Wydawnictwo Zielone Brygady - dobre z natury

UWAGA!!! WYDAWNICTWO I PORTAL NIE PROWADZĄ DZIAŁALNOŚCI OD 2008 ROKU.

Przyrodnik – romantyk. O zrozumieniu alchemii Sędziwoja

Przechadzając się pod koniec kwietnia Aleją Wilanowską w Warszawie spostrzegłem, że rozwiązała mi się sznurówka od buta. Przykucnąwszy zawiązałem ją i odruchem przodków spojrzałem w górę. Wtedy oczom moim ukazał się Dziw. Oczami dziecka, z wysokości jakiegoś metra, ujrzałem stary sad. Białe kwiaty jabłoni zdawały się wszystko tłumaczyć i wszystko wyjaśniać. Soczysta zieleń i przenikające światło wiosennego słońca uświadomiły mi w oka mgnieniu, że istnieją i istniały zawsze dwa rodzaje ekologii i dwa typy przyrodników.

W przyrodzie można bowiem dostrzegać gwałt i agresję albo odpoczynek i harmonię. Można świat ożywiony uznać za zły (lub chociażby skażony złem) i można widzieć, że jest dobry. Dawni alchemicy niewątpliwie byli przyrodnikami – romantykami.

Kiedy jestem w górach, często myślę o kobietach. Kiedy jestem z kobietą, doświadczam bliskości przyrody – w dosłownym tego słowa znaczeniu. Albowiem istotą przyrody jest znikanie i odradzanie się bez końca. Przyrodnik – pozytywista bardziej skoncentruje się na osobie ludzkiej, na jednostkowości. Przyrodnik – romantyk zobaczy w kobiecie nagą naturę. Jak pisał ironicznie XVI-wieczny alchemik Michał Sędziwój:

Niech będą odziani w jednakowe ubrania młodzian dwunastoletni i tegoż wieku dzieweczka; jeżeli obok się umieszczą, nikt nie rozpozna, które mężczyzna, które kobieta, oczy bowiem nasze nie mogą przeniknąć, do tego stopnia myli nas nasz wzrok i fałsz za prawdę przyjmuje: lecz gdy zdjąwszy szatki obnażą się, by ukazać się, jak ich przyroda ukształtowała, łatwo i jedno i drugie w ich poznać płci. Takim samym prawie sposobem umysł nasz tworzy dla cienia przyrody cień; ciało bowiem nagie w człowieku jest cieniem siemienia przyrody: jak tedy pod szatami ukrywa się ciało ludzkie, tak również pod ciałem ukrywa się przyroda ludzka, której zakrycia i odkrycia Bóg sobie rząd pozostawił1.

Nie od razu czytelnik pojmie wszystkie treści wypływające z tego cytatu. Ale na pewno fragment ten pozwala od razu wejrzeć w to, o czym traktuje alchemia. Traktuje mianowicie o przyrodzie ludzkiej. Powiada też alchemik w innym miejscu:

Widziało ową bez szatek DJANĘ w tych latach ubiegłych (wiem, co mówię) wielu i wysokiej i niskiej kondycji, a chociaż znajdą, się nygusi, którzy lubo z zawiści, lubo ze złości, lubo ze strachu, by ich szalbierstwa się nie wykryły, będą okrzykiwali, iż można wyciągnąć duszę ze złota, a czczym i szumnym pokazu omamem innemu nadać ją ciału; nie bez czasu, trudu i kosztów nakładu i uszczerbu: jako pewne, to niech wiedzą synowie Hermesa, iż tego rodzaju wyciąganie dusz, jak powiadają, czy to ze złota, czy z księżyca (jaką bądź drogą wulgarną alchymiczną), jest czystem wmawianiem [...]2.

Czy to oznacza zatem, że alchemicy nie zajmowali się poszukiwaniem przepisów na złoto? Nie budowali kosztownych laboratoriów chemicznych? Nie zabiegali o względy możnych? Otóż na pewno nie wszyscy, a w każdym razie nie większość. Laboratoria chemiczne, pokazy transmutacji, to doskonały sposób na przyciągnięcie uwagi. Poparcie możnych sponsorów dawało możliwości drukowania własnych książek i szerzenia idei. Na pewno jednak nie chemia była istotą alchemii. Jak pisał Adam Schröter w komentarzu do łacińskiego wydania paracelsowskich Archidoxii (Arcywiedzy):

Jest [...] podwójna alchemia [...] wewnętrzna i naturalna oraz zewnętrzna i sztuczna [...]. Wszystko co stworzone nie robi niczego innego, jak tylko stosuje alchemię w naturze [...]. Przez alchemię chleb staje się w człowieku mięsem i krwią człowieka [...].

Z tego jasno widać, co to jest alchemia wewnętrzna i jak szeroko jest znana, a jej naśladowczynią jest zewnętrzna, choć uczący się jej może sądzić, że rozciąga się ona na wszystko. Jednakże, dla przedłożonej przez nas przyczyny, uważam ją za jedną. Bez alchemii nie można odkryć żadnych tajemnic natury i żadnej ukrytej własności potencjalnej doprowadzić do działania, nie można spreparować żadnego leku3.

Czytając to czytelnik może mieć nieodparte wrażenie, że już to gdzieś czytał i ma rację, jeśli przypomni sobie reguły alchemii chińskiej. Wei Po-yang w rozprawie pt. Jedność trzech równań (Tsan Tung Chi) rozróżniał chemię, polegającą na przyrządzaniu pigułek z minerałów i metali, czyli tzw. „eliksir zewnętrzny” (wai-dan) od mistycznej chemii ducha i ciała, nazywanej „eliksirem wewnętrznym” (nei-dan) i opartej na ćwiczeniach oddechowych i jodze seksualnej 4. Na czym jednak polegał związek zwykłej chemii z alchemią? Alchemia była w dawnych czasach bardziej religią, niż nauką, chemia była jej częścią. A jednak to z chemii alchemicy zaczerpnęli wiele użytecznych metafor i inspiracji.

