"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 4 (94), Kwiecień '97


WYSTĄPIENIE POSŁANKI URSZULI PAJĄK (SLD)
W ZGROMADZENIU NARODOWYM

Podczas pierwszego czytania projektów konstytucji przedłożonych w określonym przepisami trybie byłam jedną z tych, którzy wnosili o uwzględnienie jeszcze jednego, maleńkiego - bo złożonego zaledwie z kilku paragrafów - projektu konstytucji ekologicznej.

Projekt ten powstał na skutek niewystarczająco chroniących środowisko naturalne zapisów w projektach konstytucji już istniejących. Nie można również wykluczyć, że autorom mogło zależeć także na zupełnym odpolitycznieniu tego problemu, aby zdobyć dla niego poparcie wszystkich sił politycznych czy społecznych. Warto pamiętać, że stosunkowo najwięcej na temat ochrony środowiska można było znaleźć w projekcie złożonym przez SLD, natomiast wniesiony przez NSZZ "Solidarność" - zwany szumnie i dumnie projektem obywatelskim - poza bardzo ogólnym zapisem na początku, w dalszym tekście zupełnie tego problemu nie zauważa. Może więc dobrze się stało, ze ten drobny projekt konstytucji ekologicznej powstał, że mimo niewniesienia go w określonym przepisami trybie zastał przez członków Zgromadzenia Narodowego dostrzeżony i że następnie był uwzględniony w trakcie prac powołanej przez Zgromadzenie Narodowe Komisji Konstytucyjnej. Efekty tego uwzględnienia omówił poseł Gawlik.

Pragnę dziś bardzo, bardzo gorąco podziękować wszystkim tym członkom Komisji Konstytucyjnej, którzy w ferworze ostrych nieraz sporów o sprawy z punktu widzenia polityków rzeczywiście ważne, jak np. podział władzy pomiędzy rządem, Sejmem, Senatem i prezydentem, nie zgubili spraw znacznie ważniejszych z punktu widzenia zwykłego, nie mającego pojęcia o wielkiej polityce człowieka.

Różnie dziś jeszcze podchodzimy do potrzeby ochrony środowiska. W czasie, gdy my byliśmy w wieku szkolnym, nikt nas tego nie uczył, bo nie było takiej potrzeby - rzeki były pełne czystej wody, powietrze świeże, a trawa i lasy zielone. Nikomu nawet nie przyszło do głowy, ze w ciągu jednego pokolenia może być inaczej, że w którymś momencie rzeki zamienią się w trujące ścieki, że w powietrzu będzie więcej spalin niż tlenu, a wiele drzew w środku lata straszyć będzie martwymi konarami.

Żyjąc w betonowo-asfaltowych mrowiskach, mając żywność nie gdzieś na polu czy w oborze, ale w pobliskim sklepie, a wodę w kranie, żyjąc w szalonym tempie, aby zarobić na te wszystkie cudeńka, które daje nam dzisiejsza cywilizacja i postęp technologiczny - nie zauważamy często, że przyroda na naszych oczach i przy naszej cichej akceptacji umiera. Związku pomiędzy żywą przyrodą a dalszym bytem człowieka na ziemi wielu z nas nadal jeszcze nie widzi. I gdyby nie widzieli tego wyłącznie przeciętni obywatele, którzy ponoszą odpowiedzialność tylko za własne życie, to jeszcze pół biedy. Tragedią jest jednak, jeżeli tego związku nie widzą także i ci, którzy z jednej strony - chociażby poprzez publikacje prasowe - wpływają poważnie na świadomość społeczeństwa, z drugiej zaś - tworzą, współtworzą czy rządzą na podstawie istniejącego prawa. Przykładem jest chociażby pogląd wygłoszony tydzień temu tu, na tej sali, przez ministra transportu i gospodarki morskiej, przykładem jest także wypowiedź pana prof. Wiktora Osiatyńskego.*) [przytoczony poniżej - red.]. Obaj panowie są zdania, że nie można ograniczać wolności obywatelskich w imię czegoś takiego, jak ochrona środowiska właśnie. Ponieważ prawa, w tym najważniejszego z nich - konstytucji, nie tworzymy dla siebie ale dla obywateli, w tym być może również dla przyszłych pokoleń, odpowiedzmy sobie na pytanie: co naprawdę jest dla życia i zdrowia człowieka niezbędne? Aby człowiek mógł korzystać z różnych praw i wolności, musi najpierw żyć, być w miarę zdrowy i wykształcony. Dla istnienia człowieka niezbędne są tylko 3 - i aż 3 - podstawowe rzeczy: powietrze, którym oddycha, woda i żywność wyrosła czy wyhodowana na glebie. Cała reszta potrzeb wyższego rzędu, czy nam się to podoba czy nie, jest już tylko efektem rozwoju społecznego, cywilizacyjnego, edukacji i postępu technicznego.

