"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 6 (96), Czerwiec '97


CZEGO NIE WOLNO BYŁO UCHWALIĆ W CZASIE TEGOROCZNEJ KOLUMNY

LIST OTWARTY DO MAĆKA KOZAKIEWICZA,
CZYLI DZIEJE PEWNEGO DOKUMENTU
I KILKA UWAG O OBECNYM STANIE
RUCHU EKOLOGICZNEGO W POLSCE

Z przykrością informuję, że nie przyjadę na spotkanie pokolumnowe. Powody są różne, ale żeby były one zrozumiałe, to muszę najpierw opisać fakty, które wpłynęły na moją decyzję. Oto one:

Jako osoba zajmująca się kampanią na rzecz ekologicznego transportu zostałem poproszony o udział w przygotowaniach do tegorocznej Kolumny. Było mi miło i w miarę możliwości starałem się pomóc swoimi pomysłami w jej ciekawym i sensownym przebiegu. Na spotkaniu w Ojrzanowie ustalono, że oprócz bloku transportowego mam wraz z kilkoma osobami zająć się wypracowaniem czegoś w rodzaju deklaracji programowej. Została ustalona pewna procedura jej tworzenia. Zgodnie z nią dałem ogłoszenie o całym pomyśle do ZB, a propozycje miały spływać do BORE i Piotra Glińskiego, który - podobnie jak reprezentanci Klubu "Gaja" - był na tamtym spotkaniu. W czwartek rano - już w czasie Kolumny - Piotr poinformował mnie, że jedyną propozycję przysłała mu Jadzia Łopata. Ponieważ z Jadzią i tak jestem w kontakcie, oznaczało to, że musimy oprzeć się na projekcie, który - po trosze przewidując taką sytuację, a po trosze czując się za rzecz odpowiedzialny - przygotowałem. Był to dokument ogólny i bardziej ideowy niż techniczny, wydawało mi się wtedy, że będziemy w stanie w czasie Kolumny wypracować i część ogólną, i szczegółową. W około godzinę po informacji Piotra Glińskiego Darek Szwed "z miłością" oświadczył sali i mnie, że jest już jakiś dokument ("żółte kartki"), który przygotował - jak powiedział - on i grupa przyjaciół, z którymi czuje się emocjonalnie związany. Potem dopiero okazało się, że jest to także Piotr Gliński, Jacek Bożek z Klubu "Gaja" i nie wiem kto jeszcze, bo lista autorów była niepełna. Trochę mnie to zdenerwowało, bo przecież Darek znał program Kolumny, a pracujemy w tym samym biurze i nic o takim dokumencie mi nie mówił, ale pomyślałem, że może dokument się przyda, bo widać było, że roboty mamy multum.