CHEMIA STAROŻYTNA I JEJ JĘZYK NAUKOWY (TECHNOLOGIA)

Według starożytnych chemików na początku był chaos 5, czyli materia pierwotna (pramateria, materia prima i inn.), nie mająca w sobie życia, a więc martwa. Aby stworzyć świat, Stwórca tchnął duszę w materię pierwotną i uczynił z niej materię wtórą (materia secunda, quinta essentia), nieśmiertelną. Materia wtóra miała zdolność do samoczynnego rozmnażania się. Była więc dla Stwórcy „poręcznym” narzędziem dzieła stworzenia. A ponieważ była nieśmiertelna, jej natura zdominowała Wszechświat. Każda rzecz ma odtąd duszę (cień!), która nadaje materii pierwotnej nieodwołalną formę, postać, cechę. Wg starożytnych chemików, dusza jakiejś rzeczy była zarazem jej formą albo cieniem (nie mylić z cieniem platońskim!). Inaczej mówiąc, nie ma różnicy między ciałem a duszą, gdyż duszą ciała „jest” jego forma. Tę koncepcję nazywa się monizmem chemicznym. Cechą ciał, obdarzonych duszą, jest zdolność do rozmnażania. Chociaż materia wtóra jest nieśmiertelna, ciała stworzone przy jej użyciu są śmiertelne. Z tego powodu mówiono, że materia wtóra jest zarazem lekiem, jak i trucizną.

Materia wtóra, będąc połączeniem ducha i materii pierwszej, stanowiła oddzielną, trzecią jakość. Stąd też najchętniej dzielono wszystko na świecie na trzy formy: ducha, ciało i „materię ducho-cielesną”, z której świat jest złożony, czyli materię wtórą. Bardzo chętnie stosowano także podział na cztery elementa („zaczęcia” - niewłaściwie tłumaczone jako „żywioły”), które składały się znów na piąty element – synonim materii wtórej.

Trudno powiedzieć, czy ta kosmologia i kosmogonia wynikała z badań empirycznych, z objawienia, czy też może badaniom empirycznym narzucono pewną wiarę. Jest jednak faktem, że natura, także ta, którą dzisiaj nazywamy „martwą”, ma zdolność stałej regeneracji. Z tego powodu wszystko, co istnieje, możemy nazwać materią wtórą, czyli nieśmiertelną (oczywiście w obrębie czasu, jakiego Stwórca udzielił naszemu światu). Proces regeneracji najlepiej widać w świecie roślin i zwierząt. Chociaż wszystkie istoty są śmiertelne, jednak życie jest nieśmiertelne (w obrębie czasu, jaki mu Stwórca udzielił). Życie jest przekazywane przez istoty śmiertelne z pokolenia, na pokolenie.

Nie miejsce tu, by pisać o przesądach dawnej chemii, o starodawnej technologii różnych „materii wtórych” (np. amalgamatu), o pozyskiwaniu barwników, o fermentacji i destylacji alkoholowej, o tym, że „duszą” każdego metalu jest siarka, a „materią pierwotną” rtęć, ani o dmuchaniu szkła, gdyż informacje te znajdzie czytelnik rozproszone w różnych książkach o historii chemii, gdzie traktuje się alchemię jako etap rozwoju chemii. Wiadomości chemiczne są przydatne przy interpretowaniu dzieł alchemicznych, są konieczne dla rozumienia metafor, symboli i przypowieści, zajmiemy się nimi jednak innym razem.

KONCEPCJA UNIWERSALNEGO SIEMIENIA PRZYRODY

Wróćmy więc do alchemii przyrodnika – romantyka, Sędziwoja. Dla ułatwienia skoncentrujemy się tu tylko na wątku przewodnim, starając się maksymalnie uprościć (reducere) mnogość terminologii i pominąć wątki poboczne. Pisze on, że w tych czterech zaczęciach (elementis) wszystko się czyni, co jawi się i co jest w cieniu, chociaż rzeczy raczej w cieniu są, niż jawią się rzeczywiście. [Przyroda] odmienia się w zasadzie męskiej i żeńskiej. Twierdzi, że Przyrodę należy brać Metaliczną, i to w mężczyźnie i kobiecie 6, inaczej nic nie zdziałasz. Gdy bowiem z trawy zamierzasz stworzyć Metal, próżno się trudzić będziesz; tak samo, jak z psa i zwierzęcia drzewa nie wytworzysz. Z tego cytatu wynika logiczny wniosek, że materia „metaliczna”, to nic innego, jak żywy człowiek. I dalej czytamy:

Podobnie jak Przyroda jest w woli Bożej i Bóg ją stworzył czyli podał wszej wyobraźni, tak i Przyroda uczyniła sobie siemię7, to jest wolę swoją w Zaczęciach [...]. Z Przyrody [...] bez nasienia wytworzysz tyle, ile bez ognia, złota lub srebra złotnik, albo bez ziarna i siemienia rolnik. Gdy masz nasienie 8, Przyroda rychłe nadąży, lubo do złego, lubo do dobrego. Działa ona w nasieniu, tak jak Bóg w wolnej woli człowieka: i to jest wielką tajemnicą, że Przyroda posłuszna nasieniu, nie z musu, lecz dobrowolnie: jako i Bóg na wszystko zezwala, czego chce człowiek, nie przymuszony, lecz z własnej woli: dla tego też dał człowiekowi wolny wybór, czyli do złego, czyli do dobrego9.

Cytat ten należy traktować dosłownie, ale biorąc pod uwagę fakt, że alchemia jest mistyką. Siemię, to wspomniana wcześniej materia „ducho-cielesna”. Nieprzypadkowo Sędziwój używa tu zamiennie terminu „siemię” (semen) i „nasienie” (sperma), jest bowiem nasienie zewnętrzne cieniem, lub inaczej duszą, właściwym sensem siemienia wewnętrznego. Forma zewnętrzna świadczy tu o sensie wewnętrznym, ukrytym, bo alchemia patrzy na świat jak gdyby „od drugiej strony”, od materii. Alchemik porównuje tu siemię do wolnej woli człowieka, poprzez którą działa Bóg, stąd też siemię może być użyte zarówno do złego, jak i do dobrego. Dalej wyjaśnia, że forma albo cień ciała zależy od jego duszy:

Są bowiem [tacy], którzy całe ciało zamiast materji czyli siemienia lub nasienia biorą, inni biorą ciało zawodne, i ci wszyscy z drogi prostej zbaczają. Dla przykładu, gdyby ktoś wziął męża nogę i niewiasty rękę, i zapragnął z tego połączenia stworzyć człowieka; nie było by to możliwem. Jest albowiem w każdem ciele zarodek i miejsce, czyli siemienia lub nasienia punkt, a zawsze 8200 część, nawet w samem ziarnku pszenicznem; i inaczej to być nie może: bowiem nie całe ziarno czyli ciało zamienia się w siemię, lecz jest w ciele tylko iskra pewna niezbędna, która przez ciało swe jest strzeżona od wszego zbytniego gorąca i zimna[...]10.