Nie negując żadnych potrzeb dzisiejszego człowieka, chcę zauważyć, że pogorszenie jakości, ograniczenie lub brak dostępu do tych podstawowych może wyeliminować potrzeby wyższego rzędu. Dlaczego? Otóż obce naturze związki czy pierwiastki chemiczne wywołują w organizmie człowieka ogromne spustoszenia, choroby, o których jeszcze sami będąc dziećmi nie słyszeliśmy, bo albo nie istniały, albo występowały ogromnie rzadko. Warto przy okazji zwrócić uwagę, że choroby wynikające z życia w systematycznie zatruwanym środowisku nie pojawiają się natychmiast, nic nie dzieje się tak nagle, jak np. w wypadku samochodowym. Tu skutki widzimy natychmiast. Jesteśmy przerażeni widokiem zmasakrowanych ciał i efekt jest taki, że zdecydowana większość stara się jeździć ostrożnie, a niesubordynowanych staramy się zdyscyplinować zaostrzaniem prawa i ściganiem przez policję drogową. Tymczasem chyba właśnie ze względu na fakt, ze skutki zatrucia środowiska są rozłożone w czasie - i to w czasie bardzo odległym, bo sięgającym nawet przyszłych pokoleń - nie umiemy dostrzec powiązań pomiędzy przyczyną a skutkiem. I to nas jakoś nie przeraża, chociaż nie każdy z nas potrafi zrozumieć, dlaczego np. część małżeństw nie jest w stanie mieć dzieci; dlaczego niektóre matki nie są w stanie donosić ciąży, bo albo poronią, albo płód zamiera w ich łonie; dlaczego rodzą się dzieci już od urodzenia chore, astmatyczne, alergiczne, z upośledzeniami fizycznymi czy umysłowymi, z przerażającymi wadami genetycznymi, chore na różne postaci raka, dzieci-rośliny, dzieci-mutanty, niezdolne nigdy do zostania w dorosłym życiu normalnymi obywatelami, mogącymi pojąć czy domagać się swoich obywatelskich praw. Dobrze jeszcze, jeżeli potrafią samodzielnie zaspokoić własne potrzeby fizjologiczne - często jednak i do tak naturalnych czynności potrzebują pomocy jeszcze normalnego, drugiego człowieka.

Zdaję sobie sprawę, że to, co tu opowiadam, brzmi jak treść scenariusza filmu grozy, ale ja nie opowiadam scen z fantastycznego filmu, ja opisuję rzeczywistość; rzeczywistość, którą mamy już dziś, chociaż nie chcemy jej dostrzec, chociaż staramy się ją wstydliwie schować w domach pomocy społecznej. I można by ją schować, gdyby takie przypadki zdarzały się wyjątkowo rzadko. Ale niestety - dzieci z mniej lub bardziej uszkodzonym kodem genetycznym jest coraz więcej. Np. na Śląsku jest to już co trzecie dziecko. Co będzie, jeżeli takie dzieci dożyją wieku dorosłego i zechcą mieć własne dzieci, gdy założą się na siebie 2 różne uszkodzone kody genetyczne? Ja nie wiem, czy rzeczywiście w imię korzystania przez nas dzisiaj z niczym nie ograniczonego prawa do zanieczyszczania środowiska mamy pozwolić na taki właśnie zdegenerowany rozwój przyszłych pokoleń? Czy te przyszłe, zdegenerowane pokolenia potrafią zrozumieć i korzystać z praw dzisiaj przez nas tworzonych? Absolutnie nie! Wręcz przeciwnie, musimy uczynić wszystko, co z naszej strony możliwe, aby powstrzymać emisję niebezpiecznych, szczególnie kancerogennych i mutagennych toksyn do środowiska. Jednym ze sposobów jest właśnie zapisanie w prawie dla państwa i jego obywateli najważniejszym, czyli w konstytucji, obowiązku ochrony środowiska przynajmniej w sposób nie pogarszający jego obecnego stanu, a jeżeli to tylko możliwe - naprawiającym tan stan. Nawet jeżeli w tym celu będziemy musieli zrezygnować z części przysługujących nam praw i wolności obywatelskich. Będąc świadomi, w imię jakich racji to robimy, że tu nie chodzi już tylko o jakieś ptaszki, żabki czy kwiatki, jak to pogardliwie usiłują bagatelizować przeciwnicy działań ekologów, ale o coś znacznie ważniejszego. Myślę, że już nikt z nas nie będzie miał wątpliwości, czy musimy to robić czy też jest to tylko niczym nie uzasadniona nadgorliwość. Nie mając tych wątpliwości, zrobię wszystko, co będzie w mojej mocy, aby projekt konstytucji przygotowywany tak długo, tak pracowicie i z tak dużą świadomością odpowiedzialności za przyszłe pokolenia był zaakceptowany przez społeczeństwo i wszedł w życie tak szybko, jak to tylko będzie możliwe. Dziękuję za uwagę. (Oklaski).

posłanka Urszula Pająk


WOLNOŚĆ CZY ŚRODOWISKO?

Z art. 29 należałoby jednak wyrzucić słowo "środowisko". Chyba tylko z nadgorliwości Komisja Konstytucyjna uznała "ochronę środowiska" za jedną z wartości, w imię których można ograniczać prawa obywatelskie. To bardzo ryzykowny zapis, szczególnie jeśli uświadomimy sobie, że wszelka działalność człowieka jakoś wpływa na środowisko. Zapis ów daje ustawodawcy wielką swobodę we wprowadzaniu ograniczeń. A z drugiej strony - środowisko jest w projekcie chronione w sposób nie spotykany gdzie indziej, bo aż trzema postanowieniami konstytucji. Art. 5 mówi, że zapewnienie ochrony środowiska - w myśl zasady zrównoważonego rozwoju - jest jednym z głównych zadań Rzeczypospolitej. Art. 71 stwierdza, że ochrona środowiska jest obowiązkiem władz publicznych, które ponadto mają wspierać działania obywateli na rzecz ochrony i poprawy stanu środowiska. Wreszcie art. 81 wymienia dbałość o stan środowiska wśród obywatelskich obowiązków.

Cieszę się, ze będę żyć w tak dobrze chronionym środowisku i ponosić odpowiedzialność, jeśli spowoduję pogorszenie jego stanu (to również przewiduje art. 81 projektu), nie chciałbym jednak obawiać się, że na dodatek państwo może ograniczyć moje prawa, powołując się na troskę o ochronę środowiska.

prof. Wiktor Osiatyński "Gazeta Wyborcza" z 24.2.97, s.17.


"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 4 (94), Kwiecień '97