Prace nad dokumentem rozpoczęliśmy zgodnie z programem zajęć, powołano grupę roboczą i hiperdemokratycznie zaznaczyłem, że jest ona otwarta. Zaczęliśmy od preambuły i zasad ogólnych. Okazało się, że idzie nam to wolno, ale w końcu doszliśmy w piątek wieczorem do porozumienia. Rozeszliśmy się z umową, że poszczególne osoby przygotują konkretne programy szczegółowe i umówiliśmy się na spotkanie następnego dnia rano, a była to sobota. Dopiero wtedy, będąc odpowiedzialny za kilka działów, wczytałem się dokładnie w tzw. "żółte kartki", które dostarczył Darek Szwed. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że w dokumencie "grupa przyjaciół" posługuje się kilkakrotnie terminem "ruch ekologiczny". Co gorsza, okazało się także, że chociaż - jak podkreślał Darek Szwed i Jacek Bożek - jego autorzy pracowali nad nim bardzo ciężko, to także jego strona merytoryczna oraz język pozostawiają, delikatnie mówiąc, wiele do życzenia. Mając to na uwadze, doszedłem do wniosku, że z części szczegółowej trzeba w ogóle zrezygnować, a ponieważ zasady ogólne układają się w całkiem niezły manifest ideowy, to dodatki branżowe, siłą rzeczy naprędce sformułowane, tylko go rozwodnią, tak naprawdę program w dziedzinie transportu to powinna być po prostu polityka transportowa przygotowana prawdopodobnie przez Andrzeja Kassenberga, nie ma natomiast sensu kolejna porcja ogólników w kwestiach szczegółowych. Rano okazało się, że wszyscy oprócz Jadzi w praktyce podzielili mój pogląd, bo tylko Jadzia swoją działkę sumiennie przygotowała. Okazało się też przy okazji, że propozycje Jadzi nijak się mają do propozycji "grupy przyjaciół Darka Szweda". Dodaliśmy więc zakończenie i jako zespół roboczy uznaliśmy, że manifest przedstawimy uczestnikom w takiej właśnie ogólnej formie. Dokonałem końcowej redakcji i chyba po raz pierwszy w historii Kolumny umożliwiłem jej uczestnikom zapoznanie się z tekstem, który mają zaakceptować przed jego ogłoszeniem. Wywiesiłem go w najbardziej uczęszczanych miejscach, zrobiłem też kilkadziesiąt kopii ksero tak, że prawie każdy zainteresowany mógł go widzieć także w czasie samej końcowej debaty ( Tekst Projekt manifestu uczesyników tegorocznego Zjazdu w Kolumnie w bieżącym nrze ZB).

Debata się rozpoczęła i po początkowych zgrzytach okazało się, że manifest na ogół się podoba i po kolei przyjęliśmy tylko kolejne poprawki, natomiast próby jego zasadniczego osłabienia, jakie proponował Piotr Gliński i Jacek Bożek, są przez większość odrzucane. Jednak Darek Szwed, który również wpadał co pewien czas na spotkania grupy roboczej, ciągle domagał się rozmowy o "żółtych kartkach", które - jak twierdził - są równoważne z naszym dokumentem, bo jego autorzy bardzo się nad nimi męczyli. Kiedy po około 1,5 godz. przegłosowaliśmy wszystkie poprawki manifestu i wydawało się, że powinien on zostać w kolejnym głosowaniu uchwalony, Darek zażądał, żeby zagłosować nad włączeniem "żółtych kartek" i stworzeniem z całości jednego dokumentu. Wtedy nie wytrzymałem i wygarnąłem, co myślę o takich zagrywkach, okazało się też, że sala w ogóle nie zna treści "żółtych kartek" i nie wie, że jest w to zaangażowana także Unia Wolności. Był to błąd taktyczny, bo dał okazję naszym tzw. liderom do chamskiej awantury, która tak zniesmaczyła publikę, że "liderzy" na pustawej sali w końcu zaczęli dostrzegać szansę wygrania głosowania. Wbrew moim protestom zarządziłeś, Maćku, głosowanie, w którym nie brałem udziału. Okazało się jednak, że ciągle za dużo osób jest na sali i propozycja włączenia "żółtych kartek" została odrzucona. Wydawało się, że teraz dokument przez tę samą większość mógłby zostać przegłosowany, ale Ty, Maćku, zarządziłeś przerwę. W czasie jej trwania tylko na moją prośbę przypomniałeś na stołówce, że manifest jako całość jest ciągle nie uchwalony.

Po przerwie szydło wyszło z worka i okazało się, "kto za tym stoi i czemu to służy". Zabrał głos - jak się przedstawił - "on, Jacek Bożek" i poinformował salę, że jeżeli nasz manifest zostanie uchwalony bez "żółtych kartek", to on, Jacek Bożek i Klub "Gaja" nie chce mieć z tym nic wspólnego itd., itd.. Potem jednak pokazało się i drugie dno całej sprawy, kiedy to "on, Jacek Bożek" poinformował salę, że być może dlatego, iż jest dużą indywidualnością, to czuje się zagrożony przez zwycięstwo wyborcze prawicy, zatem musi się schronić pod opiekuńcze skrzydła UW, której frakcja ekologiczna jest współautorem "żółtych kartek". Szantaż poskutkował i w głosowaniu zdecydowano, że nie przyjmiemy żadnego dokumentu. Debata się skończyła.