W innym miejscu powiada wyraźnie:

W wytwarzaniu metalów opaczne [jest] zwykłych Chymistów domniemanie: rozpuszczają ciała metaliczne, lubo Merkurjusz11, lubo złoto, lubo Saturn12, lubo Lunę13, i przegryzają je wódkami mocnemi, i innemi rzeczami obcemi, do słusznej sztuki nie podatnemi; następnie łączą, nie świadomi, iż z pociętego ciała ludzkiego nie tworzy się człowiek; gdyż popsucie ciała i zniweczenie siemienia tą drogą naprzód już nastąpiło. Rzecz wszelka pomnaża się w mężczyźnie i w kobiecie, jak o tem wzmiankę w traktacie o podwójnej materji uczyniłem: Rozdzielenie płci nic nie tworzy ani nie powoduje, lecz połączenie jej słuszne wydaje nową formę. Siemiona tedy albo nasienia, nie ciała masz brać: Weź zatem męża żywego i niewiastę żywą; złącz ich razem, by łącznie wyobrazili nasienie do wytworzenia owocu swej Przyrody14.

Tym samym udowodniliśmy już czytelnikowi, że z całą pewnością alchemia nie jest formą prymitywnej chemii. Czym jednakże jest? Prymitywną seksuologią? Niesłychanie istotny dla wyjaśnienia sprawy fragment znajdujemy w traktacie siódmym:

Dopóki w ciele jest siemię, ciało żyje; gdy całe się zużyje, ciało umiera; wszystkie zasię ciała przez wyrzucenie siemienia osłabiają się: Świadczy bowiem doświadczenie, iż ludzie, nadto Wenerze hołdujący, stają się słabszymi, jako drzewa, gdy nazbyt wiele wydają owoców, stają się potem jałowemi 15. Siemię tedy, jak to już wielokrotnie powtórzyliśmy, jest rzeczą niewidzialną; lecz nasienie jego widzialne, i jest prawie duszą żyjącą; nie masz go w rzeczach martwych: Wyciąga się podwójnie, łagodnie i gwałtem. Lecz gdy tu mowa tylko o własności jego, powiadam, iż bez siemienia nic się nie rodzi: własnością siemienia wszystko się staje: i mają wiedzieć synowie sztuki, iż w obciętych drzewach próżno szukać siemienia, które znajduje się tylko w czerstwych i żywych16.

I znów czytelnik przypomni sobie zasady alchemii chińskiej, wyrażone na przykład w książce Jolana Changa pt. Tao miłości i seksu. By jednak nie zdał się czytelnikowi ten cytat jakąś jednostkową, pojedyńczą zbieżnością, wyrwaną z kontekstu, posłuchajmy, co ma na ten temat do powiedzenia anonimowy autor, podszywający się pod autorytet św. Alberta Wielkiego:

[...] łączenie się z mężem białymgłowom iest pomocne, bo przez to zbytki wilgotne z nich odchodzą, a gorącość przyimuią, która temperuie ich zimność. W mężczyźnie zaś opacznie się dzieie, zkąd białogłowy często obcuiące z mężami, nie są tak krótkiego życia, iak mężowie; to świadczy natura wróbla, który dla częstej iurności zdycha17.

By nie było wątpliwości, powiada:

nasienie wypuszczone od mężczyzny zbytnie wysusza ciało, bo moc wilgoci czynienia, y zagrzewania ma. Ciepło bowiem wyciągnąwszy i wilgoć, staie się osłabienie żywota, a za tym śmierć. Y tać iest przyczyna, że ci, którzy siła obcuią z białogłowami, y często, nie bywaią długiego żywota, bo ciała ich od wilgoci przyrodzoney wysuszaią się, a to wysuszenie iest przyczyną śmierci 18.

Znany zielarz-alchemik, Marcin Siennik pisał, że Kiedy nasienia człowieczego więcey wynidzie niźli przyrodzenie potrzebuje barziey zemdli siłę przyrodzoną niźliby tyle czterdzieści kroć krwie z niego wypłynęło19. Krótko mówiąc, alchemia nie jest nauką o płodzeniu dzieci i pod tym względem nie ma wielkiej różnicy między alchemią zachodnią a alchemią chińską. Jest to nauka o wewnętrznym tajemnym siemieniu, które sprawia, że Przyroda żyje. Per analogiam przyjmuje się, że natura wewnętrznego siemienia jest podobna do natury nasienia zewnętrznego. Zarówno Pierwotne Nasienie, jak i to, które zostało wyejakulowane podczas zespolenia seksualnego, są w istocie tym samym nasieniem - pisał alchemik Ts’ung-Szu-Czi-Cz’en - Przed aktem seksualnym nasienie zostaje rozdzielone w całym ciele, nie ma ono jednego określonego miejsca, ale w skondensowanej postaci przebywa w Pierwotnym Duchu. O tym właśnie aspekcie nasienia wspominają klasyczne teksty jako o Pierwotnym Nasieniu20.

