Wydawnictwo Zielone Brygady - dobre z natury

UWAGA!!! WYDAWNICTWO I PORTAL NIE PROWADZĄ DZIAŁALNOŚCI OD 2008 ROKU.

Trudne słowo: sukces

TRUDNE SŁOWO: SUKCES

3.12.2004 Sejm uchwalił Ustawę o doświadczeniach na zwierzętach, co zakończyło kolejny etap wielomiesięcznego procesu zmiany prawa regulującego zasady wykorzystywania zwierząt w doświadczeniach i testach. Dotychczas kwestii tej poświęcony był 9 rozdział Ustawy o ochronie zwierząt. Główną motywacją wprowadzenia tej zmiany była konieczność dostosowania polskiego prawodawstwa do obowiązującego w Unii Europejskiej.1) Wspominam o tym dlatego, żeby już na początku rozwiać wątpliwości co do intencji twórców2) tej ustawy. Nie łudźmy się, że nowe zapisy prawne są wynikiem nagłego i zdecydowanego wzrostu wrażliwości i bezgranicznie szlachetnego odruchu serca. Nie ma mowy o pełnej akceptacji postulatów organizacji walczących o prawa zwierząt, które to organizacje mówią o konieczności nadania zwierzętom statusu, w ramach którego nie byłyby traktowane instrumentalnie, jako środki do osiągnięcia ludzkich celów. Nie ma zgody na koniec rzezi.

Proces tworzenia tej ustawy i walki o jej kształt był długi i mozolny. Rozpoczął się gładkim uchwaleniem przez Sejm pierwszego projektu, przy zaledwie 4 głosach przeciwnych. To niechlubne wydarzenie było dowodem na to, że można szybko uchwalić niemal każdy dziwoląg prawny, sprzeczny z oficjalnie podawanymi intencjami twórców , słabo konsultowany ze wszystkimi zainteresowanymi stronami, którego konsekwencją mogłoby być pogorszenie i tak niewesołego losu zwierząt wykorzystywanych do doświadczeń. Warto przy tym wspomnieć, że – jak w trakcie prac nad projektem ustawy wspominał prof. Andrzej Elżanowski – prawo unijne dopuszcza wprowadzanie przez kraje członkowskie przepisów bardziej restryktywnych.3) Twórcy projektu nie zamierzali jednak z prawa tego skorzystać. Dopiero na tym etapie przebudziły się organizacje ochrony zwierząt, rozpoczynając wspólny lobbing w Senacie, próbując, z niewielkim skutkiem, forsować poprawki. Wkrótce Sejm uchwalił nieznacznie poprawiony projekt, który wciąż jednak był szkodliwym bublem. Od uchwalenia go w tej postaci mogło nas (i przede wszystkim zwierzęta w laboratoriach) uchronić wyłącznie prezydenckie weto. Nie ma chyba wątpliwości co do tego, że naprawdę silna mobilizacja ruchu prozwierzęcego pomogła Prezydentowi Kwaśniewskiemu w decyzji o skorzystaniu z możliwości weta. To „pospolite ruszenie” w obronie zwierząt było też niezwykle ważne, kto wie, czy nie ważniejsze, przy zabieganiu o nieodrzucanie tegoż weta przez Sejm. W trakcie batalii dwukrotnie wysyłaliśmy do posłów imienne listy z naszą opinią w sprawie ustawy. Do listu dołączaliśmy również stanowisko Eurogrupy na rzecz Dobrostanu Zwierząt, międzynarodowej organizacji z siedzibą w Brukseli, a także ekspertyzy profesorów Andrzeja Elżanowskiego i Wojciecha Radeckiego. Wspólnie z innymi organizacjami zorganizowaliśmy w marcu tego roku w Warszawie demonstrację pod Sejmem a tuż przed głosowaniem prezydenckiego weta zorganizowaliśmy konferencję prasową, na której przedstawialiśmy swoje stanowisko. Presja była naprawdę silna i ostatecznie Sejm przyjął weto, co oznaczało, że projekt ustawy wylądował w koszu. Niedługo potem w Ministerstwie Rolnictwa powstał nowy projekt, do którego również zgłaszaliśmy poprawki, tym razem całkowicie odrzucone. Ten właśnie projekt został 3.12 uchwalony przez Sejm.

