"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 5 (95), Maj '97


POLE MOKOTOWSKIE NIE OBRONI SIĘ SAMO!

Nieprzypadkowo Pole Mokotowskie jest miejscem tegorocznych obchodów Dnia Ziemi. Wszystko bowiem wskazuje na to, że wyrok ostatecznie skazujący ten park na zniszczenie, właśnie zapada.

Nie pora jednak jeszcze na epitafium dla Pola*), wbrew postanowieniom władz stolicy i wielu warszawiakom, którzy dali się już omamić obłędną atmosferą warszawskich konieczności komunikacyjnych. Pole Mokotowskie - ten niegdyś 200-hektarowy pas zieleni pośród miasta - jest od ponad pół wieku przedmiotem rozlicznych sporów. Projekty jego zabudowy zaczęły lawinowo powstawać jeszcze przed wojną, kiedy to w latach 30. przeniesiono lotnisko i wyścigi konne z Pola na Okęcie i Służewiec. Przedwojenni urbaniści już wówczas docenili znaczenie Pola jako klina nawietrzającego zatłoczone Śródmieście i skutecznie sprzeciwiali się budowlanym zakusom władz miasta.

Po wojnie zwrócono uwagę na klimatotworczą funkcję Pola, przeznaczając jego tereny na cele wypoczynku i sportu - lecz to, niestety, było wszystko. Na skutek szeregu przypadkowych decyzji rozpoczęła się parcelacja Pola. Powstał gmach GUS, budynki Politechniki Warszawskiej, Biblioteka Narodowa, biuro MPRO (opiekuna tutejszej zieleni!) wybudowane na żywym ciele parku i wiele innych obiektów (ok. 40). Północnym skrajem Pola poprowadzono Trasę Łazienkowską, a południowym - ul. Batorego. Na szczęście nie wszystkie powstające projekty zrealizowano - bądź to z braku środków, bądź na skutek protestów różnych środowisk. Z 200-hektarowego niegdyś pasa zieleni pozostał obecnie niespełna 60-hektarowy park. Napór kolejnych inwestorów nasilił się w ostatnich 2 latach. Planowane inwestycje takie, jak: budowa przez środek Pola trasy komunikacyjnej (przedłużenie ul. Batorego do ul. Banacha) wraz z mającą przylegać do niej stacją benzynową i parkingami, zabudowa sąsiadujących z parkiem ogródków działkowych "Rakowiec" (decyzje o ich likwidacji podjęły już władze dzielnicy Mokotów), a także zabudowa kubaturowa terenów położonych w południowej części klina nawietrzającego (za ul. Racławicką) zniszczą ostatecznie bezcenne walory Pola Mokotowskiego, zamieniając je w śródmiejski skwer. Tym samym zniweczone zostaną kilkudziesięcioletnie starania najwybitniejszych urbanistów i architektów Warszawy, aby zachować ten ciągły pas zieleni dla przewietrzania zatłoczonego Śródmieścia.

Kolejny i najnowszy rozdział walki o Pole Mokotowskie rozpoczął się pod koniec ubiegłego roku, kiedy to grupa mieszkańców Warszawy utworzyła Stowarzyszenie "Ocalmy Pole Mokotowskie". Zebrano bez mała 2 tys. głosów protestu przeciwko dalszemu niszczeniu Pola i przesłano je prezydentowi Warszawy - Panu Marcinowi Święcickiemu. W odpowiedzi, która nadeszła jeszcze w grudniu, Pan Prezydent wyraził swoją głęboką troskę o przyszłość Pola Mokotowskiego, ale budowę trasy komunikacyjnej przez jego środek uznał za przedsięwzięcie naprawdę pilne w świetle rosnącej liczby samochodów stojących w korkach m.in. na Trasie Łazienkowskiej. Zapewnił jednocześnie, że w szukaniu rozwiązań transportowych ochrona środowiska odgrywa bardzo istotną rolę. Takim rozwiązaniem, "minimalizującym ekologiczne koszty" mogłoby być - wg Pana Prezydenta - jedynie poszerzenie ul. Rostafińskich i połączenie jej z ul. Banacha wydłużonym rondem na Żwirki i Wigury (ul. Rostafińskich jest lokalną, waską uliczką biegnącą pomiędzy Polem a działkami "Rakowiec", zaledwie kilkadziesiąt metrów od planowanej trasy przebicia Pola na wprost do ul. Żwirki i Wigury).