Potem przygotowywaliśmy się w zespole osób odpowiedzialnych za działy do konferencji prasowej. Ustaliliśmy, że ja oraz Jadzia zabieramy się rano z Jackiem mikrobusem, gdzie korzystając z laptopa, spiszemy nasze stanowiska. Jacek obiecał, że w którymś z samochodów będzie też miejsce dla Richarda Richardsona. Rano okazało się, że w mikrobusie Klubu "Gaja" nie ma miejsca dla Jadzi, a dla Richarda Richardsona nie ma w ogóle. A tak naprawdę to jest to mikrobus Klubu "Gaja" i to Klub "Gaja" decyduje, kto może nim jechać a kto nie, a kto chce jechać, to powinien Klub "Gaja" o to prosić. Ponieważ zależało nam na przygotowaniu do konferencji, przełknęliśmy to chamstwo i jednak pojechaliśmy w końcu mikrobusem Klubu "Gaja". Okazało się, że nasze upokorzenie było niepotrzebne, bo w laptopie Klubu "Gaja" po 5 min wysiadły baterie. Potem była konferencja prasowa, z której - gdyby nie ja - mogło wynikać, że najważniejszym problemem ruchu ekologicznego są kontakty z ministrem, a marzeniem ruchu - przejście na rządowe etaty, bo to faktycznie oznaczają gwarancje finansowania z państwowej kasy. Za to na koniec było wspaniałe przedstawienie, za które twórcom - teatrowi Terminus A Quo (TAQ) z Nowej Soli - z serca dziękuję ( zdjęcia w artykule).

Świat nie rozwinięty

Tyle fakty, ich uzupełnieniem jest mój tekst o UW. A wnioski?

Po prostu straciłem zaufanie do Jacka, Piotra Glińskiego, paru innych osób, a troszkę i do Ciebie, Maćku. Nie martwię się specjalnie, że manifest nie został na Kolumnie przyjęty, chyba nie było to odpowiednie miejsce, i choć jestem przekonany, że większość by go zaakceptowała, gdyby nie zagrywki tzw. liderów i "grup przyjaciół", to jednak stworzony przez nich klimat i tak ciążyłby nad tym tekstem. A tak - przynajmniej sporo rzeczy wyszło na jaw. Mam nadzieję, że manifest będzie bronił się sam, a być może stanie się początkiem dyskusji o czymś więcej niż kontakty z ministrem.

Nadchodzą autostrady

Natomiast to, co się działo w związku z nim, sprawia, że nie zamierzam więcej wychodzić na naiwnego i tracić czasu, którego nie mam za wiele. Nie mam ochoty np. na zebraniu pokolumnowym dowiedzieć się, że być może ta sama "grupa przyjaciół" już wszystko uchwaliła, a jeżeli mi się to nie podoba, to "on, Jacek Bożek" i Klub "Gaja" itd., itd. Ponieważ zebranie ma się odbywać w Bielsku, bardzo stresowałaby mnie też obawa, że powtórzy się sytuacja sprzed konferencji prasowej i o ile coś się spodoba "jemu, Jackowi Bożkowi", to okaże się, że nie mam prawa np. siedzieć na krześle, bo należy ono do Klubu "Gaja". Nie mam też ochoty słuchać komentarzy Piotra Glińskiego w rodzaju "żałować należy, że Olafowi Swolkieniowi nie udało się przekonać więcej ludzi do celów swojej kampanii" - co gorsza, komentarze te przechodzą w obelgi, kiedy Piotr Gliński nie jest w stanie przeforsować swoich oryginalnych tez, wg których bezrobocie było od wiek wieków, a jedynym na to ratunkiem jest wolny rynek. Nie ukrywam jednak, że używając języka Darka Szweda, nie jestem "emocjonalnie związany" z ludźmi, którzy przeważają na tego typu spotkaniach. Wśród nich jestem w zdecydowanej mniejszości, natomiast oni są w mniejszości, jeżeli dochodzi do otwartych głosowań na dużych spotkaniach, a każdy głos w głosowaniu liczy się tak samo. Nie twierdzę, że ekobiurokracja nie jest potrzebna, ale powinna ona być podporządkowana celom ideowym i poddana demokratycznej kontroli. Obecnie jest to "grupa przyjaciół", która faktycznie tłumi powstanie w Polsce autentycznego ruchu "zielonych".