Dlaczego tak szczegółowo opisuję proces legislacyjny związany z tą ustawą? Robię to, ponieważ muszę wytłumaczyć się ze słowa „sukces”, którego wielokrotnie używałem w imieniu Stowarzyszenia „Empatia” w kontekście wydarzeń związanych z pracami nad ustawą. Za sukces można było bowiem uznać skuteczność organizacji ochrony zwierząt, które to organizacje w dosyć niespotykany sposób potrafiły wspólnie upominać się o kształt poszczególnych zapisów prawnych. Sukcesem było także to, że temat wykorzystywania zwierząt do doświadczeń pojawił się, za pośrednictwem mediów, w świadomości publicznej. Oznaczało to, że nasz głos był słyszalny, co dawało nadzieję na wzrost wrażliwości społecznej. Dla wielu z nas jednak uczestnictwo w pracach nad Ustawą o doświadczeniach… nie było łatwym wyzwaniem. Byliśmy i jesteśmy świadomi faktu, że walka skoncentrowana była wyłącznie na tym, by zwierzęta wykorzystywane do doświadczeń miały lepszą ochronę prawną. Była to typowa batalia o rozmiar klatki, zamiast o jej brak. Świadomość tego faktu powoduje, że każdorazowe użycie słowa „sukces” w tym kontekście pozostawia niesmak. Wszyscy przecież marzymy o tym, żeby zwierzęta w ogóle nie były więzione, okaleczane i zabijane dla potrzeb nauki. Jednocześnie jednak trudno nie uznać, że jest naszym obowiązkiem walczyć o każde możliwe w danym momencie polepszenie ich warunków. Wspomniana „walka o rozmiar klatki” jest usprawiedliwiona, jeśli:
  • towarzyszy jej jasne wyrażenie stanowiska, że jedynym satysfakcjonującym rozwiązaniem jest odejście od stosowania tzw. modelu zwierzęcego i skupienie się na rozwoju humanitarnych metod alternatywnych
  • nie prowadzi ona do osłabienia lub uniemożliwienia walki o całkowite zaprzestanie eksploatacji zwierząt.

O ile w pierwszym przypadku sprawa jest jasna, bowiem przy wielu okazjach konsekwentnie podkreślaliśmy, że sprzeciwiamy się wszystkim testom powodującym cierpienie, o tyle w drugim, przy okazji kwestii testowania kosmetyków, pojawiają się pewne wątpliwości.

W pierwszych komentarzach po piątkowej decyzji Sejmu można zauważyć akcentowanie, z satysfakcją i ulgą, słowa „zakaz”. Rzeczywiście, tekst ustawy w jednoznaczny sposób zakazuje przeprowadzania doświadczeń na zwierzętach w celu testowania kosmetyków lub środków higienicznych. Na dodatek, każdy, kto przeprowadza doświadczenia na zwierzętach w celu testowania kosmetyków lub środków higienicznych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku, a jeśli działa ze szczególnym okrucieństwem, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2. Koniec, kropka. Zważywszy na to, że problem testów kosmetycznych jest jednym z najlepiej uświadomionych przez opinię publiczną problemów związanych z okrutnym traktowaniem zwierząt, powinno być to powodem jednego wielkiego okrzyku radości. Nareszcie koniec walki z niewytłumaczalnym procederem poświęcania pierwszorzędnych interesów zwierząt (zdrowie, życie) dla drugorzędnych potrzeb człowieka (estetyka, uroda). Tylko, że radość jest w tym przypadku przedwczesna. Ten na pierwszy rzut oka optymistycznie brzmiący zapis ustawy wcale nie rozwiązuje definitywnie problemu testowania kosmetyków na zwierzętach!