Zamiast komentarza dodam, że w 1980 r. ówczesny prezydent stolicy na skutek interpelacji architektów i urbanistów Warszawy wstrzymał rozpoczętą już budowę przedłużenia ul. Batorego przez Pole, a także inne inwestycje planowane na tym terenie. Jednocześnie Urząd Miasta St. Warszawy zobowiązał się do opracowania kompleksowego planu zagospodarowania Pola Mokotowskiego w powiązaniu z ogrodami działkowymi, parkiem Żołnierzy Radzieckich i obrzeżami parków. Plan ten nie został jednak zatwierdzony z uwagi na brak zgody różnych resortów, które miały tu swoje lokalizacje. Nowe plany szczegółowe aktualnie powstają, lecz na co możemy liczyć? Tymczasem wiemy, że działania projektowe zostały podjęte, a na Polu rozpoczęto pomiary geodezyjne, zlecone przez Zarząd Dróg Miejskich w Warszawie.

Stowarzyszenie "Ocalmy Pole Mokotowskie" dąży do utworzenia silnego frontu obrony tego, co jeszcze można uratować. Uważamy bowiem, że jakiekolwiek projekty zagospodarowania Pola powinny służyć nade wszystko zachowaniu jego dotychczasowych funkcji: wypoczynkowo-rekreacyjnej i klimatotwórczej. Będzie to możliwe tylko wtedy, gdy uratowana zostanie przyrodnicza, fizyczna i krajobrazowa łączność Pola z pasem luźnej zabudowy i zieleni, sięgającym Okęcia i południowo-zachodnich granic miasta. Na Polu Mokotowskim wypoczywają tysiące mieszkańców trzech dzielnic: Ochoty, Śródmieścia i Mokotowa. Mogą tutaj leżeć na trawie w znośnej odległości od kłębów spalin i ulicznego zgiełku. Ci, którzy wybiorą bardziej dziką część parku, przylegającą do ogródków działkowych, może jeszcze tej wiosny usłyszą słowika, wilgę lub spotkają jeża. Usilnie pragniemy ochronić te bezcenne skarby tu, w centrum 2-milionowej metropolii. Koleje losów Pola Mokotowskiego to smutny przykład tego, że zieleń miejska jest traktowana przez inwestorów i władze jako rezerwa terenu pod zabudowę, podczas gdy miasta wkraczające w XXI w. z ogromnym balastem uciążliwości cywilizacyjnych powinny nadąć jej status pomników i rezerwatów przyrody. Tymczasem ostatnie enklawy czynnej zieleni warszawskiej tnie się np. nowymi ulicami tak, aby te dzielnice, które dotychczas były bardziej niż inne przyjazne ludziom, uczynić bardziej przyjaznymi dla samochodów! Wg danych stacji monitoringowych Mokotów, obok Żoliborza i Pragi Południe, jest najmniej zanieczyszczony spalinami i hałasem. Budowa ul. Batorego przez Pole Mokotowskie i włączenie jej w obwodnicę Śródmieścia wyprowadzającą ruch z Trasy Siekierkowskiej przez Mokotów, Ochotę, Wolę na Żoliborz ujednolici jedynie wyniki pomiarów stacji monitoringowych. Szacuje się, że w Warszawie udział zanieczyszczeń komunikacyjnych w ogólnym bilansie zanieczyszczeń atmosfery dochodzi do 70% i przy żywiołowym rozwoju motoryzacji wykazuje tendencję wzrostową.

