Wydawnictwo Zielone Brygady - dobre z natury

UWAGA!!! WYDAWNICTWO I PORTAL NIE PROWADZĄ DZIAŁALNOŚCI OD 2008 ROKU.

Afrykański pazur

Afryka – wielkie wyzwanie i wciąż kluczowy problem stabilności świata. W ostatnich latach przyjęło się mówić, że Afryka winna wziąć odpowiedzialność za losy kontynentu w swoje ręce, żeby w końcu wyrwać się z tej spirali niekończącej się biedy. Zachód ciągle jednak grał inną nutę niż nowa myśl polityczna formująca się na Czarnym Kontynencie. Afrykańscy przywódcy nowej generacji (nie są to ludzie bez skazy, ale czy polscy są dużo lepsi?), jak Thabo Mbeki, Abdoulaye Wade czy Olesegun Obasanjo rozkręcają afrykańskie inicjatywy dla Afrykańczyków, takie jak Unia Afrykańska czy program NEPAD. Owszem, idzie im to nieco ślamazarnie, ale mimo wszystko warto trzymać za nich kciuki.

Zachód wymyślił sobie inną definicję przeniesienia odpowiedzialności z powrotem w ręce samych Afrykańczyków, mianowicie prywatyzację i dalszą realizację Konsensu Wa-szyngtońskiego. Konsensus Waszyngtoński jako program rozwojowy miał zbawić świat i Afrykę, a od czasu jej zaprezentowania przez ekonomistę Johna Wilkinsona w 1989 r. zo-stał zaimplementowany na całym kontynencie. Do podstaw tego konsensusu zalicza się de-regulację (czyli de facto ograniczanie także dobrego prawa), brutalna dyscyplina fiskalna, liberalizacja handlu (niezależnie od tego, co w tej sprawie robi świat rozwinięty), a także nieuzasadnione dążenie do wprowadzenia podatku liniowego (choć jak dowodzą neokeyne-siści ta kwestia ma się nijak do wzrostu gospodarczego). Ten zestaw ideologicznych naka-zów został narzucony Afryce od początku lat 90. na miejsce socjalizmu, przez co kontynent popadł ze skrajności w skrajność. Nic też, że prywatyzacja wg koncepcji Konsensu oznacza wyprzedaż majątku i całkowitą utratę kontroli państwa nad gospodarką. Zamiast tego mamy coś na kształt quasidyktatury korporacji, które są silniejsze od państw. Oznacza też wła-sność prywatną tam, gdzie dotychczas był kolektywizm w rolnictwie (Międzynarodowy Fundusz Walutowy prowadzi ostatnio uroczą, lecz absurdalną walkę z kolektywizmem na roli przy jednoczesnej promocji spółdzielczości – oto przykład światłego rozumowania tę-gich głów w Waszyngtonie). Owszem, teraz coraz głośniej mówi się o porzuceniu Konsen-su Waszyngtońskiego (a ostatnio wprowadzono błyskotliwą innowację będącą oczywisto-ścią dla pierwszego lepszego absolwenta podstawówki – dopuszczali do istnienia darmowej i powszechnej służby zdrowia i szkolnictwa). Ale nikt na Zachodzie nie mówi ani nie do-puszcza do głowy myśli o naprawieniu wyrządzonych krzywd. Zatem Shell dalej beztrosko będzie zarabiać na krwawych pieniądzach z Nigerii, a Demokratyczna Republika Konga nigdy demokratyczną się nie stanie.

Tu zaznaczę – nie jestem przeciwnikiem prywatyzacji. Co niektórzy nawet zwykli mnie uważać za „liberała” cokolwiek by to miało znaczyć. Należy jednak zrozumieć mechanizm wyzysku w Afryce. Państwo jest nieobecne lub słabe. Nie jest umocowane w społeczności ani w tradycji, dlatego ten sztuczny twór szybko poddaje się woli silniejszych i bardziej dojrzałych mechanizmów występujących w firmach czy w zachodnich demokracjach. Tro-ska o kraj jest dobrem łatwo zbywalnym u nisko płatnych urzędników, a prawo, o ile istnie-je, nie zapewnia obywatelom ochrony. W dużo mniejszej skali podobne procesy można za-obserwować w Polsce.