To ich interesom tak naprawdę służy Kolumna, a konkretnie rytualne spotkanie z ministrem, na którym pseudoliderzy rytualnie atakują ministra, a ten rytualnie odpowiada. Wszystko to ma tworzyć wrażenie, że parę osób, czerpiących zresztą korzyści materialne z tzw. kontaktów z ministrem, reprezentuje kogokolwiek poza sobą (to przesłanie dla ministra), oraz wrażenie drugie, że ludzie ci walczą z ministrem o pieniądze dla ruchu (to dla nieświadomej rzeczy reszty sali). I tak np. o dokumencie, w którym domagano się finansowania ruchu przez ministerstwo, sala dowiedziała się w czasie spotkania z ministrem - któż wtedy ośmieliłby się protestować przeciw tak szczytnym celom i ukazywać podziały wobec ministra? Ja natomiast uważam, że autentyczny ruch "zielonych" nie może opierać się na finansowaniu przez rząd, który realizuje antyekologiczną politykę. Można w ten sposób wydębić pieniądze na monitoring, konferencje, szkolenia, fikcyjne kampanie, jałowe publikacje czy bazy danych lub bazy baz danych. Jest natomiast iluzją i wręcz niedorzecznością oczekiwanie, że rząd da pieniądze na walkę z antyekologicznym programem rządu, i nie mam o taki stan rzeczy pretensji do pana Mierzwińskiego, który w tym, co mówił, był znacznie uczciwszy od naszych pseudoliderów. Finansowanie ruchu z funduszy rządu to ślepa uliczka dla ruchu, na końcu której jest stworzenie z niego agendy rządu - tak jak stało się to po części na Zachodzie, a z liderów - państwowych funkcjonariuszy, co już się dzieje w Polsce. Wspólne oświadczenia przeciw olimpiadzie itp. można podpisać taniej przy pomocy poczty. Wiara w to, że antyekologiczny rząd poprzez tzw. Ministerstwo Ochrony Środowiska i będzie bronił środowiska, jest podtrzymywana w celu zepchnięcia w cień kwestii zasadniczych, które dotyczą całego funkcjonowania państwa, gospodarki i społeczeństwa - to do nich odnosił się manifest i to także dlatego nie podobał się on specjalistom od kontaktów z ministrem. Z pewnoscią nie były też do zaakceptowania dla UW.

Przykro mi, Maćku, że adresuję ten list właśnie do Ciebie, bo uważam że w tym, co Ty osobiście robisz, jest też dużo dobrej woli, a Ty sam nigdy nie zachowałeś się wobec mnie po chamsku czy wręcz gangstersku - co w środowisku, w którym się obracasz, już jest czymś - mnie jednak bardziej oburzają rzeczy, które tu opisałem, niż brzydkie słowa w songach Patyczaka - a mówiąc uczciwie, te słowa tam wcale mnie nie oburzają, bo opisują świat, który tworzą ludzie w stylu naszych "liderów". To jednak list otwarty, który kieruję także do wszystkich, którzy zadadzą sobie trud, by go przeczytać.

