Strona główna 

ZB nr 5(23)/91, maj '91

RÓBMY SWOJE

Napisałem w ZB 3 moje najzupełniej prywatne zdanie, że trzeba się porządnie zastanowić, czy wchodzić dziś, w takiej sytuacji jaka jest, do Sejmu i Senatu. Przywołałem zdanie Cousteau, który przestrzegał zielonych, że wchodząc w system polityczny, który nikogo już nie interesuje, osłabiają w rzeczywistości ideę, której bronią.

W ZB 4 Mirek Pukacz, przewodniczący "politycznej debaty" podczas brwinowskiego spotkania, zwraca się do mnie: "Eryś, słoneczko" i stwierdza, że zaczyna tak do mnie wszystkie listy. Znajduje też we mnie kozła ofiarnego, który tłumi i manipuluje, a w dodatku... myśli ideologicznie (?!).

Nie jestem wielbłądem. Naprawdę nie jestem wielbłądem. Być może trudno byłoby mi to udowodnić, ale wielbłądem nie jestem, choć być może chciałbym nim zostać. Jestem świeżo po lekturze "Ptaśka" Whartona i ponieważ taki ze mnie ekolog jak z większości z nas, więc ptaka od wielbłąda zbytnio nie odróżniam, i żadna mi różnica: chciałbym być wielbłądem. Może wtedy mógłbym sobie mieć własny świat, własne marzenia. Wielbłądy pewnie lubią marzyć. Ja, będąc wielbłądem, marzyłbym o świecie, w którym nie ma partii ani koterii, senat nie wchodzi mi do łóżka, a konstytucja nie mówi kogo mam kochać. W takim świecie ja sobie coś chrząkam i ty sobie coś chrząkasz, jak to między wielbłądami bywa. Jeśli mamy na tyle siły i ochoty, by siebie słuchać, to słuchamy. A później idziemy w jedną stronę lub w dwie całkiem różne. Rozchodzimy się do swoich zajęć, swoich myśli, swoich marzeń. Z serdecznościami,

Eryk

ZIELONI W SEJMIE (POWINNI BYĆ)

Czy Zieloni powinni być w Sejmie? Eryk Mistewicz w swoim artykule "Nie ma mniejszego zła" (ZB 3/21) stwierdza, iż nic dobrego z tego nie wyniknie, a wręcz przeciwnie "ich wejście do parlamentu będzie ich stratą dla (...) radykalnego ruchu ekologicznego".

Zastanówmy się jak wygląda sytuacja. Istnieje PPZ, o której jako całości niewiele moźna dobrego powiedzieć (popieranie energetyki atomowej, sztywna niedemokratyczna struktura - zajrzyjcie do Statutu PPZ - udział nomenklatury post-komunistycznej), a która konsekwentnie stara się dojść do władzy, np. w czasie ostatnich wyborów do rad w Warszawie weszła jedna osoba z PPZ, startująca z listy alternatywnej, a dwie weszły do Rady Łodzi (min. p. Ewa Hubner, która jest tej Rady przewodniczącą). Nie twierdzę, że wszystkie osoby z PPZ to pseudoobrońcy środowiska, niektórzy wywodzący się z "Solidarności" ludzie coś robią (np. w/w p. Hubner załatwia budowę oczyszczalni ścieków), ale jeżeli zbyt dużo osób z PPZ znajdzie się w Sejmie, to mogą np. głosować za elektrowniami atomowymi, czy wręcz tłumaczyć ich "ekologiczność" i poza tym mogą spowodować rozczarowanie społeczeństwa Zielonymi które, gdy wyjdzie szydło z worka, będzie kojarzyć ich z komuną. To jest pierwszy powód dla którego ci, którym naprawdę leży na sercu sprawa obrony przyrody, powinni startować w wyborach do Sejmu przeciwstawiając retoryce PPZ fakty, a ich pozornej lub niewielkiej ilości działalności, swoje zaangażowanie i doświadczenie. Myślę, że warto też wyciągnąć z PPZ te osoby, które w dobrej wierze do niej wstąpiły i przyjąć je do wspólnego obozu wyborczego.

Jeżeli chodzi o zmiany jakie może spowodować w psychice młodego człowieka o radykalnych poglądach wejście do Sejmu to jest to rzeczywiście problem. Wielu uważa, że oficjalna polityka to syf, bagno i że niewielu potrafi zachować czyste ręce wchodząc do władzy. Jest też kwestia nerwówy, przebywania wśród ciągłego "ble, ble, ble" i konieczności kompromisów. Tym, którzy nie czują się na siłach, albo po prostu nie jest w ich stylu bycie politykiem, odradzam wchodzenie do Sejmu. Ale, wy wszyscy punkowcy i radykałowie, przypomnijcie sobie chociaźby Jello Biafrę z DEAD KENNEDYS, który postanowił zostać burmistrzem San Francisco w momencie kiedy stwierdził, że nie powinien nim zostać Jerry Brown - koleś o skrajnie prawicowych poglądach. I co? Nie sądzę żebyście mieli coś przeciwko Biafrze, żebyście mogli mu zarzucić robienie czegoś niezgodnie z jego sumieniem. Ale Biafra nie został wybrany!