Czy Warszawa musi podzielić smutny los np. Los Angeles lub wielu miast w krajach słabiej rozwiniętych, gdzie wyasfaltowane drogi i parkingi zajmują ponad 60% powierzchni, a samochody i tak stoją w korkach i smogu? Znacznie bliżej odnaleźć możemy bardziej godne naśladowania przykłady. Miasta Holandii, Danii, Szwajcarii, Szwecji czy Niemiec już w latach 70. zaniechały rozwoju motoryzacji w swoich centrach. Tzw. ciężki transport kierowany jest tam na obwodnice (zestawmy to z naszą Trasą Łazienkowską lub ul. Grojecką!), a drastycznym ograniczeniom w korzystaniu z samochodów osobowych w mieście towarzyszy atrakcyjna oferta środków komunikacji zbiorowej. Ponadto nie dziwi tam nikogo widok wytwornych dam i panów jadących rowerami. Masowy powrót rowerów wspierany jest w tych krajach polityką władz lokalnych i państwowych. Np. Holendrzy planują do 2010 r. wzrost używalności roweru o 1/3 poprzez inwestowanie ogromnych środków finansowych w budowę dróg rowerowych i promocję roweru w połączeniu z komunikacją zbiorową. Alternatywne wobec budowy nowych jezdni, a przyjazne ludziom i przyrodzie rozwiązania problemów komunikacyjnych są więc możliwe, wymagają jednak szerokiej akceptacji społecznej, zmiany naszego stylu życia i myślenia oraz uniezależnienia się polityków od wpływowego lobby przemysłu motoryzacyjnego i budowlanego. Wiele jeszcze można zmienić wokół nas, aby uczynić nasze życie bardziej wygodnym i bezpiecznym. Pamiętajmy jednak, że park zamienić w ulicę nie jest trudno, ulice zaś zapewne nigdy nie staną się parkiem.

Dzień Ziemi świętowany właśnie na Polu Mokotowskim jest świetną okazją do przypomnienia i nagłośnienia problemów tego rejonu Warszawy, a także do umieszczenia ich w szerszym kontekście. Przy okazji sesji naukowych w tygodniu poprzedzającym obchody pokazana zostanie na ratuszu wystawa prac plastycznych dzieci pt. "Ocalmy Pole Mokotowskie". W dniu festynu na Polu zorganizowany będzie punkt informacyjny umożliwiający ludziom wgląd do dokumentów i listów, które nadeszły w odpowiedzi na protesty przeciw zabudowie Pola (m.in. PIOŚ, MOŚZNiL, Konserwator Przyrody). Nadal zbierane będą głosy protestacyjne mieszkańców Warszawy, tym razem jednak indywidualne protesty trafią na biurko prezydenta Warszawy w formie wymownych kartek pocztowych. Przygotowywana jest ponadto mapka okolic Pola z lokalizacją nie istniejących jeszcze - acz planowanych - placów (pl. Puławski, pl. Zesłańców Syberyjskich) i z ulicami (np. ul. Chodkiewicza), których nazwy nie kojarzą się warszawiakom z planowaną tu inwestycją komunikacyjną. Nowe nazwy zaczynają pojawiać się w prasie i różnych dokumentach związanych z Polem, tuszując problem. To wszystko dla dorosłych, a dla dzieci będą zabawy i konkursy tematycznie związane z Polem i jego zagrożeniami. Zorganizowane zostaną np. zawody polegające na wytyczaniu trasy przebiegu planowanej ulicy.

Do zobaczenia na Polu Mokotowskim 27.4., na tyłach baru "Marilyn".

Iza Wyszomirska

*) W artykule tym przypominam teksty Iwony Jacyny, która przez wiele lat bohatersko broniła interesów Pola. W 1986 r. napisała jednak: Myślę, że o Polu Mokotowskim piszę po raz ostatni - po prostu Pola już nie ma.

RATUJMY ZIELEŃ KRAKOWA!

Województwo krakowskie obejmuje teren położony u zbiegu kilku znacznie różniących się od siebie krain geograficznych. Fakt ten miał istotny wpływ na szatę roślinną miasta i jego okolic. W przeszłości do samego miasta docierały lasy. Niezależnie od tej zewnętrznej zieleni pierwotnej powstawały także ogrody i parki wewnętrzne. Powodowało to tak specyficzny wygląd miasta, że w 1912 r. Ebenezer Howard - inicjator budowy miast-ogrodów, patrząc na wspaniałe położenie Krakowa z jego wielką ilością zieloności, błoniami, plantacjami, nazwał Kraków miastem-ogrodem z naturalnego rozwoju.