KLUCZ DO ALCHEMII

Jak to się stało, że przedzielona tysiącami kilometrów alchemia zachodnia w założeniach swych niczym się nie różni od alchemii chińskiej? Nie umiem tego przekonująco wytłumaczyć. Słowo „chymia” pojawiło się około 300 roku po Chrystusie. Różne były interpretacje jego znaczenia. Koptyjskie khema, znaczy „ciemny, tajemniczy”. Arabowie dodali al (i tak alchemik w potocznym rozumieniu stał się „czarnoksiężnikiem”)21. Najbardziej interesującą interpretację tego słowa przedstawia Needham: chemia miałaby pochodzić od chińskiego słowa kimija, czyli „złoto-twórczy-sok”. Tak się składa, że greckie chymos (χυμος) oznacza „sok”22. Byłoby więc odpowiednikiem chińskiego chin, jak w wyrażeniu lin-kem-shut – sztuka przemiany metali (transmutacja)23. Wyraźne pokrewieństwa symboliczne obu wersji alchemii dostrzegł także Klossowski w zbiorze rycin alchemicznych. Na jednej z nich widzimy dwóch ścierających się jeźdźców: jednym z nich jest naga kobieta o głowie w kształcie księżyca, drugim zaś mężczyzna o głowie wyobrażającej słońce. Kopie obu rycerzy uderzają równocześnie w tarcze przeciwnika, barwy tarcz są naprzemienne24. Za teorią Needhama przemawia brak zasadniczych różnic między alchemią europejską a alchemią chińską. O tożsamości obu wersji alchemii świadczą liczne nawiązania do spraw małżeństwa, płodności, seksualności i piękna kobiecego. Wspólna jest obsesyjna koncepcja siemienia, ożywiającego istoty ludzkie (chińskie czi, hinduska prana, łacińskie semen) i przejawiającego się pod postacią nasienia mężczyzny i krwi miesięcznej kobiety. Podobnie jak alchemia chińska, alchemia europejska odróżnia zwykłych śmiertelników od istot nieśmiertelnych (kamień filozoficzny, homunkulus, bazyliszek). Ciało jest po obu stronach Eurazji obrazem ducha per analogiam, jest także mikrokosmosem.

Nie będziemy się tu wdawali w rozważania nad możliwościami przenikania alchemii przez różne ludy, cywilizacje i kontynenty. Ograniczymy się do stwierdzenia, że między oboma wersjami alchemii występują zarówno podobieństwa pierwotne, wynikające ze wspólnego podłoża uniwersalnej religii naszych przodków, jak i wtórne, wynikłe z przesączania idei za pośrednictwem koczowników, kupców, dyplomatów (i szpiegów), podróżników, a być może także – dyskretnych misjonarzy. Wspomnę tylko o tym, że podejrzenia o działalność misjonarską wolno kierować pod adresem taoistów. Rządzili się oni dosyć surowym kodeksem etycznym. Zachowywali pięć przykazań (nie zabijaj, nie upijaj się, nie oszukuj, nie kradnij, nie prowadź życia nierządnego). Zakazy uzupełniali dobrymi czynami: czcią wobec rodziców, lojalnością wobec przełożonych, współczuciem i dobrocią wobec istot żywych, cierpliwością w znoszeniu cierpienia, oczyszczaniem się od złego, wyzwalaniem dusz przez posty, sadzeniem drzew owocowych, kopaniem rowów melioracyjnych, nawracaniem, recytacją świętych ksiąg i uczestnictwem w ceremoniach rytualnych. Doskonale znali i rozumieli pojęcie grzechu, stosowali także specyficzną formę spowiedzi na długo przed zinstytucjonalizowaniem się spowiedzi chrześcijańskiej. Praktyka religijna taoistycznych alchemików polegała między innymi na „odżywianiu duchowym” lub alchemicznym, np. promieniami księżyca, światłem w ogóle, substancją czi, napojem talizmanowym, składającym się z wody zmieszanej z popiołem ze spalonych talizmanów25. Podstawową metodą alchemii była surowa dieta, wykluczająca spożywanie ciężkiego pożywienia oraz mięsa, wina i przypraw. Inną techniką było specjalne oddychanie. Biorąc oddech za metaforę duszy, uznawali alchemicy specjalne oddychanie za sposób rozwinięcia pierwotnego ducha. Stosowali też techniki seksualno-jogistyczne26.

Skoro doszliśmy tak daleko, warto przypomnieć podstawowe idee i zasady tej alchemii. Chińscy alchemicy wyróżniają trzy skarby człowieka:

Ø esencja (jing);
Ø energia (czi) 27;
Ø duch (szen).

Esencja, to witalność (owa „materia wtóra” starożytnych chemików). Jest nieśmiertelna i zapewnia wieczność trwania, gdyż przechodzi z pokolenia na pokolenie podczas prokreacji. Energia, to pierwotna materia (starochemiczna materia pierwotna), z której wszystko zostało stworzone, przyczyna Esencji. Duch, to odpowiednik naszego pojęcia Duszy 28. Energia dzieli się na dwie prazasady: jang i jin oraz pięć podstawowych „ruchów” (żywiołów), które opisują cykl przemian życia. Są to: drzewo (wiosna), ogień (lato), ziemia (późne lato), metal (jesień) i woda (zima), z których drzewo jest najbardziej jang, a woda najbardziej jin. Proces alchemiczny polega na oczyszczeniu esencji, która wznosi się i jest poddawana rafinacji, po czym dociera do korzenia (głowy), gdzie przemienia się i odżywia ducha, stąd proces ten nazywa się „powrotem do korzeni”29. Droga do świętości wiedzie w niej poprzez ciało, przez utrzymanie zdrowia cielesnego i przez specjalne praktyki seksualne, wśród których najważniejszą jest z początku umiejętność opanowania podstawowego odruchu natury: wytrysku nasienia. Ciało jest niezbędne dla osiągnięcia nieśmiertelności, służy uzyskaniu długowieczności, co da czas do zbudowania nieśmiertelnego ciała duchowego30. Surowym materiałem, służącym do formowania trwałego ciała duchowego jest „złoty eliksir”. Powstaje on przez wewnętrzną „kopulację” ognia-ducha, znajdującego się w górnych partiach ciała i wody-witalności, znajdującej się w narządach płciowych. Na skutek skojarzenia ognia i wody w dan-tien (w polu eliksiru), rodzi się nieśmiertelny zarodek – złoty płód. Ciało duchowe musi się teraz wyćwiczyć jeszcze za życia adepta, aby duch nie zląkł się pustki w chwili ostatecznego odejścia. Widzialna powłoka ludzka jest czymś w rodzaju „jaja ptasiego”. Szczególnie interesującą analogią jaja jest czaszka ludzka, z której pisklę uchodzi – poprzez poluzowane, pęknięte górne szwy czaszki. Według alchemicznych legend, w popiołach powstałych na skutek spalenia zwłok wielkich mistrzów medytacji, znajdowano dziesiątki, setki, a nawet tysiące drobnych, niezniszczalnych bryłek, zwanych „popielnymi nasionami” (ssu-li-dze). Warto też wspomnieć o tym, że podczas „destylacji” esencji w energię, adepci alchemii miewali niekiedy fantastyczne wizje (np. tęczę barw), na skutek silnego pobudzenia ośrodka „trzeciego oka”, a ujmując rzecz czysto fizycznie – nerwu wzrokowego31. Ostateczny rezultat alchemii: wieczne życie i zdrowie, bo – jak pisał chiński alchemik, Ko-hung, Włosy siwe staną się czarne, a utracone zęby ponownie zaczną wyrastać, odnowią się siły ciała. Ten, który tych leków zażywa, nigdy się nie postarzeje, stary zaś ponownie stanie się młodzieńcem, będzie żył wiecznie i nie umrze 32.

