Wydawnictwo Zielone Brygady - dobre z natury

UWAGA!!! WYDAWNICTWO I PORTAL NIE PROWADZĄ DZIAŁALNOŚCI OD 2008 ROKU.

SKUTKI PEWNYCH PROJEKTÓW

O skandalach wokół rezerwatu faunistycznego „Świdwie” pod Szczecinem pisałem w poprzednim artykule w ZB1)). Wyraziłem również szczegółową opinię nt. nieprawidłowości i skutków podjętych w tym rezerwacie projektów: „Sanacji zlewni Gunicy” i „Przyrodniczo-edukacyjnego zagospodarowania rezerwatu Świdwie””2)). Przypomnijmy – „Świdwie” jest jednym z siedmiu w Polsce rezerwatów konwencji RAMSAR. Jeśli ktoś jeszcze miał wątpliwości co do kompetencji i intencji pomysłodawców i wykonawców ulepszania rezerwatu tej rangi, to oto do czego doprowadziły nieodpowiedzialne działania urzędników.

1. Na skutek znacznego podniesienia poziomu wody w jeziorze Świdwie i zalania Bagna Gyttia (zwanego również Bagno Żurawie), doszło do całkowitego obumarcia unikalnych, naturalnych olsów oraz do innych trudnych do opisania zmian w roślinności. Cel był być może słuszny: powstrzymać zarastanie jeziora. Niestety, trzeba jeszcze umieć to zrobić, albo dać sobie spokój. Pomiędzy zahamowaniem sukcesji roślinności a jej zniszczeniem jest bowiem spora różnica i właściwie równie dobrze można było potraktować rezerwat pestycydami. Dla samych ptaków żadnego cudu nikt tu nie dokonał3)), z czego pan Konserwator zdał sobie chyba wreszcie sprawę, więc obecnie nie prowadzi się żadnych badań, pomimo – a może właśnie dlatego – że działalność ludzka spowodowała widoczne i gwałtowne zmiany w środowisku.
2. Dokonały się inne zmiany i przekształcenia w środowisku i krajobrazie, jakich rezerwat Świdwie i jego okolice nie widziały od słynnych w latach 60. – 70. wyniszczających melioracji. Nie będę tu pisał o wycinaniu drzew i krzewów, pogłębianiu i budowie nowych kanałów, bo takie swawole hydrotechników są już normą. Nie wiem i nie zrozumie chyba tego żaden znawca przyrody, jakie przesłanki ekologiczne stały za zrobieniem z Bagna Gyttia (część rezerwatu z pokładami rzadkiej gytti!) zbiornika retencyjnego. Na tym jednak nie koniec. Panowie melioranci wpadli chyba w jakiś trans, bo osuszyli i zrównali z ziemią kolejne duże bagnisko w pobliżu wsi Łęgi. A wszystko to (a jakże) z błogosławieństwem Wojewódzkiego Konserwatora Przyrody w Szczecinie (dziś Zachodniopomorskiego Konserwatora Przyrody). Załóżmy, że urzędnik miał dobre intencje. Pozycja Konserwatora była widocznie jednak zbyt słaba, aby mógł sam narzucić prężnemu lobby hydrologicznemu sposób i zakres wykonywanych prac. W rzeczywistości był urzędnikiem bardzo osamotnionym, pozbawionym wsparcia organizacji pozarządowych, z którymi unikał współpracy jak mógł. Z pewnością niemałą rolę odegrały tu natomiast spore pieniądze4)).
3. Tak jak przewidywali przeciwnicy tych projektów: ma miejsce rozwój zupełnie nie kontrolowanego ruchu turystycznego. Krótko – brud, smród i hałas. Tego rezerwat też jeszcze nigdy nie doświadczył.
4. Na skutek odmowy wszczęcia postępowania przez sądy dwóch instancji, umocniła się pozycja Konserwatora jako sprawnego urzędnika (nikt mnie nie ruszy). W ocenie większości „interesantów”, obecny (od przynajmniej 10 lat) Konserwator nie jest już w stanie pełnić swojej funkcji i powinien się udać na bardzo długi urlop zdrowotny. A jednak nie. Przez to mnóstwo projektów dotyczących ochrony przyrody, opracowanych przez stowarzyszenia (właściwie chyba tylko przez jedyną organizację w regionie specjalizującą się w ochronie bioróżnorodności – Zachodniopomorskie Towarzystwo Ornitologiczne) nie może zostać podjętych. A wiadomo – gdzie kot śpi, tam myszy harcują. Szerzą się więc zagrożenia przyrody i przykłady jej dewastacji (choćby dalsze niszczenie wielkich torfowisk niskich na Bagnach Rozwarowskich i koło Chwalimek, nieustanne wyniszczające pozyskiwanie trzcin, regulacje rzek, rzeczek, cieków, brak jakiejkolwiek polityki ochrony gatunkowej i siedliskowej oraz wiele innych). Widocznie nic takiego się nie stało, a Konserwator tylko realizuje politykę ekologiczną Państwa. O ochronie przyrody w województwie zachodniopomorskim decyduje coraz węższe grono tych samów „cudotwórców”, którzy uszczęśliwili Świdwie. To już prawdziwa elita pseudoekologów. Gdyby jednak porównać ją z prawdziwie elitarną jednostką wojskową „Grom”, to jej żołnierze musieliby strzelać do siebie samych.
W grudniu ubr. rezerwat wizytował prof. Ludwik Tomiałojć z ramienia Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków. Miał wydać opinię niezależnego eksperta. Niestety, opinia ta nie była w pełni satysfakcjonująca dla przeciwników inwestycji. Po części Tomiałojć został bowiem wprowadzony w błąd przez Konserwatora, który udowadniał, że oponenci nie znają granic rezerwatu i stąd wszystkie nieporozumienia. Ale profesor zapomniał o fakcie, że wśród przeciwników projektów są osoby, które w l. 1990-1998 były pracownikami tutejszej Stacji Ornitologicznej i prowadząc w rezerwacie badania nad awifauną musiały znać jego granice bardzo dokładnie. Niemniej Tomiałojć wydał szereg zaleceń, aby zmniejszyć negatywne skutki inwestycji. Zasugerował m.in., żeby zasłonić wybudowane obiekty matami z trzciny i zlikwidować potężne oświetlenie tuż przy wodzie. Niestety, żadna z propozycji profesora nie została do dziś zrealizowana. Za to plan rozwoju turystyki rozkwita niczym genetycznie zmodyfikowana jabłonka. Nie jest to, bynajmniej, cały sad, lecz jedna jedyna jabłoń od lat silnie zakorzeniona u stóp obecnego Konserwatora.