Zieleń krakowska w ciągu wieków ulegała zmianom, ale Kraków zawsze był otoczony bujną zielenią, zarówno zewnętrzną, jak i wewnętrzną. Zjawiska degradujące przyrodę Krakowa nastąpiły po II wojnie światowej i doprowadziły do sytuacji krytycznej. Niestety, r. 1989 nie tylko nie przyniósł korzystnych zmian, ale wręcz ten stan pogłębił. Województwo krakowskie należy do najsłabiej zalesionych województw w Polsce, a sam Kraków - do tych dużych miast, które mają najniższy wskaźnik zieleni. Mimo ciągłej dewastacji zieleni w Krakowie mamy jeszcze sporo terenów cennych przyrodniczo. Na terenie miasta jest 5 rezerwatów przyrody, część trenu obejmuje Bielańsko-Tyniecki Park Krajobrazowy, prawie 140 parków i ogrodów zarejestrowanych jest w ewidencji Wydziału Ochrony Zabytków Urzędu Miasta. To obiekty, które teoretycznie podlegają ochronie. Do tego dochodzą jeszcze zbiorniki wodne (od dużych, takich jak Bagry, poprzez starorzecza do licznych oczek wodnych), wzgórza wapienne, wreszcie odradzające się laski łęgowe. Wszystko to tereny cenne przyrodniczo zarówno pod względem florystycznym, jak i faunistycznym. Ale tereny te spełniają także inne ważne funkcje. Są wykorzystywane w celach wypoczynkowych, zdrowotnych, estetycznych. Ze względu na ogromne zubożenie społeczeństwa są one dla wielu mieszkańców Krakowa często jedynym miejscem wypoczynku i kontaktu z przyrodą (urzędników i biznesmenów to nie interesuje, bo ich stać na mieszkanie w czystej i spokojnej dzielnicy oraz wyjazd daleko za miasto). Jest to niezmiernie ważne dla prawidłowego funkcjonowania organizmu ze względu na kojący wpływ na system nerwowy człowieka i redukcję stresu. Warto również pamiętać o roli obiektów przyrodniczych w edukacji młodzieży. Zieleń miejska wpływa także na mikroklimat, tłumi hałas, oczyszcza powietrze. Jest to szczególnie ważne w takim mieście, jak Kraków: o dużej liczbie mieszkańców, zakładów przemysłowych "produkujących" zanieczyszczenia i hałas, olbrzymiej liczbie samochodów.

Wydawać by się mogło, że zieleń krakowska powinna stać się obiektem szczególnej troski zarówno mieszkańców, jak i władz. Biorąc pod uwagę fakt, że część obiektów jest objęta ochroną prawną - powinniśmy być spokojni o ich los. A dopominać się jedynie o zwiększenie terenów zielonych. Niestety, tak nie jest. Na naszych oczach zastały zdegradowane przez melioracje łąki nad Rudawą, zniszczone przez budowę autostrady łąki tynieckie. Ostatnio mieliśmy przykład barbarzyńskiego niszczenia odradzającego się nad Wisłą między Salwatorem a Przegorzałami lasku łęgowego. Uzasadnieniem dla wycinki była konieczność zabezpieczenia Krakowa przed powodzią. Tymczasem o ile konieczność wycinki drzew w pewnych miejscach nad ciekami wodnymi może być dyskusyjna, to w tym przypadku jest to działalność bezsensowna. Odległość bowiem między korytem Wisły a wałem przeciwpowodziowym w tym miejscu wynosi ok. 0,5 km, następnie między wałem a drogą rozciągają się jeszcze łąki oraz ogródki działkowe, poza tym w pasie międzywala znajduje się szereg zagłębień i oczek wodnych, które mogą przyjąć część wód zalewowych. Mówienie więc o niebezpieczeństwie zalewu to bajki. Prędzej dojdzie do przerwania wałów pod Wawelem, a nawet k. klasztoru Norbertanek niż w tym miejscu. A już szczytem bezmyślności (a może bezczelności?) była wypowiedź dyrektora Okręgowej Dyrekcji Gospodarki Wodnej w rozmowie telefonicznej ze mną, który zadał pytanie: "Czy chce pan, aby zalało krakowską Starówkę?" (gdzie Rzym, gdzie Krym?), a następnie, gdy nie zgodziłem się z jego argumentacją - odłożenie słuchawki telefonu. Argumentację o konieczności wycięcia drzew w tym miejscu należy więc z całą pewnością odrzucić. Należy natomiast zastanowić się nad znaczeniem i potrzebą ochrony lasów łęgowych. Aby nie być posądzonym o ekologiczny fundamentalizm i histerię nad każdym wyciętym drzewem, zobaczmy, co mówią na ten temat zawodowi przyrodnicy. Sięgnijmy do opinii niekwestionowanych autorytetów: prof. Ludwika Tomiałojcia i prof. Andrzeja Dyrcza:

Znaczenie i obecną sytuację lasów łęgowych traktowanych łącznie można streścić następująco:

  1. Są one najbogatszym w ptaki (a także w ssaki - patrz: Aulak 1967) środowiskiem leśnym Europy Środkowej, oferującym możliwość lęgów dla prawie 100 gatunków, czyli dla ponad 40% gatunków ptaków gniazdujących kiedykolwiek w naszym kraju.
  2. Są zasiedlane przez ptaki (i ssaki - Aulak 1967) w najwyższym zagęszczeniu osobników. Oznacza to, że chroniąc przed zniszczeniem hektar tego lasu, chronimy zarazem najwyższą z możliwych liczbę gatunków zwierzęcych i spore ich populacje.
  3. Są one jednym z najsilniej zredukowanych powierzchniowo i najgłębiej zmienionych środowisk leśnych. Do dziś zachowało się ono w Polsce na obszarze, który stanowi zapewne mniej niż 5 % pierwotnego areału, a w swej postaci dojrzałej zapewne mniej niż 1% stanu dawnego. Są więc jednym ze środowisk najpilniej wymagających zabezpieczenia.

(Ludwik Tomiałojć i Andrzej Dyrcz, Przyrodnicza wartość dużych rzek i ich dolin w Polsce w świetle badań ornitologicznych [w:] Ochrona przyrody i środowiska w dolinach nizinnych rzek Polski, Instytut Ochrony Przyrody PAN-u, Kraków 1993, s.27).

Przebywając na omawianym terenie (już po "oskalpowaniu") zaledwie godzinę, nie będąc przy tym ornitologiem i opierając się tylko na odbiorze wzrokowym, stwierdziłem obecność - oprócz dużej ilości wszechobecnych kosów, kawek, srok - także sporo rudzików, kaczek krzyżówek, rybitw, parę sójek i grzywaczy. Oprócz ptaków zauważyłem także 2 sarny. A wszystko to na terenie leżącym w mieście, zaledwie parę minut marszu od pętli tramwajowej. Łęg, o którym piszę, leży na na terenie Bielańsko-Tynieckiego Parku Krajobrazowego. Oczywistym więc wydaje się, że przed przystąpieniem do prac mających na celu wycinkę drzew powinno się zrobić waloryzację przyrodniczą terenu. Takiej waloryzacji nie zrobiono. Bezwzględnie sprawą powinien zainteresować się Zarząd Zespołu Jurajskich Parków Krajobrazowych. Niestety, nie dla wszystkich jest to oczywiste. W rozmowie telefonicznej ze mną pani dyrektor ZJPK stwierdziła, że nie ustosunkowali się do podjętych przez ODGW działań, ponieważ nikt ich o nich nie poinformował, a ona zna sprawę tylko z gazety. Na moją uwagę, czy nie uważa, że ZJPK powinien sam zainteresować się sprawą (chociażby po informacji w gazecie) - odpowiedziała, że nie, ponieważ jest urzędnikiem i zareaguje dopiero wtedy, gdy ktoś ją oficjalnie powiadomi.

Zachowanie pani dyrektor pozostawiam bez komentarza.

Prace nad wycinaniem drzew zostały ze względu na porę lęgową ptaków wstrzymane, ale będą kontynuowane. Aby nie dopuścić do kolejnych barbarzyńskich działań, należy domagać się (niezależnie od oceny ich konieczności) opracowania waloryzacji przyrodniczej terenu, na którym mają być przeprowadzone oraz przewidywanych skutków tych działań. Bez takich opracowań nie wolno zezwolić na wykonanie jakichkolwiek czynności. Mam nadzieję, że wezmą to pod uwagę zarówno krakowskie organizacje ekologiczne, jak i dyr. Rożnowski z Urzędu Miasta, pani dyrektor ZJPK i dyrektor ODGW.