Porównajmy ten niewielki opis do opisu alchemii zachodniej. Wg naszych alchemików, istnieje w świecie niedostrzegalna dla oka, niepojęta materia, narzędzie Boga, tworzywo wszechrzeczy, materia ożywiająca świat - nasienie33. Materia ta jest – jak pisze alchemik Wincenty Koffski – ze swej natury doktorem i lekarzem. Można uzyskać od niej dobro i zło34, zależnie od tego, czego się w niej szuka. Ma niezliczone nazwy i przybiera trzy główne formy: merkuriusza (duch), siarki (dusza) i soli (ciało, terra)35, gdzie merkuriusz (Mercurius) to odpowiednik chińskiej energii (czi), siarka (sulphur) – ducha (szen), a sól (sal) – ciała36. Również alchemicy zachodni uznają istnienie dwóch prazasad: ognia pierwotnego (calor primigenium) – odpowiednika chińskiej prazasady jang oraz wilgotności cielesnej (humidum radicale) – odpowiednika chińskiej zasady jin37. Inaczej sprawa się ma z „elementami” (zaczęciami). Alchemia zachodnia trzyma się tradycyjnego astrologicznego podziału na cztery (ogień, woda, ziemia, powietrze), a jednocześnie wprowadza dodatkowy, piąty „element”, zwany quinta essentia (stąd potocznie: kwintesencja), aqua vitae (stąd potocznie: okowita, wódka), będący wynikiem działania pozostałych czterech i często nazywany po prostu merkuriuszem lub materią wtórą, żywą. Jak utrzymują europejscy alchemicy, człowiek został stworzony z ognia („czerwonej ziemi”), materii ożywczej38. Bóg tchnął w niego życie, a we wnętrzu mężczyzny jest kobieta z ciałem i krwią, jemu podobna, lecz subtelna. I jak tylko się do niego zbliży i przyjmie w siebie jego ukrytą męską naturę, staje się zapłodniona i musi rodzić dzieci39. Rzecz w tym, by materia ożywcza oczyściła merkuriusza (energię) i siarkę (ducha). Wówczas ciało ludzkie uzyska jasną, wspaniałą postać i nastąpi zmartwychwstanie40. Jest to idea prawie identyczna z chińskim „złotym płodem”. Typowym symbolem ciała nieśmiertelnego w alchemii zachodniej jest na przykład feniks, który według różnych przekazów miał żyć 450, 500, 660 lub 12 954 lata. Mityczny ten ptak miał pióra po części złote, po części czerwone, podobny jest do orła. Feniks znosi jajo, a następnie ginie na stosie ognistym. Ponownie odradza się z tego samego jaja, które zniósł.

MAGICZNA SIÓDEMKA

Warto wspomnieć o liczbie siedem, mającej duże znaczenie symboliczne w obu systemach alchemicznych. Na Wschodzie mówi się o siedmiu czakramach (meridianach) głównych, na Zachodzie o siedmiu planetach lub metalach (czasem też siedmiu miesiącach i in.). Wśród tych ośrodków energetycznych srebro i złoto mają nasienie najcenniejsze, jednak nie do końca czyste. Należy je więc 7 razy przetopić w ogniu, jednak ogień nie może być za silny w 5 i 6 przetapianiu41.

Proszę zwrócić uwagę, że symbol Saturna ( ) przypomina kosę, jest bowiem rzymski Saturn bóstwem siewów42. A przecież właśnie Saturn/ołów jest synonimem nasienia.

Planety owe w pełni odpowiadają wspomnianym czakramom. Tyle tylko, że alchemia chińska zna ich 9, w tym dwa podwójne, a więc zasadniczo także siedem. Chcemy tu jednak przestrzec czytelnika przed pułapką, w którą wpadł pewien nieostrożny teozof w XIX wieku, dosłownie, tak jak w tekście, przypisując planety konkretnym czakramom. Pisze bowiem Sędziwój tajemniczo:

[...] patrz na niebo i sfery planet: widzisz, iż Saturn jest ostatni, przed nim idzie Jowisz, przed nim Mars, potem Słońce, za którem idzie Wenus, za nią Merkury, na ostatniem miejscu ustanawia się Luna.

W świetle astronomii brzmi to bez sensu, chyba, że przypomnimy sobie stary system greckiego filozofa Filolaosa z Tarentu43, który kosmos przedstawiał następująco:

Nie koniec jednak na tym. Cały rysunek trzeba bowiem odwrócić do góry nogami. Gdyż człowiek jest drzewem, którego korzeń (głowa) tkwi w ziemi, a pień i gałęzie (tułów i członki) w niebie. Teraz dopiero rozumiemy dalszy tok wywodu:

Zważ zatem, iż własności planet nie wschodzą, lecz zstępują 44; samo doświadczenie to daje, iż z Wenery nie staje się Mars, lecz z Marsa staje Wenus, jako że jedną sferą niżej: tak też Jowisz łatwo się zamienia w Merkurego, Jowisz bowiem drugi od Firmamentu, a Merkurjusz drugi od ziemi: Saturn pierwszy od nieba, Luna pierwsza od ziemi: Słońce miesza się ze wszystkiemi, lecz nigdy nie ulepsza się przez niższe. Niech tajnem ci jednak nie będzie, iż jest wielkie odpowiadanie sobie Saturna i Luny, w środku których położone jest Słońce: jako też między Jowiszem i Merkurym, w których środku również znajduje się Słońce: Tym samym równie sposobem pomiędzy Marsem i Wenerą, gdyż oboje mają Słońce pośrodku45.