Znamienny jest przykład Bogoso Gold Limited, będącego własnością kanadyjskiej fir-my działającej w zachodniej Ghanie. W trakcie jej działalności, przy całkowitej bezczynno-ści władz krajowych czy lokalnych, dochodziło na obszarze wydobycia do wyzysku ludno-ści, łamania praw człowieka, nieodwracalnych zniszczeń w środowisku (niedopuszczalnych według miejscowego prawa), bezprawnej utraty mienia czy do pozbawienia dostępu do czystej wody. Co ciekawe, udziały w Bogoso mieli też swego czasu rycerze globalnego do-brobytu z Banku Światowego.

Przykłady z życia wzięte: w wyniku działalności Bogosi, na terenie Dumase doszło do zatrucia wszystkich okolicznych rzek i obecnie woda nie nadaje się nawet do upraw. Wra-cający do domu 20-letni chłopak utracił rękę postrzelony przez żołnierzy pracujących dla Bogosi. Nigdy nie otrzymał żadnego odszkodowania ani nawet przeprosin. W momencie uruchomienia nowej kopalni mieszkańcy Kojokrom zostali przesiedleni bez rekompensat, a w nowym miejscu nie mają żadnego dostępu do ziem uprawnych. W okolicach Bodwire Egya i Anikoko firma utworzyła zbiornik na odpady, z którego zaczął wyciekać cyjanek wprost do okolicznych wód pitnych. Pomimo apeli, protestów i skarg mieszkańcy wiosek zmuszeni byli do przeprowadzenia się w nowe okolice, gdyż dotychczasowe miejsca za-mieszkania stały się niezdatne do prowadzenia normalnego życia. Sytuacja, gdy pewna ka-nadyjska firma z dnia na dzień zamyka kopalnie i bez słowa wyjeżdża zostawiając „na lo-dzie” (czyli bez odpraw czy nawet zaległych pensji) kilku tysięcy pracowników, jest w Afryce powszechnie stosowaną normą. Przypominam, że Ghana jest całkiem sprawnie funkcjonującym krajem, o względnie dobrze rozwiniętej administracji państwowej. Aż strach pomyśleć co dzieje się w innych, biedniejszych krajach Afryki.

Zachód i firmy międzynarodowe wykorzystują słabości instytucjonalne państw rozwija-jących się. Nie twierdzę, że czynią to intencjonalnie, ale robią niewiele, żeby temu prze-ciwdziałać. Jak w tych warunkach i w takim bezładzie śmiemy zmuszać ich do prywatyzo-wania i „liberalizacji”? Jakby zabrakło Zachodowi konsekwencji w tym, co robi. Działa bez ładu i składu, czy choćby śladu wizji. Czyżby czyste doktrynerstwo? Zapewne neoliberało-wie zaczytujący się tymi wywodami zapytają: a jakie jest lepsze wyjście? Każda sytuacja jest inna. Każdy kraj ma inne potrzeby, inne braki. Czyli przede wszystkim: żadnych „cu-downych rozwiązań”, żadnego mentorstwa, żadnej nasiąkniętej chciwością ideologii.

Mamy taki mały kraj w Afryce. Takie światełko nadziei. O jakie państwo chodzi? Teraz coś dla adoratorów cyfr i czcicieli wskaźnika PKB. Jaki kraj w latach 1966 - 1991 odnoto-wał najszybszy średnioroczny wzrost gospodarczy? Korea Południowa? Chiny? Tajwan? Źle. Nie ten kontynent. Nie ta kultura. Botswana. I nie dość tego – w latach 1992 - 2002 średnioroczny wzrost gospodarczy wynosił ponad 5%. W 1966 r., w momencie uzyskania niepodległości, był trzecim najbiedniejszym krajem świata. Obecnie zaś ma PKB na miesz-kańca odpowiadający Polsce czy RPA i wciąż śmiga do przodu.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

1966 –
1979/80
1980/81 –
1989/90
1990/91 –
1998/99
1999/2000 2000/01 2001/02 2002/03 2003/04
(prognoza)
14,3% 10,3% 4,8% 8,1% 8,4% 2,3% 5,3% 6,2%


TABLICA 1
Botswana: realny średnioroczny wzrost PKB w latach 1966 - 2003.