Mariusz Waszkiewicz

CYTAT

"Jakże długo umieją trwać rzeki!" Pomyśleć. Źródła gdzieś tam w górach pulsują i strumyczki sączą się ze skały, łączą się w strumień, w nurt rzeki, i ta płynie stulecia, milenia. Przemijają plemiona, narody, cywilizacje, a rzeka ciągle jest, choć i nie jest, bo woda nie ta sama, tyle że trwają jej miejsce i nazwa, jakby metafora stałej formy i zmiennej treści. Te same rzeki płynęły w Europie, kiedy żadnych dzisiejszych krajów nie było i nie było żadnych znanych nam języków. Właśnie w nazwach rzek zachowały się ślady zaginionych plemion i ich narzeczy. Żyły one jednak tak dawno, że nie ma tu żadnej pewności i badacze snują domysły, które innym badaczom wydają się nie ugruntowane. Nie wiadomo nawet, ile tych imion pochodzi sprzed inwazji indoeuropejskiej, czyli sprzed co najmniej 2 albo 3 mileniów p.n.e. Nasza cywilizacja zatruła wody rzeczne i ich skażenie nabrało potężnego, uczuciowego sensu. Skoro bieg rzeki jest symbolem czasu, skłonni jesteśmy myśleć o czasie zatrutym. A przecież źródła dalej biją i wierzymy w czas oczyszczony. Jestem wielbicielem płynięcia i chciałbym powierzyć wodom moje grzechy, niech płyną do morza.

nadesłał szel

2 Czesław Miłosz, Rzeki [w:]"Tygodnik Powszechny" (z cyklu Tematy do odstąpienia) z 30.3.97.

OGOLONA WISŁA

Królowa polskich rzek tocząc swe wody w kierunku Krakowa, za Bodzowem tworzy łuk sięgający swym ramieniem starej dzielnicy miasta - Zwierzyńca. Na tym odcinku jest kilka urokliwych oczek wodnych, skrytych w gęstym lesie łęgowym porastającym bujnie lewy brzeg rzeki. Niestety! Nastały barbarzyńskie czasy!

W ubiegłym roku Okręgowa Dyrekcja Gospodarki Wodnej wystąpiła do Wydziału Ochrony Środowiska UM z wnioskiem dotyczącym wycięcia 1278 (sic!) drzew na 20-km odcinku Wisły, po obu jej stronach. Na tej podstawie 1.10.96 zapadła decyzja pozytywna, dotycząca prowadzenia prac "antypowodziowych" w pasie 30-metrowym, należącym do ODGW. Jesienią br. ma nastąpić wycinanie drzew na 4-kilometrowym odcinku, który należy do gminy, jak również wzdłuż rzeki Rudawy, gdzie ma pójść pod topór 80 drzew. Zgodę wydał Wydział Ochrony Środowiska UM oraz Wojewódzki Konserwator Przyrody i prezydent miasta. Obecnie prace w pasie należącym do ODGW praktycznie zostały zakończone. Wycinane drzewa to: wierzby, topole, olchy; jest też wiąz, dąb, śliwa - mające niekiedy średnicę pnia dochodzącą do 90 cm i więcej!

Prócz drzew wycinane są również krzewy i łozowiska będące idealnym schronieniem i miejscem lęgowym dla wielu rzadkich gatunków ptaków, których populacja tak w regionie, jak i w skali całego kraju jest niska bądź wykazuje tendencje spadkowe (sieweczka rzeczna, świerszczak, brodziec piskliwy). Jest więc o co walczyć, zważywszy że lasek łęgowy kształtował się na tym obszarze ponad 50 lat (sic!), a większe kompleksy zieleni miejskiej Krakowa to Planty, parki miejskie, cmentarze, których stan zdrowotny czy bioróżnorodność pozostawia wiele do życzenia. Wycinka drzew i krzewów na tym odcinku pozbawi wiele gatunków ptaków naturalnych, często jedynych, położonych tak blisko centrum miasta miejsc lęgowych. Zagrożone zostały więc następujące gatunki: trznadel, kulczyk, zięba, potrzos, gąsiorek1), remiz, świstunka, cierniówka, łozówka, strumieniówka, świerszczak, rokitniczka, pokląskwa, słowik rdzawy, pliszka żółta, sowa uszata, grzywacz, brodziec piskliwy, sieweczka rzeczna, bażant, kuropatwa, pustułka, myszołów zwyczajny, krzyżówka, czapla siwa. Lista nie obejmuje bardziej pospolitych gatunków dla centrum Krakowa, takich jak: sikory, drozdy, dzięcioły, krukowate czy inne wróblowe.