Mamy więc zatem w pełni wyjaśniony system siedmiu czakramów. W alchemii zachodniej czakramem rządzącym jest słońce czyli złoto, ulokowane w okolicy splotu słonecznego. Najważniejszy jest Księżyc, znajdujący się nad głową człowieka, Saturn natomiast symbolizuje funkcje rozrodcze. W zestawieniu system przedstawia się następująco:


analogie fizyczne miesiąc znak zodiaku planety metale nazwa chińska
czubek głowy (ciemienie) lipiec rak Ksieżyc srebro pai hui
potylica i "trzecie oko" wrzesień czerwiec panna
bliźnięta
Merkury rtęć (żywe srebro) ju czen + jin tang
(górny dan- tien)
krąg karkowy październik maj waga byk Wenus miedź taczui
splot słoneczny sierpień lew Słońce złoto46 szan czong
(środkowy dan -
tien)
lędźwie kwiecień listopad baran
skorpion
Mars żelazo ming men
koniec kości ogonowej marzec grudzień ryby strzelec Jowisz cyna ćchu hai (dolny dan-tien) + wei lu
punkt krocza styczeń luty koziorożec wodnik Saturn ołów huijin


Czakramy te, które nazywamy dalej planetami, mają między sobą swoiste odpowiadanie, jak to cytowaliśmy wyżej. Teraz zaś Sędziwój przechodzi bezpośrednio do opisu, jak stworzyć kamień filozoficzny, czyli ciało nieśmiertelne:

[...] jeden zdaje się metal, który ma władzę pochłaniania 47 innych; jest bowiem prawie, jak woda ich i prawie matka: jedyna tylko rzecz, wilgotność cielesna, Słońca mianowicie i Luny, opiera się mu i ulepsza się przezeń: lecz, iżbym odkrył, Stal 48 się [ten metal] nazywa.

Gdy jedenaściekrotnie złącza się z nim złoto, wypuszcza siemię swe i wątleje prawie do śmierci; Stal pojmuje i tworzy49 syna, świetniejszego od ojca; potem, gdy siemię zrodzonego złoży się już do swej macicy, oczyszcza ją i czyni tysiąckrotnie zdolniejszą do rodzenia najlepszych owoców. Jest i druga stal, która się jej przypodabnia, przez się od przyrody stworzona, która potrafi z promieni słońca (cudowną siłą i własnością) wyciągać to, czego tylu ludzi szukało i co jest zasadą naszego dzieła50.

Uchylając dalej rąbka tajemnicy powiemy, że macicą „syna świetniejszego od ojca”, owego feniksa, jest wnętrze Ziemi, czyli Słońce centralne, ów ogień centralny Filolaosa. To jest właśnie ta tajemnicza „stal”, która wyrywa nasienia innym metalom. Jak wynika z powyższego zestawienia Słońce nieba to tajemny dan-tien w chińskiej alchemii. Zgodnie jednak z teorią Filolaosa światło niebieskie świeci światłem odbitym od słońca centralnego, „ziemskiego”51 , stąd też ono właśnie bardziej odpowiada terminowi „dan-tien”. Ziemia bowiem symbolizuje świat ducha, a niebo – świat ciała.

KSIĘŻYC MISTRZA TWARDOWSKIEGO

I znów: nie będziemy tu snuć opowieści o alchemikach zachodnich-zielarzach, ani o skłonnościach co niektórych alchemików do czarnej magii, nie będziemy też pisać o społecznym odbiorze alchemii, aby nie wikłać się niepotrzebnie w szczegóły. Wspomnimy tylko o micie najciekawszym, a mianowicie historii mistrza Twardowskiego.

Chiński taoistyczny mit o Żółtym Cesarzu podaje, że kiedy Cesarz zażył lek nieśmiertelności, dosiadł smoka i na jego grzbiecie odleciał do niebiańskiej krainy. O Lao-tsem, założycielu taoizmu, powiadano, że był chyba smokiem, gdyż Dało się dostrzec jego mądrość, ale jeśli ktoś próbował ją pochwycić, znikała. Taoistyczna święta T’ang Kuang-Chen uleciała do nieba na ogromnej ropusze52. Według innego mitu, Królowa Duchów przyniosła Henowi „trawę nieśmiertelności”, którą pochwyciła jego żona, Czang-Nho, i uciekła na Księżyc, gdzie została zamieniona w żabę53. Zachodnim odpowiednikiem alchemicznego smoka jest salamandra, czyli ciało nieśmiertelne. Powiadano, że jako jedyne zwierzę, salamandra doskonale znosi działanie ognia. Na rycinach zazwyczaj przedstawiano ją, grzejącą się w ogniu.

Jeszcze w XVIII wieku wiara w istnienie górskich smoków była wśród górali powszechna. Odnajdywane w tatrzańskich jaskiniach olbrzymie kości, uważano za kości przedpotopowych smoków. W stanie sproszkowanym zalecano je jako wyborne lekarstwo na wszelkie schorzenia. Smok – według górali – wzrastał latami z jaszczurki. Czarnoksiężnicy, zamieszkujący Orawskie Żupaństwo, nabywszy tej nauki z książek czarnoksięskich (czyli alchemicznych), łapali smoki, siadali na nie i lecieli na zachód Słońca. Dzięki zaś smokowi wytrzymywali jego żar54. Przy okazji dowiadujemy się, że podobnie jak chińscy taoiści, również i zachodni alchemicy mieli skłonności do wędrówek po wysokich górach – do czego i czytelnika najgoręcej zachęcamy.