Żeby to lepiej zrozumieć, trzeba wspomnieć, że Ustawa o doświadczeniach na zwierzętach nie jest jedyną, która reguluje kwestie testowania kosmetyków na zwierzętach. Od czerwca tego roku obowiązuje zmieniona Ustawa o kosmetykach, której lektura wyjaśnia więcej w tej materii. Zakazuje ona przeprowadzania testów kosmetyków na zwierzętach, jak również testów składników kosmetyków lub ich kombinacji, ale – co bardzo ważne – w przypadku składników i kombinacji, tylko od momentu zastąpienia takich testów przez jedną lub więcej uznanych i przyjętych na poziomie Unii Europejskiej metod alternatywnych. Tym czasem oczywiste jest, że wciąż jeszcze nie dla wszystkich takich testów istnieją uznane na poziomie europejskim alternatywy. Cóż w ogóle oznacza tak sformułowany wymóg istnienia uznanych i przyjętych alternatyw? Oznacza jedno – konieczność odwoływania się do biurokratycznego systemu, który jest nie do końca odporny na wpływy przemysłu kosmetycznego i operuje kompromisami. Jednym z oficjalnych ciał zajmujących się opracowywaniem i wdrażaniem alternatyw jest Europejskie Centrum Uwierzytelniania Metod Alternatywnych (ECVAM – European Centre for the Validation of Alternative Methods) – http://ecvam.jrc.it. Świadome obszaru, na którym działa (konfliktu interesów przemysłu i organizacji ochrony zwierząt oraz opinii publicznej, a także skali zysku z handlu kosmetykami), Centrum utworzyło Naukowy Komitet Doradczy, w skład którego wchodzą również przedstawiciele przemysłu kosmetycznego. ECVAM jest więc miejscem dialogu pomiędzy legislatorami, przemysłem, naukowcami, organizacjami konsumenckimi i organizacjami ochrony zwierząt – to niemal recepta na ślimacze tempo zmian. I rzeczywiście, potwierdza się to przy analizie dotychczasowych prób wprowadzenia zakazu testów składników kosmetyków i ich kombinacji w ramach prawodawstwa Unii Europejskiej. Dodajmy do tego fakt istnienia Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju – OECD, z której zdaniem trzeba się liczyć, oraz konieczność konsultacji z kolejnym specjalistycznym ciałem w ramach unijnego systemu uwierzytelniania alternatyw – SCCNFP (Scientific Committee on Cosmetic Products and Non-Food Products Intended for Consumers). Robi nam się z tego moloch, nie pozbawiony do końca dobrych intencji, ale jednak ociężały i ze związanymi rękami.

Kwestie testowania kosmetyków na zwierzętach szczegółowo reguluje w prawie unijnym dyrektywa 76/768/EEC. W lutym 2003 r. miała miejsce jej ostatnia nowelizacja. Dyrektywa stwierdza, że bezpieczeństwo gotowego kosmetyku może być obecnie zapewnione na podstawie wiedzy o bezpieczeństwie składników, które on zawiera. Na podstawie tego stwierdzenia wprowadza ona klauzulę zakazującą testowania na zwierzętach gotowego kosmetyku. Dodatkowo mowa jest także o wprowadzeniu zakazu testowania na zwierzętach składników kosmetyków i ich kombinacji. Ze względu jednak na interes przedsiębiorstw (konieczność dostosowania się do nowych wymogów) datę wprowadzenia zakazu odłożono maksymalnie do r. 2009. Na tym nie koniec. Z zakazu tego wyłączono trzy grupy testów, dla których wedle stanowiska Unii nie ma odpowiednich alternatyw, zapewniających zbliżony poziom zapewnienia bezpieczeństwa składników kosmetycznych dla ludzi. Chodzi o testy dotyczące toksyczności związanej z ekspozycją na wielokrotnie powtarzane dawki (repeated-dose toxicity), z toksycznością dla układu rozrodczego (reproductive toxicity) i tzw. toksykinetyką, czyli badaniem absorpcji, dystrybucji, metabolizmu i wydalania substancji toksycznych. Dla tych trzech grup testów datę wprowadzenia zakazu ustalono na r. 2013, czyli 10 lat po wejściu w życie znowelizowanej dyrektywy. Żeby dopełnić kielicha goryczy, warto wspomnieć, że ustalenie daty wprowadzenia zakazu nie oznacza, że zakaz taki rzeczywiście zostanie w danym terminie wprowadzony. Wielokrotnie bowiem bywało, że datę, od której ma zacząć obowiązywać zakaz, przekładano.

