacja wewnętrzna, bardzo mocna potrzeba pracy ze sobą. Nie odczuwałam już tego co robię jako wysiłku lub rezygnacji z czegoś. Taki sposób życia stał się częścią mnie samej. Naturalne jest dla mnie to, że segreguję śmieci, jem żywność produkowaną metodami ekologicznymi, nie cierpię z powodu braku samochodu, nie mam i nie chcę mieć telewizora. Oczywiście korzystam z tego wszystkiego, ale tylko wtedy, kiedy naprawdę potrzebuję. Korzystam z komputerów, telefonu, faksu i wszystkich osiągnięć techniki. Chodzi o to, aby korzystać z wszystkiego rozsądnie, wybierać te najlepsze dla środowiska i ludzi rozwiązania. Nie rozkładać bezradnie rąk, że tego, czy tamtego nie ma. Jeśli nie ma to wypracuj to sam! Wszystko jest możliwe, jeśli bardzo chcesz.

Czasami spełniam bardzo ważne funkcje społeczne, a innym razem rozrzucam kompost, sieję nasiona, gotuję, myję naczynia, piorę używając swoich rąk... tak najzwyklej, najprościej, bez pośpiechu, wkładając w każdą z tych czynności wiele serca.

Tak bardzo daleko odeszliśmy od prostoty, a przecież w niej jest najwięcej piękna, mądrości, siły i miłości.

Wróciłam na wieś, bo jest to miejsce, gdzie można ponownie odnaleźć siebie.

Jadzia Łopata

Fragmenty z książeczki Rozwój ekologicznej świadomości wydanej przez ECEAT-Poland. Do zdobycia pod adresem:
ECEAT-Poland
Głębock 24
58-535 Miłków
/ 0-75/61-02-18

ZB nr 10(88)/96, październik '96

Początek strony