Nie o tym jednak ma być mowa, lecz o mistrzu Twardowskim. Wylano na jego temat morze atramentu, ale bez większego efektu. Jedynie Michał Rożek zwrócił ostatnio uwagę, że „diabeł” niesie mistrza do góry, w niebo...55. Potem zaś, na skutek modlitwy otrzymuje Twardowski nadzwyczajną protekcję Matki Bożej, diabeł kapituluje i zostawia Twardowskiego na Księżycu, czyli swoistym „czyśćcu” – w interpretacji chrześcijańskiej. Słusznie jednak stwierdza wspomniany autor, że uchodził księżyc za krainę zmarłych. Hierofania lunarna odradzającego się rytmicznie Księżyca dawała nadzieję na regenerację własnego ciała i wiarę w możliwość zmartwychwstania. Określa też mit Twardowskiego, jako mit lunarny. Od siebie dodam, że nie należy oczywiście zapominać o księżycowym aspekcie Matki Bożej – w Ostrej Bramie. W średniowiecznej poezji liturgicznej Księżyc jest bowiem powiązany z wniebowzięciem Najświętszej Marii Panny56. Lecz największą uwagę zwraca postać diabła. Otóż ma on zazwyczaj dosyć straszną posturę składającą się z jednej nogi koziej, drugiej kurzej, ma błoniaste skrzydła i inne straszliwe cechy, w dodatku śmierdzi siarką, czyli alchemiczną duszą. W najbardziej ucywilizowanej postaci, przypomina greckiego satyra z rogami i nogami na kształt końskich. Otóż zaryzykuję stwierdzenie, że w tym konkretnym micie zaszło dość typowe nieporozumienie, być może umyślne. Rzekomy „diabeł” niesie mistrza na alchemiczny księżyc, co zapewnia mu nieśmiertelność. Nie jest zatem duchem nieczystym (takim na przykład, który podszywa się pod dusze zmarłych), ten bowiem z pewnością zaniósłby go pod ziemię. Sądzę, że jest on w istocie dobrym, alchemicznym smokiem, mistrz zostaje umieszczony na Księżycu nie za karę, a w nagrodę, zaś Matka Boża jest Panią Księżycową57.

Wcieliliśmy się zatem w postać przyrodnika – romantyka z dawnych wieków. Pojęliśmy, że przyroda istnieje, bo jest wypełniona niewidzialnym dla oka siemieniem, a efekty jego działania są widzialne. Wszystko rządzi się według tej samej zasady, ma jedną naturę. Czy zatem warto używać mędrca szkiełka i oka i rozdzielać włos na czworo? Lepiej spakować plecak i zaraz wyjechać w góry w poszukiwaniu kości pradawnych smoków...

Jakub Brodacki
Al. Lotników 19 m. 55
02-668 Warszawa
alchymista@tlen.pl
Warszawa, 27.7.2005

Autor jest historykiem, specjalizuje się w historii nowożytnej XVI - XVIII wieku. Obecnie gromadzi materiały do pracy doktorskiej pt. Województwo Smoleńskie 1619 - 1654 - Osadnictwo i administracja.


Przypisy:

1. Michał Sędziwój, Nowe światło chymiczne, traktat 12 (opieram się na przekładzie Józefa „Joda”-Jankowskiego z 1922 roku oraz na wypisach z oryginalnego wydania pt. Nowum lumen chymicum, e naturae fontis et manuali experientia depromptuu, et in duodecim Tractatus divisum..., Coloniae, Apud Antonium Boétzerum sub signo Rubri Leonis Anno M.DC.XVII — którego egzemplarz znajduje się w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego pod sygn. Sd 711.114)
2. Sędziwój, dz. cyt., Przedmowa.
3. Włodzimierz Hubicki, Z dziejów chemii i alchemii, Warszawa 1991, s. 181.
4. Daniel Reid, Tao zdrowia, Poznań 1997, s. 27.
5.Wincenty Koffski, Obszerny traktat na temat pierwszego korzenia tynktury..., w: „Pismo literacko-artystyczne” nr 7 - 8 (38 - 39), r. IV lipiec - sierpień, 1985, s. 162.
6. W oryginale: mare et foemina (Sędziwój, dz. cyt., traktat 1).
7. W oryginale: semen.
8. W oryginale: sperma.
9. Sędziwój, dz. cyt., Traktat 2.
10. Sędziwój, dz. cyt., Traktat 3.
11. Chodzi tu o rtęć.
12. Czyli ołów.
13. Czyli srebro.
14. W oryginale: Respice ego marem vivum, et faeminam vivam, hos coniuge simul ut inter se imaginentur sperma, ad procreandum suae Naturae fructum.
15. W oryginale: Quamdiu in corpore semen est, vivit corpus, quando totum consumitur corpus moritur, omnia autem corpora post remissionem seminis debilitantur. Experientia etiam testatur, homines Veneri nimium indulgentes debiliores fieri, ut et arbores nimios fructus ferentes, fieri postea steriles.
16. W oryginale: in arboribus amputatis frustra semen quaeri, quod solum modo in viridibus reperitur.
17. Albertus Magnus, O sekretach białogłowskich..., Amsterdam 1695, s. 31 - 32. Najdawniejsze znane mi wydanie pochodzi z XV wieku (po łacinie).
18. Tamże, s. 213.
19. Marcin Siennik, Lekarstwa doświadczone, Kraków 1564, list 14.
20. Miłość po chińsku, Kraków 1992, s. 29.
21. Władysław Ludwik Anczyc, Alchemija, w: Encyklopedia Powszechna, t. 1, Warszawa 1859, s. 351.
22. Izydor Press, Od alchemii do chemii, Lwów 1935, s. 7 – 9.
23. W języku kantońskim słowo to brzmi lin kem shut (William H. Brock, Historia chemii, Warszawa 1999, s. 31).
24. Stanislas Klossowski de Rola, Alchemy. The secret art, Londyn 1973, rycina 13.
25. Roman Malek SVD, Liturgia chai w taoizmie. Szkic problematyki, w: „Materiały i studia księży werbistów” nr 24: Z badań nad religią i religijnością ludową, Warszawa 1988, s. 76 - 77.
26. Roman Malek, Studia nad taoizmem religijnym, w: „Studia Theologica Varsoviensia” t. 19 (1981) nr 1, s. 264.
27. Energia zazwyczaj kojarzy się nam z prądem elektrycznym albo z kilodżulami cukrów, które adepci glob-cywilizacji wchłaniają w barach „u Mac Donalda”. Dlatego bliżej będziemy prawdy, jeśli powiemy, że chi jest czymś niepojętym i życiem wszechświata.
28. Daniel Reid, Na straży trzech skarbów. Chińska droga do życia w zdrowiu, Poznań 1998, s. 13 - 17.
29. Reid, Na straży..., s. 71, 19.
30. Reid, Na straży..., s. 456.
31. Daniel Reid, Tao seksu i długowieczności, Poznań 1997, s. 249-251. Por. Nik Douglas, Penny Slinger, Alchemia ekstazy, Poznań 1995, s. 173.
32. Zdzisław Zwoźniak, Alchemia, Warszawa 1978, s. 38.
33. Por. Cesare Luporini, Myśl Leonarda, Warszawa 1962, s. 96 - 7; Tytus Lukrecjusz Karus, De rerum natura, 1923, s. 26. Zabawny komentarz daje Beneveni: alchemicy szukali materii pierwszej (merkuriusza) w ludzkim ciele, we wszystkich jego częściach. Nie brakło na przytoczeniach i wskazaniach, a tym trybem postępując doszli do takich bredni, że powtarzać je tu byłoby niestosownem (Feliks Beneveni, Dzieje alchemii, „Przegląd Europejski”, R. II 1863, t. VI, z. 18, s. 470).
34. Por. Paola Zambelli, Mit hermetyzmu i aktualna debata historiograficzna, Warszawa 1994, s. 45.
35. Wincenty Koffski, Obszerny traktat na temat pierwszego korzenia tynktury..., w: „Pismo literacko-artystyczne” nr 7 - 8 (38 - 39), r. IV lipiec - sierpień, 1985, s. 164.
36. W alchemii zachodniej sól ma także drugie znaczenie: ciało nieśmiertelne.
37. Por. Edward Kajdański, Michał Boym. Ambasador państwa środka, Warszawa 1999, s. 218.
38. Władysław Szumowski, Historia medycyny, Kraków 1935, s. 357.
39. Koffski, Obszerny traktat na temat pierwszego korzenia tynktury..., w: „Pismo literacko-artystyczne” nr 7 - 8 (38 - 39), r. IV lipiec - sierpień, 1985, s. 164.
40. Por. Wiesława Ferenc, Na początku była filozofia..., od alchemii do chemii, Lublin 1988, s. 44: powołuje się na I list do Koryntian XV, 35 - 53.
41. Józef Ryglewicz [Fojtik], Alchemia dawniej a dziś, w: „Lotos” r. IV z. 7 i 8, 1937, s. 211.
42. Włodzimierz Hubicki, Od głowy umarłego do B6.C[Cl]2.7, N2, 4, czyli historia znaków chemicznych, w: „Problemy”, r. X, 1954 nr 9 (102), s. 617.
43. Jak pisał Arystoteles, pitagorejczycy (a w tym Filolaos) sądzili, że środkiem wszechświata jest ogień, ziemia jest tylko jedną z „gwiazd”, a naprzeciw ziemi znajduje się „antychton”, czyli „przeciw-ziemia”. „Twierdzą, że Ziemia [...] wykonuje ruch kołowy dokoła środka, i to – nie ona sama, lecz także Antychton” (Arystoteles, O niebie, w: Dzieła wszystkie, t. 2, Warszawa 1990, s. 293 - 294). Tę dość niejasną wypowiedź Arystotelesa Zenobia Białecka zinterpretowała dosłownie: „Ziemia ma okrążać ten ogień raz na dobę, zwracając się do niego zawsze jedną niezamieszkaną stroną, co miało wyjaśniać fakt, że nikt tego ognia nie widział. Przypisywany Ziemi ruch stanowił wyjaśnienie dobowego ruchu sfery niebieskiej” (Zenobia Teresa Białecka, Dzieje astronomii układu planetarnego, Warszawa 1993, s. 18). Moim jednak zdaniem interpretacja Sędziwoja („w ośrodku ziemi jest Słońce ziemi” - traktat 11), jest bardziej poprawna. Rzekoma „antyziemia”, to zapewne przeciwległa półkula, której z oczywistych względów nie można zobaczyć.
44. W oryginale: ascendant... descendant.
45. Sędziwój, dz. cyt., traktat 9.
46. Tabelkę porównaj z: Feliks Beneveni, Dzieje alchemii, w: „Przegląd Europejski”, r. II, t. VI, Warszawa 1863, s. 215, 222. Na stronie 233 podaje opinie alchemików, że złoto składa się z czystej rtęci z małą ilością czystej siarki, miedź to siarka i merkuriusz pół na pół ale nieczyste, cyna, to wiele nieczystej siarki i bardzo mało merkuriusza.
47. W oryginale: consumendi.
48. W oryginale: chalybs.
49. W oryginale: concipit... generat.
50. Sędziwój, dz. cyt., Traktat 9.
51. Willy Ley, W niebo wpatrzeni: nieoficjalna historia astronomii od babilonu do ery kosmicznej, Warszawa 1984, s. 45.
52. Reid, Tao zdrowia, dz. cyt., s. 11; Eva Wong, Opowieści o taoistycznych nieśmiertelnych, Poznań 2003, s. 66, 68, 126.
53. Jan Kuchta, Polskie podania ludowe o człowieku na księżycu, Lwów 1927, w: „Lud”, seria II, t. V (1926), s. 7.
54. Osobliwości i sensacje tatrzańskie, Kraków 1977, s. 41 - 42.
55. Michał Rożek, Mistrz Twardowski, w: „Dziennik Polski” nr 144, 22.6.2002.
56. Jolanta Sawicka, Symbolika lunarna w średniowiecznej poezji liturgicznej, w: „Pamiętnik literacki” r. XCIII (2002), z. 3, s. 5.
57. Na temat mitu Twardowskiego mam zamiar napisać szerszą broszurkę, w interpretacji alchemicznej.
Jakub Brodacki