Pozdrawiam.

Olaf Swolkień

PROJEKT MANIFESTU
UCZESTNIKÓW TEGOROCZNEGO ZJAZDU W KOLUMNIE

Przyszłe stulecie musi być okresem głębokich przemian w kierunku życia zgodnego z naturą. Społeczeństwa, które już teraz nie dostrzegą takiej konieczności, zapłacą w przyszłości wysoką cenę tej transformacji. "Więcej i szybciej" są podstawowymi wyznacznikami współczesnej cywilizacji. Bogate 20% społeczności świata zużywa 80% jego zasobów, a sposób zarządzania nimi powoduje, że bogaci stają się bogatsi, a biedni biednieją. Skala zniszczeń i zatruć środowiska sięgnęła podstaw istnienia Matki Ziemi. XXI wiek będzie wymagał zasadniczej zmiany kształtu cywilizacji, jeżeli będziemy nie tylko chcieli istnieć na kuli ziemskiej, ale także żyć godnie i zachować warunki do takiego istnienia następnym pokoleniom. Dlatego uważamy za pilne i niezbędne rozpoczęcie takich przemian w Polsce. W trakcie ich realizacji konieczne jest kierowanie się następującymi zasadami:

1. Dzika przyroda jest wartością samą w sobie

Prawda ta musi znaleźć odzwierciedlenie w sposobie sprawowania władzy. Dotyczy to przede wszystkim każdej decyzji, której skutki wpływają na środowisko przyrodnicze. Należy bezwzględnie chronić miejsca oraz obszary cenne przyrodniczo i pozostawić je we władaniu natury.

2. Jakość życia zamiast wzrostu

Stan społeczeństwa i poziom życia każdego człowieka nie mogą być oceniane według abstrakcyjnych wskaźników ekonomicznych takich, jak wzrost gospodarczy czy produkt krajowy brutto. Nie zawsze mówią one prawdę o jakości życia, a koszty i patologie przedstawiają jako osiągnięcia i zyski.

3. Dobro wspólne nie może być podporządkowane interesom jednostek

Reguły wolnego rynku nie uwzględniają dobra wspólnego. Na jego straży powinna stać władza polityczna. To jej obowiązkiem jest troska o zapewnienie takich niezbędnych do życia dóbr, jak czysta woda oraz powietrze i nieskażona, urodzajna gleba. Zasady życia gospodarczego powinny być podporządkowane temu nadrzędnemu celowi. Reguła "zanieczyszczający płaci" musi uwzględniać koszty zewnętrzne. Co przykładowo oznacza, że użytkownicy samochodów muszą - obok kosztów utrzymania dróg - płacić za skażoną glebę, zatrute powietrze i leczenie ofiar wypadków. Taka polityka wymaga zakorzenienia w wartościach duchowych i kulturowych, a nie podporządkowania doktrynom ekonomicznym. Dlatego instytucje polityczne mają prawo do zajmowania aktywnej postawy wobec kultury, sposobu produkcji i modelu konsumpcji. Nie może być tak, że publiczne media edukują do południa, a ogłupiają w porze największej oglądalności, jak ma to miejsce w przypadku telewizji. Taki stan rzeczy ośmiesza instytucje polityczne i prowadzi do degradacji życia społecznego.

4. Los przyszłych pokoleń jest równoprawny z potrzebami pokolenia obecnego

Obecnie każde pokolenie zostawia następnym coraz więcej nie rozwiązanych problemów ekologicznych i społecznych. System sprawowania władzy powinien uwzględniać myślenie w perspektywie dłuższej niż okres od wyborów do wyborów. Pamiętajmy, że Ziemię nie tylko odziedziczyliśmy po naszych rodzicach, ale pożyczyliśmy ją także od naszych wnuków.