Źródła:
Guy Mhone, Patrick Bond, Botswana and Zimbabwe: Relative Success and Comparative Failure, UNU World Inst. for Development Economics Research, Helsinki 2001, s. 3;
Linda van Buren, Botswana: Economy in: Africa: South of the Sahara 2005, Europa Publications, London 2004, s. 214.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Pytania typu „jak?” lub bardziej dosadne „jakim cudem?” są pewnie jak najbardziej na miejscu. Kontynent afrykański nie uchodzi za synonim rozwoju, a tym bardziej trudno spo-dziewać się, że kraj półpustynny, bez dostępu do morza i ośrodków rozwoju może być fe-nomenem na skalę światową. Zwłaszcza, że ani widu ani słychu o ropie naftowej.

Botswanie na pewno pomaga istnienie wieloletniej, stabilnej i otwartej demokracji (nawet jeśli władzę od momentu uzyskania niepodległości dzierży jedno ugrupowanie czyli Demokratyczna Partia Botswany), a także posiadanie największych na świecie złóż diamen-tów. Z drugiej jednak strony położenie kraju w niestabilnym rejonie świata oraz sąsiedztwo apartheidowskiej Republiki Południowej Afryki raczej nie wspierało budowania „Szwajca-rii” Afryki (tym bardziej, że wieloletni były prezydent kraju Seretse Khama, ku zgorszeniu władz w Pretorii, miał za żonę białą angielską pielęgniarkę). Jeśli jeszcze do tego dorzucić drugi najwyższy na świecie wskaźnik zarażenia wirusem HIV (po królestwie Suazi), do-prawdy nie sposób pojąć, jak temu małemu narodowi udało się i wciąż udaje w sposób sta-bilny kroczyć drogą rozwoju.

Botswana w swojej historii nie uniknęła błędów. Nie można też idealizować jej osią-gnięć. Kraj ten nie może być bezkrytycznie naśladowany jako wzorzec rozwoju, ale więk-szość ekonomistów rozwoju właśnie z tego kraju czerpie lekcje dla Afryki. Pomijam w tym artykule polityczne i kulturowe aspekty sukcesu botswańskiego modelu, żeby skuteczniej pokazać, jaką rolę w rozwoju odegrały (lub jakiej raczej nie odegrały) neoliberalne koncep-cje Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że Botswana służy od lat za model, na który powołuje się zarówno MFW jak i Bank Świato-wy. Ekonomiści z wymienionych instytucji lubują się w promowaniu tych rozwiązań Bot-swany, które pokrywają się z ich fundamentalistycznymi przekonaniami, a ignorują (lub deprecjonują) składniki sukcesu wynikające z praktyk interwencjonistycznych, protekcjoni-stycznych oraz z paternalistycznej roli państwa w jej rozwoju.

Botswana z powodu uzależnienia państwa od dwóch źródeł dochodów - bydła i dia-mentów – w pewnym sensie odpowiada typowemu modelowi gospodarki afrykańskiej, opierającemu się na dominacji jednego lub kilku produktów. Dla innych krajów afrykań-skich taka struktura gospodarki okazała się drogą do zguby, a w Botswanie zrobiono z niej niewątpliwy atut. Dochody budżetowe, pochodzące przede wszystkim z diamentów, są sze-roko reinwestowane. Jednak każda inwestycja musi mieć pokrycie dla kosztów bieżących w pozadiamentowych dochodach budżetowych (czyli po ludzku: wszystkie drogi, kanalizacja, szkoły, szpitale muszą być finansowane z podatków czy ceł, a nie z iluzorycznych wpły-wów diamentowych). Pozwoliło to uniknąć błędu szeroko rozpowszechnionego w Trzecim Świecie, gdzie po realizacji wielkich inwestycji brakuje pieniędzy na ich utrzymanie i konserwację.

