Strona główna 

ZB nr 12(90)/96, grudzień '96

SłOŃCE ZWYCIĘSKIE CZY BOŻE NARODZENIE

Boże Narodzenie nabiera dla mnie znaczenia nie tyle jako święto chrześcijańskie, co jako święto starodawne - okres w roku, kiedy przypominam sobie prawdę, która była żywym doświadczeniem przez tysiąclecia: że teraz, w samym środku tych mrocznych miesięcy, światło słońca, które od swego zenitu w pełni lata osłabło i zmizerniało, wykarmi ziarna, co spoczywają już głęboko w ziemi, za kilka tygodni otworzy buzie pierwszych kwiatów i znów przyniesie nam wiosnę.

Tessa Strickland

Kiedy zbieramy się dokoła bożonarodzeniowej choinki i otwieramy prezenty, naśladujemy Rzymian i Greków, Syryjczyków i Persów, Minojczyków, Egipcjan i Sumerów.

rys. Agnieszka Ziobrowska
W dawnych czasach wiecznie zielone drzewko z mrugającymi pośród gałęzi świeczkami czczone było jako Drzewo Życia i Drzewo Świata, zjednoczenie wymiarów nieba, ziemi i świata podziemnego. Było kosmiczną osią w centrum świata. Zieleń Drzewa Życia w tej najmroczniejszej chwili była kiedyś dla ludzkości znakiem i obietnicą wiecznie odnawianego życia. A płomyki na drzewku były świętem ponownego rozpalenia niebiańskiego ogniska w jego zimowych podziemiach śmierci.

Na całym świecie ludzie od tysięcy lat obchodzą religijną uroczystość zimowego przesilenia, kiedy to zstępowanie słońca zostaje powstrzymane i zawrócone, jak nam się z Ziemi wydaje. Tę zmianę stanu w środku zimy przeżywano jako odrodzenie słońca i upamiętniano jako narodziny słonecznego boga, świetlistego dziecka bożego.

Jak niebiańskie słońce wznoszące się z mrocznych głębi, owi synowie boży rodzili się o północy, ukryci w głębi ziemi (w trzcinach, jaskini, żłobie), a okrzyk: "Dziewica porodziła! Światło przybiera!" rozlegał się jak echo w wielu językach, po wszystkich wiekach. W starożytnym Egipcie byli to Ozyrys i Horus, a później Aion, w Grecji - Dionizos, Helios i Orfeusz, a w Persji i Rzymie - Mitra.

Jedno z najstarszych przedstawień Matki-Dziewicy ze świętym dzieciątkiem na kolanach pochodzi z III tysiąclecia p.n.e. z Mezopotamii. Na późniejszych pieczęciach cylindrycznych z Babilonii przedstawione jest składanie darów rozbawionemu dziecku, które wpatruje się w matkę siedzącą pod drzewem, być może Drzewem Życia. Widuje się na nich również sceny hołdu składanego dzieciątku, z motywem gwiazdy i półksiężyca, co sugeruje, że jest to boska matka-dziewica Isztar z synem. Na pewnym sygnecie minojsko-mykenskim sprzed trzech i pół tysiąca lat syn pozdrawia dłonią swoich wyznawców w zbrojach, ściskających w dłoniach laski z pączkujących gałęzi. Za ich plecami widać urny. A na pewnym pierścieniu z IV w. n.e., to Dzieciątko Jezus przyjmuje dary od Trzech Króli, a Józepokazuje gwiazdę, która ich prowadziła tak długo, aż zatrzymała się nad Dzieciątkiem.

Takie zbieżności nie uchodziły uwadze chrześcijańskich Ojców Kościoła. Św. Jeremiasz, który przetłumaczył Pismo Święte na łacinę, zwrócił uwagę, że Betlejem otoczone było gajem syryjskiego Pana, Adonisa i że Jezus płakał tam, gdzie opłakiwano kochanka Wenery.

Początkowo narodziny Chrystusa obchodzono 6 stycznia, w 12 dni po zimowym przesileniu słonecznym (obecnie święto Trzech Króli), kiedy Jezus został objawiony Mędrcom ze Wschodu jako Chrystus. W tamtych czasach, w dniu tym przypadało w Aleksandrii święto narodzin Aiona (późniejszej wersji Ozyrysa) z greckiej Kory (tj. "Panny"), utożsamianej z egipską Izydą, której gwiazdą był Syriusz. Przez wieki Egipcjanie co roku wyglądali na wschodnim horyzoncie Syriusza, który ogłaszał narodziny Ozyrysa, czyli Horusa, i wezbranie wód Nilu, przynosząc krajowi życie i życie wieczne zarazem.