Artur Staszewski

1. A. Staszewski, Rezerwat Świdwie – czyli szczecińska szkoła ochrony przyrody, ZB 18/99, s. 38-41.
2. A. Staszewski, Rezerwat Świdwie – wczoraj, dziś, jutro, Zielona Arka 10/1999-1/2000, s. 12-14.
3. WKP z upodobaniem głosił propagandę, że w wyniku spiętrzenia wody wzrosła liczebność ptaków w rezerwacie. Szczegółowe badania przeprowadzone w latach 1990-1998 wykazały tylko prawdopodobną korzyść dla 4 gatunków lęgowych; istotnie w 2-3 lata od podniesienia poziomu wody nastąpił gwałtowny wzrost liczebności wielu gatunków, lecz wpłynął na to zespół czynników (głównie łagodniejszy klimat i ogólne trendy populacji). Natomiast pod koniec okresu badań stan liczbowy awifauny powracał do poziomu sprzed spiętrzeniem wody! (Staszewski A., Czeraszkiewicz R. Awifauna lęgowa rezerwatu „Świdwie” i okolic w latach 1990-1998. Notatki Ornitologiczne, w druku.). W okresie przelotów liczebności ptaków wodnych znacznie maleją i podniesiony poziom wody jest tu tylko jednym z czynników, w dodatku na jedne gatunki wpływającym korzystnie na inne niekorzystnie (Czeraszkiewicz R., Staszewski A. Ptaki rezerwatu „Świdwie”. Przeloty i zimowanie, w przygotowaniu).
4. Decydującą rolę w realizacji projektów odegrał fundusz PHARE. To właśnie od chwili nawiązania przez projektodawców bliższych kontaktów z tym funduszem urwały się wszelkie kontakty na linii Wojewódzki Konserwator Przyrody w Szczecinie – Zachodniopomorskie Towarzystwo Ornitologiczne (którego siedzibą była Stacja Ornitologiczna „Świdwie” przy rezerwacie). Wydawałoby się, że choćby zwykłe zasady wymagają współpracy z ornitologami. Z pewnością nie doszłoby wówczas do takich zniszczeń i zagrożeń. Jak wynika z dokumentów archiwum ZTO, już w marcu 1996 r. na Walnym Zgromadzeniu ZTO Wojewódzki Konserwator Przyrody w Szczecinie został zapytany o plany dotyczące rezerwatu, o których wielkimi nagłówkami informowały gazety. Konserwator nie wydukał z siebie ani słowa na ten temat, tłumacząc, że przyszedł na Zgromadzenie jako członek ZTO, a nie urzędnik. To jakiś paradoks – PHARE słynący z dodatku „Dialog Społeczny” wydaje mnóstwo pieniędzy na działanie dokładnie sprzeczne z celem powołania funduszu! Równocześnie NGO-sy, aby uzyskać dotację z jakiejkolwiek fundacji, muszą udokumentować niemal zażyłość z urzędnikami (ale urzędnik z NGO-sami widocznie już nie). Cała sprawa pozostanie więc chyba na zawsze zagadkowa.
Artur Staszewski