Zresztą kwestia znalezienia pieniędzy na wydatki rządowe nigdy nie była problemem dla Botswany. Wręcz przeciwnie: od początku lat 80. do r. 2001 budżet państwa odnotowywał stałe nadwyżki budżetowe, czasami rzędu 10% PKB, którym w dodatku towarzyszyły znaczne nadwyżki handlowe. W tej niecodziennej sytuacji makroekonomicznej Botswa-na uzbierała najwyższe na świecie rezerwy walutowe oraz oszczędności pieniężne w sto-sunku do PKB. Pod koniec 1996 r. rezerwy walutowe były równoważne 33 miesiącom im-portu (Polska ma rezerwy wystarczające na pokrycie około 180 dni), a oszczędności skarbu państwa w Banku Botswany wynosiły 7,5 mld $ czyli dwukrotność wydatków bieżących rządu, 140% całkowitych wydatków czy ok. 70% PKB w tamtym roku (czyli Botswana może przez prawie dwa lata funkcjonować normalnie bez jakichkolwiek wpływów do bu-dżetu). W roku finansowym 1996/1997 dochody z Banku Botswany (pochodzące głównie z zysków z lokat) stanowiły 25% budżetu kraju i były drugą pozycją budżetową (po diamentach – 48%). W 2001 r. dług Botswany wynosił jedynie 365 mln $ (5% PKB), a obsługa długu była równoważna 1% rocznego PKB. W wyniku owego nadmiaru funduszy Botswa-na znalazła się w niecodziennej dla kraju subsaharyjskiego roli pożyczkodawcy Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego.

Rozwój wydatków miał charakter prospołeczny i przeważająca część inwestycji skie-rowana była na redukcję biedy i zapewnienie powszechnego dostępu do usług publicznych. W wyniku skupienia wydatków rządowych na redystrybucję dochodów w sektorze socjal-nym (od 32% do 35% wydatków w latach 1985 - 1995) zbudowano imponujący system opieki zdrowotnej i szkolnictwa (szkolnictwo podstawowe i średnie jest bezpłatne i obo-wiązkowe wbrew zaleceniom MFW postulującego uporczywie przez wiele lat wprowadze-nie opłat). Na tym rozległym i skąpo zaludnionym terytorium do 1995 r. doprowadzono do sytuacji, w której 86% populacji było w odległości 15 kilometrów od szpitala, a 78% miało nie dalej niż 8 kilometrów. Zanim skutki epidemii AIDS stały się odczuwalne, średnia dłu-gość życia należała do najdłuższych w Afryce i wynosiła ok. 68 lat. Godne podziwu jest to, że pomimo rozmiaru epidemii AIDS, produktywność i zarobki w kraju wciąż rosną, a wzrost gospodarczy był w ostatnich latach dwukrotnie wyższy niż wynikałoby z prognoz Międzynarodowego Funduszu Walutowego.

Jak wspomniano, podstawowym źródłem dochodów kraju są diamenty. Normalnie taka monoprodukcja w gospodarce przyprawiałaby MFW o stały ból głowy (i tak też się w kulu-arach MFW dzieje od ponad 20 lat). Jednak na szczęście dla Botswany rząd ignorował na-rzekania tej organizacji (i w mniejszym stopniu Banku Światowego) i zamiast na siłę prze-kierowywać gospodarkę, postanowił zrobić to co niesłychane – zadbać o interes państwa. Kluczowym inwestorem w wydobyciu diamentów jest południowoafrykański koncern De Beers sa, który od dawna na rynku nieoszlifowanych diamentów zajmuje pozycję wzbudza-jącą zazdrość OPEC. Przez większą część swojej historii był nie tylko monopolistą, ale tak-że siłą napędową jednego z najbardziej udanych światowych syndykatów (specyficzna for-ma kartelu, gdzie firmy będące w zmowie sprzedają całą produkcję za pośrednictwem wspólnego przedsiębiorstwa handlowego). W bezpośrednim władaniu De Beers sa znajdo-wały się (i wciąż znajdują) najlepsze jakościowo kopalnie świata, w tym w RPA, Namibii, Tanzanii oraz w Botswanie. Dzięki porozumieniu z kilkoma innymi niezależnymi produ-centami De Beers sa kontroluje ponad 2/3 światowego wydobycia.

W celu stabilizacji cen na rynku De Beers sa wprowadził mechanizm zapasu buforowe-go. Diamenty od producentów skupowane są regularnie i bez zakłóceń niezależnie od po-pytu na rynku. Nadmiar produkcji absorbowany jest do zapasu buforowego, natomiast nie-dobór pokrywany jest przez ten sam mechanizm. Utrzymuje to stabilność cen na rynku. W narodowym interesie Botswany i bezpieczeństwa jej wpływów budżetowych było więc utrzymanie syndykatu za wszelką cenę. Wagę syndykatu szczególnie pokazał kryzys na rynku diamentowym na początku lat 80-tych, spowodowany spekulacjami w obrocie bry-lantami. Był to też moment, kiedy Botswana całkowicie uniezależniła się od międzynaro-dowych instytucji finansowych - MFW, mnożąc przeszkody proceduralne dla Botswany w uzyskaniu pożyczki w tym kryzysowym okresie, utracił po wsze czasy zaufanie rządu.