To było w Ameryce. A u nas?

Czy rzeczywiście ktoś taki jak Patyczak w swoich słynnych art- spodniach i z dredami może wzbudzać zaufanie tzw. szarych mas? Nie sądzę. A więc, paradoksalne może zrobić niezły szum - i nie skalać się polityką. I tu wyłania się druga sprawa: wybory są świetną okazją (darmowy dostęp do telewizji, większe zainteresowanie opinii społecznej) do zaprezentowania głównych problemów ekologicznych oraz sposobów ich rozwiązania. Nawet jeśli sam sojusz ekologów nie wygra wyborów, to inni kandydaci będą narażeni na drażliwe pytania nt. ich stosunku do np. energetyki jądrowej, a pewne sprawy nabiorą rozgłosu (np. Czorsztyn, złe ustawodastwo, - patrz "Polska państwem prawa ?" p. Kwiatkowskiego w ZB 2/20), obszary klęski ekologicznej, sprowadzenie pestycydów itp. A jeżeli chodzi o syndrom Ciccioliny to np. taki dosyć ekscentryczny p. Korwin-Mikke zyskał wielu zwolenników dzięki swej determinacji, i nawet jeśli jedni się z niego śmieją, to inni zastanawiają się nad tym co mówi. Dlaczego nie miałoby być w Sejmie paru takich (chodzi o postawę, a nie o poglądy) Zielonych? Pamiętajcie, że obrady Sejmu są transmitowane przez TV!

No dobra, i na koniec podstwawowa sprawa: trzeba zmienić te ustawy, które chronią trucicieli, bo co z tego, że będziemy się kłaść na drodze, pikietować, protestować skoro nie można inaczej ukarać winnych jak poprzez wsadzenie dyrektora w komin jego cuchnącej fabryki (ale kto to umie zrobić?). W eko-teście w "Eko-puku" nr 1, na pytanie czym się powinni zająć ekolodzy (13), najwyższą punktację otrzymuje działalność lokalna, a na drugim miejscu są tzw. zmiany systemowe. Ale jak to wygląda możecie przekonać się z artykułu o "Warsowinie". Bez sensownych ustaw będą nas truć do woli.

Jeżeli będą dobre ustawy można walczyć o ich egzekwowanie. Jeżeli chodzi o deklarację z Brwinowa to jestem jak najbardziej za (chociaż dziwi mnie w tym gronie PZŁ. Są to dla mnie przemysłowcy, tylko że ich fabryką zwierzyny jest tzw. środowisko naturalne). Praktyczna rada dla ludzi, którzy będą chcieli zrobić ten sojusz wyborczy: śmiało można przyjąć tam grupy o lewicowych, centrowych jak i prawicowych poglądach (tak, tak, prawica to nie musi być od razu faszyzm), które startowałyby w ramach własnych partii czy jakiś bloków, a razem robić dodatkowo kampanię jako ugrupowanie ekologiczne. Nie oddawajmy miejsc w Sejmie walkowerem! Dojdźmy, choć do takiego stanu, jaki był na Zachodzie (recykling, oczyszczalnie itp). Czy wiecie, że "Ameryka" z 1970r. (nr 143) porusza problemy, które teraz zajmują dużo miejsca w ZB! A jak wygląda stosunek przeciętnego Polaka do otoczenia naturalnego? Brr! Strach pomyśleć co tu będzie za kilka lat. Walczmy! Każdy jak umie i może. Jeżeli chodzi o mnie, to mogę pomóc w kampanii wyborczej jakimś sensownym osobom z Warszawy. Proszę o kontakt:

Olgierd Bocheński
Pereca 13/19 m. 819
00-849 Warszawa
tel. 240065 (wieczorem)

PS. Proszę anarchistów o nie polemizowanie ze mną, bo szkoda papieru. Jeżeli ktoś jest anarcho- ortodoxem to ten tekst nie był dla niego.

PS 2. Czy wejście radykałów do Sejmu osłabi siłę ruchu "w terenie"? No coż - rzeczywiście radykałów, dobrych organizatorów, charyzmatyków trzymajmy przy sobie, a do Sejmu pchajmy tych starszych, związanych z radykałami bardziej poglądami niż działaniem. Po prostu tych, którzy są w porządku, są znani jaki ludzie UCZCIWI i dla których ekologia to PODSTAWA, a nie tylko trick wyborczy.

PS 3. Najważniejszą chyba sprawą jest to, żeby Zieloni w Sejmie to nie było kilka, a raczej kilkadziesiąt osób, grupa na tyle liczna by mogła stworzyć Ekologiczny Klub Parlamentarny czy coś takiego - stanowić jakąś choćby najmniejszą siłę.


ZB nr 5(23)/91, maj '91

Początek strony