Wracając do dobrze brzmiącego, lecz mylącego, słowa „zakaz”, (nad)używanego w kontekście uchwalonej właśnie Ustawy o doświadczeniach na zwierzętach – nie spowoduje ona, że od razu każdy kosmetyk kupowany w sklepie będzie mógł być uznany za cruelty-free. Wciąż całkowicie legalnie będzie mógł zawierać składniki testowane na zwierzętach, nie mówiąc już o składnikach pochodzenia odzwierzęcego, co stanowi jeszcze inny problem. Obawiam się, że wspominanie o zakazie bez dopowiedzenia, że jest ograniczony, może uśpić czujność klientów, którzy przy zakupach zwracają uwagę na kwestię etyczności produktu. Dlatego właśnie mówiłem, że prowadzenie „walki o rozmiar klatki” bez podkreślania, co jest celem i jakie użycie słowa „sukces” mogłoby być w pełni uprawnione, może w przypadku kosmetyków prowadzić do osłabienia walki o całkowite zaprzestanie eksploatacji zwierząt.

Słowo „sukces” ma właściwości usypiające. Osiągnięcie pewnego poziomu kończy się czasem zasiedzeniem na tym etapie, wymoszczeniem sobie wygodnej niszy, która daje poczucie rozgrzeszenia z zaniechania dalszej walki. Opinia publiczna, uspokojona słowem zakaz, podbudowana wypowiadanym przez nas słowem „sukces”, może spytać: to czegóż wy u licha jeszcze chcecie? Po co jesteście tacy drobiazgowi, po co dzielicie włos na czworo?

Pamiętajmy więc, prawdziwym sukcesem nie jest wygranie batalii o to, żeby z wadliwego i szkodliwego projektu ustawy zniknął zapis wprowadzający niewłaściwą definicję doświadczeń na zwierzętach, wyłączającą testy kosmetyków, pozostawiając je tym samym poza etyczną kontrolą, o co walczyliśmy na początku. Prawdziwym sukcesem nie jest wprowadzenie zakazu testów gotowych kosmetyków, co i tak wynika z wymogów dostosowania prawodawstwa polskiego do unijnego. Są to ważne zwycięstwa, ale nie wystarczające. Rzeczywistym sukcesem byłoby bowiem nie tylko wprowadzenie zakazu testów również składników kosmetyków, ale wszelkich testów i doświadczeń przeprowadzanych corocznie na milionach zwierząt. Nie wolno zapominać o tym, że w ramach przemysłu kosmetycznego ginie tylko nikły procent zwierząt wykorzystywanych w laboratoriach. Zdecydowana większość tych zwierząt wciąż będzie więziona, torturowana i zabijana, a wprowadzenie Ustawy o doświadczeniach w obecnym kształcie zmieni jedynie na nieco bardziej kontrolowaną i zgodną z prawem unijnym formę ich dręczenia.