Opuszczona w potrzebie Botswana postanowiła wziąć kontrolę nad rynkiem diamento-wym we własne ręce. Jak najlepiej tego dokonać? W sytuacji braku silnych krajowych jed-nostek gospodarczych uznano, że ochrona interesu krajowego musi stać się domeną rządu. Wbrew poglądom neoliberalnym, rząd przekonał się, że pieniądze mają narodowość, więc najlepiej zadbać, żeby były to pieniądze botswańskie. W związku z tym skarb państwa Bot-swany, poprzez szereg konsekwentnych ruchów inwestycyjnych, zapewnił sobie 10% udziałów w De Beers sa. Powstała sytuacja, że Botswana jest nie tylko najważniejszym producentem diamentów na świecie, ale jako kraj ma największy na świecie wpływ na po-ziom cen, strategię oraz wielkość podaży. Co gorsza dla ideologów z MFW – nie ma zamia-ru w bliskiej przyszłości prywatyzować swoich udziałów w De Beers sa ani wpływać na zmianę polityki firmy.

No i jeszcze to upodobanie rządu w Botswanie do protekcjonistycznych postaw na ryn-ku rolnym. Nie dość, że w ramach Południowoafrykańskiej Unii Celnej (RPA, Suazi, Na-mibia, Botswana, Lesotho) posiada ona jedną z najwyższych na świecie zapór celnych na żywność, to jeszcze bezczelnie prowadzi interwencjonistyczną politykę rolną. Szczególnie duże inwestycje państwo poczyniło w sektorze produkcji wołowiny (państwo jest monopo-listą na rynku przetwórstwa mięsnego), gdzie nieustannie modernizowano system weteryna-ryjny, ulepszano marketing produktów w Europie oraz zapewniono najbardziej rozwinięty system subsydiów w Afryce (warunki działalności hodowców w Botswanie są właściwie niewiele gorsze od panujących w UE).

To zresztą nie koniec „nacjonalistycznych” zapędów rządu w Botswanie. Rozwój usług czy przemysłu przetwórczego w Trzecim Świecie, w warunkach postępującej globalizacji, niejako wymusza na uczestnikach globalnej gospodarki dysponowanie umiejętnościami, które w rzeczywistości są nieosiągalne bez długoletnich inwestycji w szkolnictwo. Stąd też nawet przedsiębiorczy osobnik okazuje się nie mieć wystarczającego obeznania w efektyw-nym zarządzaniu nawet firmą małej wielkości. Botswana musiała zatem najpierw nadrobić ogromne zaległości w wykształceniu swojej ludności.

Doświadczenia Botswany wykazały, że pozostawienie gospodarki kraju działaniom rynku, otwarcie się na świat i minimalizacja zakresu ingerencji państwa, czego powszech-nie domagają się od krajów afrykańskich neoliberałowie z Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW), przyczyniłyby się do radykalnego rozwarstwienia dochodów, upadku rodzimej przetwórczości, utraty kontroli nad gospodarką na rzecz obcego kraju (na połu-dniu Afryki szeroko rozpowszechniony jest lęk przed RPA) czy korporacji oraz zaistnienia tzw. „choroby holenderskiej” (górnictwo jako jedyny efektywny przemysł kraju wyparłoby inne gałęzie gospodarki, co także jasno wynika z akceptowanej przez liberałów teorii prze-wagi komparatywnej). Partia rządząca oraz ekonomiści Ministerstwa Finansów mieli libe-ralne poglądy gospodarcze, przez co socjalistyczny model gospodarki stał się nierealny, ale równie dalekie były im abstrakcyjne poglądy ekonomiczne MFW. Słowem-kluczem w ko-rytarzach rządowych gmachów był „pragmatyzm”. Postawiono więc w Botswanie na libe-ralny system gospodarczy, w którym występują silne tendencje interwencjonistyczne pań-stwa i kontrolowany sektor finansowy.