MTO weszło na drogę postępowania administracyjnego w związku z powyższą sprawą, kierując apel o poparcie dla swych działań do wszystkich kompetentnych władz, organizacji i osób prywatnych. Adres:

Małopolskie Towarzystwo
Ornitologiczne
Sławkowska 12
31-104 Kraków
/ 0-12/22-22-64 w. 32

MTO wystosowało w tej sprawie szereg pism protestacyjnych, żądając natychmiastowego wstrzymania prac dewastujących ten rzadki i bogaty kompleks przyrodniczy. Pisma wysłano do: Okręgowej Dyrekcji Gospodarki Wodnej, Wydziału Ochrony Środowiska w Krakowie, Wojewódzkiego Konserwatora Przyrody, Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Przyrody, PAN-u, prezydenta miasta, wojewody. Poinformowano o sprawie Instytut Botaniki, Polski Klub Ekologiczny, opinię społeczną, media. Protest poparły: Polski Klub Ekologiczny Okręg Małopolska, Federacja Zielonych, Towarzystwo Ekologicznego Transportu, Fundacja Wspierania Inicjatyw Ekologicznych, Ruch Wyzwolenia Zwierząt, przedstawiciele przyrodniczych środowisk naukowych oraz mieszkańcy Krakowa i innych części Polski.

Z ww. organizacjami wspólnie zorganizowano manifestację protestacyjną, która odbyła się na Rynku krakowskim 23.3.br. Zbierano podpisy pod petycją żądającą natychmiastowego wstrzymania prac wycinkowych, aby następnie udać się pod magistrat. Tam jednak na manifestujących czekała niespodzianka. Prezydent nie chciał rozmawiać i nie udzielając żadnych wyjaśnień, odjechał swym służbowym samochodem. Do protestujących wyszedł po chwili dyrektor WOŚ UM, który uzasadniał wydanie decyzji na wycinkę drzew względami bezpieczeństwa przeciwpowodziowego, twierdząc, że działania te przyczynią się do obniżenia zwierciadła wód powodziowych o 20-30 cm i że należy wybrać wyższe dobro, czy - jak kto woli - mniejsze zło. Blado wypadają te argumenty w kontekście ustaleń Międzynarodowej Konferencji Naukowo-Technicznej, która odbyła się 20-22.9.95 w Krakowie pt. "Ochrona miast przed powodzią - koncepcje i doświadczenia", a była zorganizowana m.in. przez WOŚ UM (sic!).2) Stwierdzono, że obecny stan zabezpieczenia miasta sprzyja powstaniu klęski żywiołowej, związanej z powodzią i że jest ona nieuchronna w obecnym stanie rzeczy, a tylko czas i przypadek zadecydują, kiedy nastąpi. Stan techniczny istniejących obwałowań Wisły jest niezadowalający, a ich wysokość zbyt niska na całej 30-km długości w granicach miasta. Efektywne zmniejszenie zagrożenia Krakowa można osiągnąć przez zwiększenie retencji powierzchni zbiornika "Świnna Poręba" na Skawie oraz zbudowanie planowanego od dawna (od ponad 100 lat) Kanału Krakowskiego, co obniży wysokość fali powodziowej Wisły i jej dopływów powyżej Krakowa, by zwiększyć jej naturalną retencję.

Zniszczenia na brzegu Wisły.
Zdjęcie dostarczone przez autora.