Dariusz Gzyra
Stowarzyszenie „Empatia”
www.empatia.pl

1.W uzasadnieniu projektu przeczytać można: Celem projektowanej ustawy jest dostosowanie polskiego prawodawstwa w zakresie wykonywania doświadczeń na zwierzętach do prawa wspólnotowego. W projekcie uwzględniono zasadniczą w tym zakresie Dyrektywę z dnia 24 listopada 1986 r. w sprawie zbliżenia przepisów ustawowych, wykonawczych i administracyjnych państw członkowskich dotyczących ochrony zwierząt wykorzystywanych do celów doświadczalnych i innych celów naukowych. (…) Projektowana ustawa implementuje przepisy wspólnotowe w zakresie doświadczeń na zwierzętach. W pierwszej kolejności wdraża przepisy o charakterze materialnym, które określają zasady wykorzystywania zwierząt do doświadczeń. Dookreśla w szczególności, jakie zwierzęta i w jaki sposób mogą być wykorzystane do doświadczeń, jak również inne związane z tymi sprawami kwestie, np. warunki utrzymywania zwierząt doświadczalnych. Ponadto projekt wdraża do prawodawstwa polskiego definicje doświadczenia oraz inne istotne dla stosowania omawianej ustawy pojęcia. (…) należy jednak zaznaczyć konieczność takiej implementacji, która uwzględnia odmienności systemu prawa polskiego. Takie podejście musi być podyktowane zarówno obowiązującymi w Polsce zasadami tworzenia prawa, jak również jego stosowania. Poszczególne normy prawa materialnego zostały zawarte w pierwszych pięciu rozdziałach projektowanej ustawy. Z kolei następne trzy rozdziały dotyczą kwestii związanych z tworzeniem ustrojowych podstaw do nadzoru nad przestrzeganiem przepisów ustawy. Opierają się one na następujących płaszczyznach: wprowadzeniu zezwoleń na hodowlę zwierząt laboratoryjnych oraz na dostarczanie zwierząt doświadczalnych, jak również obowiązku umieszczenia jednostek doświadczalnych, hodowlanych i dostawców w wykazie prowadzonym przez ministra właściwego do spraw nauki oraz na stworzeniu sankcji karnych dla osób nieprzestrzegających określonych przepisów ustawy.
2.W ekspertyzie dotyczącej ówczesnego projektu Ustawy o doświadczeniach, prof. dr hab. Andrzej Elżanowski, Kierownik Zakładu Zoologii Kręgowców w Instytucie Zoologii Uniwersytetu Wrocławskiego, pisał m.in.: Ustawa o doświadczeniach na zwierzętach (…) ma w zakresie ochrony zwierząt doświadczalnych zastąpić Rozdział 9 (…) obowiązującej Ustawy o ochronie zwierząt (…), która została znowelizowana w r. 2002 w celu dostosowania jej do prawa UE. W wyniku tej nowelizacji [Ustawa o ochronie zwierząt] wprowadziła z wyprzedzeniem wiele rozwiązań obowiązujących w niektórych krajach Europy i planowanych do wprowadzenia przez UE. Dzięki temu i wprowadzeniu modelowego systemu komisji etycznych, Polska ma obecnie wiele do wniesienia do nowelizacji unijnych standardów ochrony zwierząt doświadczalnych. Dostosowanie obowiązującej [Ustawy o ochronie zwierząt] do prawa UE wymaga tylko kilku drobnych poprawek przeoczonych w czasie nowelizacji w roku 2002. W wyniku niefachowego przygotowania przez Ministerstwo Rolnictwa i RW, nowa [Ustawa o doświadczeniach na zwierzętach] nie tylko nie poprawia wszystkich drobnych niezgodności z prawem UE, ale wprowadza nową znaczącą niezgodność (wokół definicji doświadczenia i testów). (…) jest wielkim krokiem wstecz pod względem etyki doświadczeń na zwierzętach. Po jej wprowadzeniu Polska stanie się jednym z maruderów opóźniającym postęp w materii, na którą opinia publiczna większości krajów Europy jest wyjątkowo wrażliwa. (…) nie spełnia minimalnych wymagań prawa UE i będzie musiała być wkrótce nowelizowana. W szczególności (…) opiera się na zasadniczo wadliwej definicji doświadczenia pozostawiającej testowanie na zwierzętach kosmetyków (i innych substancji o przeznaczeniu niemedycznym) bez regulacji prawnej oraz stosuje przestarzałą definicję metod alternatywnych.
3.We wspomnianej ekspertyzie prof. Elżanowskiego czytamy: Podstawowym aktem prawnym regulującym doświadczenia na zwierzętach w UE jest Dyrektywa 86/609 EWG w sprawie zbliżenia ustaw i innych aktów normatywnych oraz decyzji administracyjnych państw członkowskich dotyczących ochrony zwierząt wykorzystywanych do celów doświadczalnych i innych celów naukowych. Dyrektywa ta w treści jest przestarzała i dlatego intensywnie nowelizowana we właściwym Dyrektoracie Generalnym (DG Environment) Komisji Europejskiej w Brukseli. Dyrektywa ta, w odróżnieniu od wielu innych dyrektyw, określa tylko minimalne wymagania i jej Art. 24 dopuszcza wprowadzanie przez kraje członkowskie przepisów bardziej restryktywnych (a więc np. szerszej definicji doświadczenia), wyprzedzających nowelizację Dyrektywy. DG Environment zachęca do aktywnego korzystania z tej możliwości, dzięki czemu wiele krajów Unii wnosi do nowelizacji Dyrektywy własne rozwiązania.
Dariusz Gzyra