Dla Botswany szczęśliwie złożyło się, że ogromne wpływy budżetowe ze sprzedaży diamentów i tak musiały podlegać redystrybucji na rzecz pozostałej gospodarki, w celu zharmonizowania rozwoju kraju. Jednym z najprostszych rozwiązań rządu była nieustanna rozbudowa administracji publicznej kraju, która jako jeden z filarów gospodarki redukowa-ła problem bezrobocia, a zarazem pobudzała wzrost gospodarczy jako odbiorca dóbr final-nych od krajowych producentów (zwiększanie ilości zakupionych produktów od rodzimych wytwórców jest wręcz częścią polityki rządowej). Tzw. kwestie singapurskie, które dopro-wadziły do upadku nowej rundy WTO, postulowały wolną konkurencję w zakresie zamó-wień publicznych. Realizacja tego postulatu spowodowałaby nielegalność zjawisko wspie-rania rozwoju rodzimej przetwórczości poprzez zamówienia rządowe (przypominam: na tym poziomie rozwoju państwo jest jedynym efektywnym generatorem popytu).

Inną botswańską praktyką ekonomiczną na rzecz pobudzania pozagórniczych gałęzi go-spodarki było oparcie rozwoju kraju na swoistych państwowych holdingach oraz spółkach skarbu państwa, które są integralnym elementem tamtejszego krajobrazu gospodarczego. Słusznie uznano, że w warunkach niedorozwoju nie jest możliwa mobilizacja zarówno oszczędności jak i inwestycji prywatnych w celu pobudzenia wzrostu. Stąd też, pomimo prozachodnich postaw dr Quetta Masire (twórcy cudu gospodarczego w Botswanie), zde-cydowano się na stworzenie silnego systemu przedsiębiorstw państwowych. Do połowy lat 90-tych powstało przynajmniej 25 takich organizacji, które funkcjonowały w każdym sek-torze socjoekonomii kraju. Powołano do życia monopole usługowe w dziedzinach energe-tyki (Botswana Power Corporation - BPC), utylizacji wody i ścieków (Water Utilities Cor-poration - WUC), telekomunikacji (Botswana Telecommunications Corporation - BTC) oraz transportu (Air Botswana i Botswana Railways), a także m.in. rozbudowano silnie sek-tor bankowości - stworzono system państwowych banków, które specjalizowały się w dzie-dzinach takich jak mikropożyczki, pomoc mieszkaniowa czy finansowanie projektów roz-wojowych – te dziedziny działalności banków był zawsze konsekwentnie ignorowane w za-leceniach MFW.

Jednak kluczową instytucją dla kraju pozostaje holding Botswana Development Corpo-ration (BDC). Powstały w 1970 r., ma wyraźnie określoną misję: promocję rozwoju miej-scowej produkcji poprzez uczestnictwo w krajowych przedsięwzięciach przemysłowych i komercyjnych. Zgodnie z tak wyznaczoną misją, główne metody działania korporacji pole-gają na przyciąganiu inwestorów zagranicznych do współpracy z miejscowym kapitałem (indywidualnie lub na zasadzie joint venture z BDC) oraz na samodzielnym zakładaniu przedsiębiorstw z zamiarem rozwinięcia danej branży działalności w kraju. Korporacja ta, uzupełniona przez państwowy system banków oraz instytucji państwowych, swoją działal-nością wspierała utworzenie i kierowanie ponad setką przedsiębiorstw (do 1995 r. 112) operujących w dziedzinach tak odległych jak piwowarstwo, produkcja mebli czy cementu, turystyka, a nawet giełda papierów wartościowych oraz organizacje charytatywne. Jej zna-czenie uwidacznia jednak dopiero fakt, że praktycznie każda znacząca firma z inwestorem zagranicznym, działająca poza górnictwem, na którymś etapie swojego istnienia funkcjo-nowała jako joint venture z BDC. Generalnie inwestycje BDC są tak znaczące, że ciężko wyobrazić sobie jakikolwiek postęp w kierunku uzyskania niezależności ekonomicznej bez jej aktywnego udziału. Dodatkowo, ponieważ korporacja operuje głównie na zasadzie joint venture z partnerami prywatnymi, jest ona zasadniczo wolna od zewnętrznych nacisków, aby osiągać bezpośrednie cele społeczne. Stąd też jest ona w stanie przynosić zyski w warunkach wolnego rynku, tym samym przyczyniając się do tworzenia kapitału w sektorze publicznym dla dalszych inwestycji rozwojowych.