Albo też: W wigilię tego dnia zwykło się spędzać wieczór na śpiewach i służbie przed obrazami bogów. O świcie schodziło się do krypty i wynosiło drewnianą figurę ze znakiem krzyża i złotego słońca na dłoniach, kolanach i głowie. Obnoszono ją w procesji, po czym składano z powrotem w krypcie. A mówiło się, że czyni się tak, gdyż "Dziewica" porodziła "Aiona". To nie opis pasterki i pierwszego dnia świąt Bożego Narodzenia z IV w. n.e., lecz święta Kory w jej świątyni w Aleksandrii, autorstwa chrześcijańskiego św. Epifaniusza.


Natomiast w IV w. n.e. Kościół Zachodni w Rzymie ogłosił, że narodziny Jezusa Chrystusa miały miejsce 25 grudnia, tj. w dniu zimowego przesilenia wg kalendarza juliańskiego. Od tej chwili narodziny Chrystusa pokrywały się dokładnie z odrodzeniem słońca i został mu przyznany tytuł Sol Invictus, czyli Niezwyciężonego Słońca, który wcześniej nadano Mitrze, a jeszcze wcześniej innym istotom, którym różne tradycje przypisywały boskie narodziny. Wtedy też święty dzień Chrystusa przeniesiono z soboty - dnia Saturna na niedzielę - dzień Słońca. Oczywiście dla chrześcijan miało to niepowtarzalne znaczenie, ale symbolika jest tu uniwersalna.

Ten uniwersalny temat jest wciąż żywy w mądrości ludowej, jako że wiele z obrzędów bożonarodzeniowych ma znaczenie przekraczające granice epoki, kultury i wiary. A choć znaczenie wielu z naszych zwyczajów poszło dziś w zapomnienie, wciąż je zachowujemy. Wracając do świątecznej choinki, srebrna gwiazda na czubku, którą widzieli Trzej Królowie, jest również mitycznym przedstawieniem gwiazdy na biegunie Axis Mundi jako Drzewa Życia. Może dlatego na całym Bliskim Wschodzie boskim narodzinom towarzyszyły gwiazdy.

Czasem gwiazdę zastępujemy słomianym aniołkiem, co pochodzi od Panny Zboża (pierwotnie grecka Persefona, córka bogini żniw Demeter), przedstawianej w czasie żniw jako kukła ze snopa i rozsypywanej w Boże Narodzenie nad bydłem i na polach. Patrząc jeszcze bardziej wstecz, aniołek na czubku choinki jest wspomnieniem egipskiej bogini-matki Izydy albo Nut, która wynurzyła się spomiędzy gałęzi Drzewa Życia, niosąc w darze pokarm i wodę nieśmiertelności.

Dusze, gwiazdy i świece należą do jednej rodziny obrazów, a bożonarodzeniowe znaczenie świec pochodzi od pradawnego wierzenia, że istoty żywe stają się po śmierci światłami niebieskimi i świecą jako gwiazdy, tworząc niebiańskie drzewo dusz rozsianych jak kwiaty po nocnym niebie.


rys. Jas. W. Felter
Wiele ze świąt przesilenia słonecznego miało ongiś formę świąt ognia, na cześć odrodzonego słońca. Według europejskiej mądrości ludowej jemioła ze swoimi bladożółtymi jagodami kryje w sobie nasienie słonecznego ognia. Zbierano ją w przesilenie letnie i zimowe i palono z dębowymi gałęziami w ogniskach, które płonęły po polach Europy, gdy dzień zaczynał się wydłużać albo skracać. Magiczną złotą gałąź, która miała prowadzić i chronić Eneasza w świecie podziemnym, wyobrażał sobie Wergiliusz jako podobną do jemioły rosnącej na dębie. Jemioła więdnąc przybiera złoty kolor, więc mówi się, że żyje po śmierci. Kiedy wieszamy ja pod sufitem, kontynuujemy uzdrawiający rytuał druidow i czynimy zadość skandynawskim wierzeniom, że zetkniecie się z ziemią przywróciłoby jej moc ranienia. Gdyż opowiada się, że strzała z jemioły uśmierciła skandynawskiego boga słońca, promiennego Baldra, jako że jemioła - jako jedyna istota na świecie - była zbyt młoda, by złożyć mu przysięgę lojalności. Tak więc Loki, demoniczny bóg ognia, mógł jej użyć przeciw niemu. Mit ten wyraża nasz ambiwalentny stosunek do ognia, więc gdy całujemy się pod jemiołą, odpędzamy jej złowróżbną siłę i przywołujemy moc uzdrawiania.