5. Lokalnie, nie centralnie

Ludzie muszą uzyskać rzeczywisty wpływ na politykę, a poprzez nią na kształt swojego codziennego życia. To lokalna społeczność powinna decydować o tym, co jest dla niej dobre a co złe. To lokalne zasoby powinny określać kształt miejscowej gospodarki. Daje to ludziom poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji oraz uczy odpowiedzialnego korzystania z darów natury. Interes lokalny musi współistnieć z nadrzędnym dobrem przyrody.

6. Praca zamiast miejsc pracy

Miejsce pracy nie jest wartością samą w sobie. Pieniądz nie może być jedynym czynnikiem decydującym o sensie i wartości pracy. Rzetelnie wykonywane codzienne czynności domowe znacznie bardziej przyczyniają się do podniesienia jakości naszego życia niż gigantyczne i wrogie środowisku inwestycje. Obecnie mamy do czynienia z sytuacją, w której wszędzie są wolne ręce do pracy i wszędzie jest mnóstwo rzeczy do zrobienia, ale system gospodarczy jest niezdolny do skojarzenia tych elementów. Dlatego praca - tak samo jak polityka i ekonomia - musi znaleźć uzasadnienie w podstawowych wartościach takich, jak: uczciwość, dobro i piękno.

Gwarancją realizacji tych zasad będzie stworzenie odpowiedniego prawa. Jednak nawet najlepsze prawo nie będzie skuteczne, o ile wartości stojące u jego podstaw nie będą rozumiane i akceptowane. Dlatego konieczny jest ogromny wysiłek edukacyjny w celu ukształtowania ludzi wrażliwych na piękno życia.

Spała, 18.5.97
podał Olaf Swolkień

UNIA WOLNOŚCI I RUCHY JEJ PRZYJACIÓŁ

Unia Wolności ma kłopoty. Nienawidzi jej część prawicy, nie wypada jej iść z SLD, który zresztą na razie jej nie potrzebuje, ze względów zasadniczych nie po drodze jej z PSL-elem i Unią Pracy. UW potrzebuje poparcia szybko i gdzie się da. Kolejna kadencja w opozycji to utrata kolejnych stanowisk, posad i chyba zachwianie monopolu w tzw. kulturze.

Ekologia końca rury jest w społeczeństwie bardzo popularna, to jej dotyczą optymistyczne sondaże o popularności Zielonych i taki elektorat wcale nie jest mały.

UW poprzez swoją Frakcję Ekologiczną i Piotra Glińskiego postanowiła dokonać zagrywki, która pozwoliłaby jej na stworzenie w wyborach wrażenia, że reprezentuje ona ruch ekologiczny. W tym celu Piotr Gliński zwrócił się do działaczy, którym z Unią po drodze i z którymi po drodze Unii. Postanowiono spisać dokument o nazwie Propozycja programowa ustalona na spotkaniu 8 maja 1997 r. i przedyskutowana z przedstawicielami Unii Wolności. Nazwa ta oznacza, że program ruchu "zielonych" jest tworzony na spotkaniach z UW, a "grupa przyjaciół Darka Szweda" przedstawia w nim siebie jako ruch ekologiczny, a to jednak pewna różnica. Mnie i osobom przygotowującym manifest na Kolumnie nie przyszło nawet do głowy, że manifest z Kolumny może firmować ktoś inny niż osoby obecne na Kolumnie.

Darek Szwed pracuje w tym samym biurze, co ja. Jakiś czas temu poinformował mnie że UW zaproponowała grupie osób rozmowy nt. programu i że on weźmie w nich udział, żeby - jak to określił: "zazielenić program Unii". Powiedziałem, że to jego sprawa, a o tym, co ja na ten temat myślę, wie Darek także z mojego tekstu, który ostatnio pojawił się w "Punkcie Zwrotnym". Odrzuciłem nawet na bok ambicję, przesłałem wraz z Cinkiem list do uczestników tych spotkań i opublikowałem go w majowych ZB (nr 5(95)/97, s.29) - to chyba pierwsza informacja o tych rozmowach. Teraz widzę, że był to błąd i oświadczam wszem i wobec, że zostałem w błąd świadomie wprowadzony i mój podpis jest na tym liście nieważny. Od pewnego czasu krążą też plotki, że część działaczy ekologicznych otrzymała od Unii propozycję kandydowania na jej listach.