Istnienie BDC nie wynika z chęci kontrolowania gospodarki przez rząd, lecz z niedo-statecznej inicjatywy gospodarczej ludności oraz braków w infrastrukturze transportowej i społecznej. BDC jest więc bardziej koniecznością niż zachcianką władz. Nie ulega też wąt-pliwości, że korporacja służy narodowym celom, a nie interesom grup nacisku czy też in-dywidualnych polityków. W inwestycjach holdingu widać wyraźnie, że kieruje się on poli-tyką rozwojową rządu, przez co skrupulatnie rozbudowuje bazę ekonomiczną, poprzez działania na rzecz rozwoju przetwórstwa a ostatnio także sektora usług finansowych. Orga-nizacja BDC jest, w opinii wielu ekonomistów, tak skuteczna, że pomimo drobnych słabo-ści zalecana jest jako rozwiązanie modelowe dla regionu. Warto zaznaczyć, że działania prorozwojowe rządu są na tyle efektywne, że roczny wzrost w sektorze przemysłu prze-twórczego od ponad 35 lat należy do najwyższych na świecie, a w okresie 1965 - 1985 był on wyższy jedynie w Chinach, Południowej Korei, Singapurze, Indonezji i Libii.

Kolejny wyróżnik Botswany to podejście do kwestii pomocy zagranicznej. W Afryce istnieją poważne problemy z ofiarodawcami zagranicznymi (w tym MFW i Bankiem Świa-towym). Często podchodzą do negocjacji pomocowych z pozycji władzy i nagminnie na-rzucają szantażem szereg warunków dotyczących uzyskania pomocy. Inwestycje rzadko są konstruktywnie konsultowane z beneficjentami, przez co nie posiadają zgody lokalnych społeczności, dlatego mechanizmy pomocowe określa się często mianem „demokracji bez wyboru” (choiceless democracy). Powszechna krytyka ze strony państw afrykańskich wskazuje, że pomoc zagraniczna charakteryzuje się słabą jakością, gdyż dawcy autorytarnie wydają pieniądze, a następnie „umywają ręce”, nie zważając na rezultaty inwestycji.

Praktyka w Botswanie wytworzyła całkowicie inny model współpracy rządu z dawca-mi. System planowania rozwoju w Botswanie określa długoterminowe priorytety rządowe, które pozwalają ustalić, na jakiego rodzaju wsparcie zagraniczne jest obecnie zapotrzebo-wanie. Dzięki temu rząd jest w stanie tworzyć „listy zakupów” na projekty rozwojowe. Du-ży nacisk kładzie się na konieczność dotrzymania ustaleń między stronami (dotyczy to również dawcy!) oraz na zapewnienie dużej przejrzystości wydatków i działań. Rząd Bot-swany konsekwentnie wymusza na pomocodawcach realizację zamierzeń pod groźbą zaka-zu (!) udzielania pomocy. Przypadki odrzucania pomocy przez Botswanę są powszechne, a do przyczyn rezygnacji zalicza się słabą „jakość” instytucjonalną dawców (charakteryzuje się to tym, że ofiarują pieniądze na inwestycje, ale nie chcą bezpośrednio zaangażować się poprzez wsparcie techniczne w ich realizację), niezgodność z celami rozwojowymi kraju czy brak wiary w korzyści z inwestycji (co ciekawe najczęściej odrzuca się pomoc z USAID).