Z zasady nie powinno się rozwieszać ozdób choinkowych przed Wigilią, ani trzymać dłużej niż do 6 stycznia, bo przynosi to pecha. Ale dlaczego właśnie ten okres 12 dni jest taki szczególny? W kalendarzu chrześcijańskim to czas od Bożego Narodzenia do święta Trzech Króli, które upamiętnia też chrzest Chrystusa w Jordanie i jego pierwszy cud na weselu w Kanie Galilejskiej. W chrześcijaństwie dni te stanowią święty czas miedzy Boskim wcieleniem i objawieniem Chrystusa światu, zawierają więc jakby w sobie swoistą pełnię.

Ale kres ten ma niepowtarzalne znaczenie również w innych kulturach. 6 stycznia kończyły się w Rzymie Saturnalia, święto przesilenia słonecznego. Był to czas karnawału, pełen zabaw i rozluźnienia obyczajów na cześć starych dobrych czasów, gdy Saturn rządził na świecie - zwykłe zasady zachowania były wówczas zawieszone, tak jakby dni te nie liczyły się w kalendarzu.

Zwłaszcza porządek społeczny ulegał odwróceniu, tak że np. panowie usługiwali swoim niewolnikom przy stole, a rządy sprawował błazeński król wybrany spośród ludu, podczas gdy prawdziwy monarcha usuwał się w cień.

W folklorze potwierdzonym od gór Szkocji, poprzez Celtów, aż po Ariów wedyjskich Indii, 12 pierwszych dni nowego roku (niezależnie kiedy obchodzonego) uważano za mikrokosmiczny obraz całego roku - każdy dzień odpowiadał jednemu z 12 miesięcy, tak że można było z nich przepowiedzieć charakter, a nawet pogodę miesięcy danego roku.

Przekonanie to wyjaśnia się, gdy obliczy się rozbieżność miedzy rokiem lunarnym i solarnym, co miało niegdyś większe znaczenie dla ludzi bardziej zżytych z porami roku. Jako że rok lunarny ma 354 dni, a solarny - 365 i pół, można je uzgodnić dodając 12 dni do roku lunarnego. Ale te dodane dni były jakby poza czasem, były świętym czasem, kiedy to ustalone role i nawyki mogły być szczęśliwie zlekceważone, by mogła pojawić się nowa, twórcza energia. We wszystkich tych tradycjach ów święty okres kończył się w noc dnia dwunastego: zabawy cichły, ostatnie ogniska gasły, świąteczne ozdoby chowano na następny raz i zaczynał się nowy rok.

A Święty Mikołaj? Opowiada się o nim, że pewnego razu zobaczył przez okno trzy panny płaczące rzewnymi łzami, bo nie wiedziały skąd zdobyć posag (a nie stracić przy tym cnoty). Gdy poszły spać, wrzucił im przez okno trzy skarpety pełne złota, potem jeszcze i jeszcze raz - tak że dostały prezenty trzy razy, a nie tylko raz, jak my. Święty Mikołaj, mknący po niebie w swoim czerwonym płaszczu, na saniach ciągnionych przez renifery, przypomina Heliosa - greckiego boga słońca, z jego konnym zaprzęgiem (tyle że w bardziej zimowej wersji) albo germańskiego Wotana, który też "latał" po nocy i dawał prezenty.

A obraz Maryi z Dzieciątkiem Jezus na kolanach? Z prawą raczką wzniesioną w geście Logosu, Słowa Bożego, którego wcieleniem będzie jego życie i nauka, a z lewą czasem spoczywającą na kiści winogron, które należy rozumieć jako istotę jego życia - mistyczny owoc krzewu winnego - zmiażdżonego jak winne grono, by dać wszystkim wino życia wiecznego.

Choć wcześni chrześcijanie czynili liczne porównania miedzy Jezusem a Bachusem (rzymskim odpowiednikiem Dionizosa, którego owocem też było wino, poćwiartowanego i także zmartwychwstałego) warto by się może zastanowić co znaczyłby ten obraz dla ludzi z najróżniejszych czasów i krajów. Matka i dziecko mają w sobie ten spokój, będący uznaniem przeznaczenia, szczególnie w przypadku winogron - przeznaczenia śmierci i przemiany, które jest udziałem każdego człowieka. Czy obraz ten jest kontemplacją narodzin Jednorodzonego Boskiego Dzieciątka raz jeden w historii wcielonego czy też twórczego i zbawczego wyobrażenia istniejącego w każdej ludzkiej istocie, którego wcieleniem jest to Dzieciątko, a bez którego nic nie zdziałamy, jest kwestią, od której zależy rzeczywiście uniwersalne znaczenie Bożego Narodzenia.

Jules Cashford

Na podstawie "Resurgence" nr 173 opracował i przetłumaczył Marek Sodolski.


ZB nr 12(90)/96, grudzień '96

Początek strony