Jak więc widać, prace te nie dają żadnych gwarancji zabezpieczenia miasta, a prowadzą do dewastacji środowiska naturalnego. "Zielone płuca" miasta tylko tracą, nic nie zyskując, ponieważ zgodnie z ustawą o ochronie i kształtowaniu środowiska nie pobiera się opłat za usuwanie drzew z międzywala i terenów obwałowanych, narażonych na niebezpieczeństwo powodzi. Stracone pieniądze podatników, ścięte stare, dorodne drzewa, zniszczenie naturalnych miejsc lęgowych bogatego ekosystemu w zamian za iluzoryczne przeświadczenie o zabezpieczeniu miasta przed powodzią. Oburzający w tej sprawie jest fakt niepowiadomienia o całym przedsięwzięciu organizacji ekologicznych - tak MTO, jak i PKE OK, nie wyłączając z tego Wojewódzkiej Komisji Ochrony Przyrody. Wszystko usiłowano utrzymać w tajemnicy, tak aby nikt nie przeszkodził w uprawomocnieniu powyższych decyzji. Tajemnicą Poliszynela jest fakt borykania się ODGW z trudnościami finansowymi, a nadgorliwe przestrzeganie skądinąd przestarzałego Prawa wodnego daje możliwość otrzymania pewnych sum od gminy na działania antypowodziowe. Łatwiej bowiem otrzymać pieniądze na wycinanie drzew niż na podwyższenie wałów i inne działania realnie polepszające stan zabezpieczenia miasta przed powodzią i nie szkodzące w takim stopniu środowisku naturalnemu. Traci na tym przyroda, a w konsekwencji społeczeństwo, aby ktoś mógł zarobić. Przecież ścięte drzewa nie wyparowują i coś na pewno dzieje się z nimi później, bo trudno sądzić, aby tyle drewna opałowego nie przedstawiało żadnej wartości rynkowej. W całej sprawie niezwykle niepokojący jest czynnik ekonomiczny, gdyż jasno z niego wynika, że "im więcej będziemy wycinać, tym więcej zarobimy", a podpięcie tego pod "działania przeciwpowodziowe" i Prawo wodne daje wykonawcy poczucie bezpieczeństwa i bezkarności. Tak wiec grozi miastu znaczne uszczuplenie zasobów naturalnej zieleni, nie wspominając o innych fatalnych skutkach tej bezsensownej decyzji. Ciekawe, co na to mieszkańcy innych miast czy wsi leżących nad Wisłą? Czy zdają sobie sprawę, że tego rodzaju "spychotechnika", polegająca na jak najszybszym pozbyciu się wody powodziowej na własnym terenie doprowadza w konsekwencji do wzrostu zagrożenia powodzą terenów niżej położonych? Czy wiedzą, że dzięki właśnie takim zabiegom wycinkowym zwiększa się znacznie ryzyko powstania tzw. punktu krytycznego fali powodziowej, co może prowadzić na ich terenie zamieszkania do klęski żywiołowej? Czy wreszcie wiedzą, że wycinanie lasów i zarośli łęgowych pogarsza nawet kilkusetkrotnie czystość wód i wpływa na obniżenie poziomu wód gruntowych, których poziom w Polsce na przestrzeni ostatnich lat systematycznie się zmniejsza? Przykłady można by mnożyć. Najważniejszy jest fakt wpływu takich nieprzemyślanych decyzji na cały ekosystem rzeczny i jemu pokrewne. Sprawa dotyczy nas wszystkich, bo każdy ma prawo bronić swej Matki Natury i reagować natychmiast i zdecydowanie, gdy dzieje się jej krzywda. Wielu z nas to niesforne dzieci, które dokuczają i starają się "dopiec do żywego" swej matce. Aż strach pomyśleć, że kiedyś umęczona Matka Natura da nam (niestety, wszystkim - i dobrym, i złym dzieciom) porządnego klapsa. Tylko że wtedy na płacz i kajania będzie za późno!

Jacek Tyblewski

1) Wymieniony w: Appendix II - taksony zwierzęce Konwencji o Ochronie Europejskiej Dzikiej Przyrody Naturalnych Siedlisk, Berno 1982 oraz w Dyrektywie i Rezolucji Rady Wspólnoty Europejskiej (1981), dotyczącej ochrony dzikich ptaków, jako gatunek zagrożony na całym lub w znacznej części swego areału europejskiego.

2) Informacja nr 9/95, Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Wojewódzkiego w Krakowie z października '95, s.7.


"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 5 (95), Maj '97