Liczne neoklasyczne analizy doświadczeń rozwojowych na Dalekim Wschodzie w dru-giej połowie XX w. w sposób tendencyjny redukują rolę państwa w ich „historiach sukce-su”, przedstawiając kraje jako liberalne ekonomicznie i z rynkowo zorientowanymi dzieja-mi postępu. Tymczasem rewizja literatury nt. zrównoważowego rozwoju w Azji wykazuje, że kraje te miały ściśle kontrolowaną ekonomię z kluczową interwencyjną rolą państwa, choć funkcjonowały w kapitalistycznym otoczeniu gospodarczym. Takie „zarządzane wolne rynki” zapewniały wysoki poziom akumulacji i efektywną absorpcję technologii. W tym sensie Botswana stanowi kopię rozwiązania azjatyckiego, jednocześnie należy pamiętać, że ustanawianie mechanizmów systemu administrowania kraju przebiegało w dużej mierze niezależnie i równolegle z krajami Dalekiego Wschodu. Po części pokazuje to, że model tygrysów azjatyckich może przyjąć się w Afryce. Niektórzy pewnie stwierdzą, że azjatycki model gospodarczy w Afryce będzie w najlepszym wypadku mało efektywny, a w najgor-szym korupcjogenny. Tymczasem według organizacji Transparency International Botswana jest najmniej skorumpowanym krajem Afryki i w klasyfikacji CPI (Corruption Perception Index) w 2002 r. znajdowała się na 24 miejscu, przed Francją czy Portugalią (Polska miała 49 miejsce, a RPA 36).*) Ostatnimi czasy Botswana spadła na 30 miejsce, jednak wciąż jest najmniej skorumpowanym krajem kontynentu.

Wieloletnia konsekwentna polityka rządu wobec De Beers sa spowodowała, że obecnie Botswana jest jedynym państwem, które ma efektywną, choć ograniczoną kontrolę nad światowym rynkiem diamentowym. Przeróżne joint ventures i przedsiębiorstwa publiczne, z BDC na czele, nie mają na celu upaństwowienia gospodarki, ale zapewnienie sytuacji, w której inwestorzy zagraniczni działają w sposób uczciwy wobec obywateli kraju i uniemoż-liwienie obcemu kapitałowi dyrygowanie gospodarką. Jednocześnie na szeroko zakrojoną skalę pomoc zagraniczna dla kraju podlega ścisłej kontroli, tak że decydentami w sprawach wydatkowania funduszy są nie pożyczkodawcy, lecz pożyczkobiorcy (czyli rząd). Może ktoś pomoże mi odnaleźć ten skuteczny model rozwoju w zaleceniach MFW i Banku Świa-towego? Proszę się nie trudzić. To jak szukanie igły w neoliberalnym stogu siana.

Może dlatego na rozmowy z przedstawicielami MFW i Banku Światowego Botswana często deleguje urzędników niższego szczebla, a rezultaty są często ignorowane przez Mi-nisterstwo Finansów. Tylko, że Botswana, ze swoją tradycją stabilności politycznej, nieza-leżnością finansową i szacunkiem w międzynarodowych kręgach ekonomistów rozwoju może sobie na takie wybryki pozwolić. Doświadczenia Botswany pokazują, że można two-rzyć liberalny i prorynkowy model rozwoju kraju bez konieczności popadania w fundamen-talizm. Co więcej, pragmatyzm i postawy antyrynkowe, jak interwencjonizm państwa jako przeciwwaga dla korporacji, jest nawet pożądany. Natomiast liberalizacja rynków finanso-wych i prywatyzacja bez zadbania o odpowiedni rozwój instytucjonalny państwa to droga do gospodarczego samobójstwa. Ciężko wspierać „wolne rynki” w sytuacji, gdy strona sil-niejsza (kraje OECD) od postaw antyrynkowych nie stroni, a wręcz z lubością je wspiera we własnym ogródku (ograniczenia importowe, subsydia rolne, bariery pozataryfowe im-portu). Niestety, inne kraje zdane na „pomoc” MFW z powodu długów zagranicznych i nie-stabilności politycznej, podlegają dyktatowi jedynej słusznej neoliberalnej drogi rozwoju. Tymczasem wielu ekonomistów afrykańskich naciska na podążanie botswańską drogą roz-woju... Czyli pragmatyczne i powolne umocowanie fundamentów administracyjnych, de-mokratycznych i prawnych, współwłasność państwa w rozwoju kraju oraz duży nacisk na prospołeczne wydatki. Szkoda tylko, że tak jak „dzieci i ryby” nie mają żadnego głosu.

Przemysław Stępień

Vice Prezes Stowarzyszenia Solidarni z Afryką,
absolwent Międzynarodowych Stosunków Gospodarczych SGH,
członek Sądu Koleżeńskiego i były Sekretarz Zarządu Zielonych 2004

*) Transparency International Corruption Perception Index, Transparency International, Berlin 2002, http://www.pressreleases_archive/2002/dnld/cpi2002.pressrelease.en.pdf, 15.04.2003
Przemysław Stępień