W czasie Kolumny okazało się jednak, że "zazielenianie programu UW" to po prostu zwykły handel, w którym "grupa przyjaciół" i Klub "Gaja" przywłaszczają sobie prawo reprezentowania ruchu i chcą sprzedać tę nazwę. W zamian za to mogą z pewnością liczyć na to, że "on, Jacek Bożek" będzie korzystał z jej politycznego poparcia, co przy obecnym systemie finansowania ekologów oznacza poparcie materialne. Kto kandyduje w wyborach, wkrótce się dowiemy.

W czasie Kolumny Darek Szwed i przyjaciele próbowali niejako podrzucić "żółte kartki" i uzyskać pod nimi pieczęć Kolumny, co byłoby jednak więcej warte niż "on, Jacek Bożek", Klub "Gaja" i "grupa przyjaciół"*). Potem mówiono by, że kontrakt z UW to po prostu część szczegółowa manifestu z Kolumny, a uczestnicy kontraktu to jego autorzy. I trudno byłoby takie twierdzenia obalić. Kiedy zagrywka nie wyszła, okazało się, że wściekłość tym spowodowana jest ważniejsza od pryncypiów i uniemożliwiono przyjęcie manifestu.

W związku z tym ostrzegam, że w reklamówkach wyborczych UW możecie wkrótce zobaczyć kolejno Donalda Tuska z butelką coca-coli jako receptą na bezrobocie, Jana Krzysztofa Bieleckiego, który pochwali się, ile to kredytów na budowę autostrad załatwił Polsce jako jeden z dyrektorów EBOiR-u, potem pojawi się poseł-ekolog Krzysztof Wolfram i zaprezentuje np. swój słynny sposób na rozwiązanie problemu PET-ów, który zachwalał na zjeździe FZ-etu w Białowieży (przypominam, że polegał on na zorganizowaniu ich zbiórki wśród młodzieży, w systemie typu Amway), a na koniec Janusz Okrzesik, Radosław Gawlik lub "on, Jacek Bożek" oświadczą, że program UW był konsultowany z ruchem ekologicznym i że tak w zasadzie to niewiele się od siebie różnią. W takim wypadku należy głośno krzyczeć NIE, łącznie z akcjami bezpośrednimi i telewizją oraz nie przejmować się tzw. jednością ruchu, która jest fikcją podtrzymywaną po to, by grupa pseudokontestatorów mogła załatwiać swoje kołtuńskie interesy.

Olaf Swolkień PS

Mój tekst nie powinien być rozumiany jako atak na "wchodzenie do polityki" ani na kandydowanie kogokolwiek skądkolwiek - nawet ekologów, pod hasłem: "po pierwsze gospodarka". To tylko protest przeciwko takiemu uprawianiu polityki, które sprawia, że uchodzi ona potem za szambo. Jeżeli ktoś chce to robić, to niech to robi na własny rachunek. Natomiast Piotrowi Glińskiemu i spółce dedykuję jego włąsną korespondecję z PPZ-etu, bo nabiera ona teraz właściwego sensu.

*) Olaf Swolkień, List otwarty do Maćka Kozakiewicza… [w:] bieżący nr ZB. IKLPQRY[

Grupa ATMAN

i ANNA NACHER
zapraszają na koncerty.

Duże wiosenne i letnie okazje do spotkania z muzyką tych wykonawców to:

Pracownia na rzecz Wszystkich Istot
Piastowska 5
33-300 Nowy Sącz


"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 6 (96), Czerwiec '97