< <  |  STRONA GŁÓWNA  |  SPIS TREŚCI  |  > >

Wojownicy tęczy. Historia Greenpeace'u

NIEBEZPIECZNE ŁADUNKI

Zagrożenie związane z transportem zużytego paliwa nuklearnego do fabryki w Sellafield w Wielkiej Brytanii i Cap de la Hague we Francji stało się głównym obiektem zainteresowania Greenpeace'u w 1990 roku. Według organizacji poprzez transport radioaktywnych odpadów drogą morską, powietrzną lub lądową przemysł atomowy stwarzał niebezpieczeństwo dla ludzi mieszkających w pobliżu tych tras. W styczniu działacze ze Szwajcarii zablokowali transport kolejowy wiozący zużyte paliwo z elektrowni atomowej w Goesgen przez przyczepienie się łańcuchami do torów i do pociągu. Greenpeace alarmował opinię publiczną, iż liczba atomowych przewozów przez angielski port w Dover wzrosła z 16 pojemników w 1989 roku do 37 w 1990. Niektóre z nich zawierały materiał prawie w połowie tak radioaktywny jak substancje, które uwolniły się do atmosfery podczas katastrofy w Czernobylu. 14 czerwca w Dunkierce, Sally O'Keefe i Susie Foreman przypięły się łańcuchami do promu Nord Pas de Calais wiozącego zużyte paliwo z niemieckiej fabryki Unterweser. W tym samym czasie, MV "Greenpeace" zakotwiczył przed dziobem promu, a dwóch działaczy organizacji spędziło 12 godzin w wodzie w pobliżu jego śruby napędowej. Raport Greenpeace'u przygotowany przez eksperta Johna Large'a przedstawiony opinii publicznej 8 sierpnia zwracał uwagę na poważne ryzyko związane z wykorzystaniem zwykłych promów pasażerskich do transportu odpadów radioaktywnych. Wnioski wypływające z raportu były tak niepokojące, że związki zawodowe pracowników morskich firm transportowych na całym świecie zażądały wprowadzenia zakazu stosowania tego typu statków do podobnych celów.

Uwaga Greenpeace'u skupiła się także na flocie złożonej z pięciu statków przewożących zużyte paliwo z reaktorów atomowych prawie 24 000 kilometrów z Japonii do Sellafield i Cap de la Hague. 22 sierpnia demonstranci z Greenpeace'u wdarli się na pokład jednego z nich, gdy wpływał on na Morze Irlandzkie i przypięli się łańcuchami do dźwigów pokładowych próbując zapobiec wyładunkowi. Statek został skierowany do portu w Milford Heaven, gdzie policja mogła usunąć protestujących bez obecności mediów, a Greenpeace otrzymał zakaz prowadzenia dalszych akcji przeciwko statkom należącym do Pacyficznej Floty Transportu Nuklearnego.

Także w sierpniu, holenderscy związkowcy postanowili zablokować wszelkie transporty zużytego paliwa z portu w Rotterdamie, a we wrześniu na swoim kongresie brytyjscy związkowcy branży transportowej zagłosowali za zakazem wpuszczania do Wielkiej Brytanii ładunków zużytego paliwa na niedostosowanych do tego celu statkach. 25 października Parlament Europejski po otrzymaniu petycji od ponad 250 000 mieszkańców Wspólnoty Europejskiej podjął podobną decyzję, a także wezwał państwa członkowskie do zaprzestania importu i eksportu zużytego paliwa nuklearnego.

Oprócz dostarczania informacji, Greenpeace uznał za jeden ze swoich priorytetów uchronienie krajów Europy Środkowej i Wschodniej przed zalewem toksycznych odpadów, brudnych technologii i nieekologicznych produktów zachodniego przemysłu.

Polsce oferowano m.in. około 370 tys. ton odpadów komunalnych z Francji, przeznaczonych do składowania w rejonie Piotrkowa Trybunalskiego, około 28 tys. ton różnych ciekłych odpadów z przemysłu farmaceutycznego, z produkcji farb, wody zaolejone, które miały być skierowane do oczyszczania w "PortoService" Sp. z o.o. w Gdyni. Udaremniono próby importu około 1,4 mln ton gruzu z Niemiec z przeznaczeniem do "rekultywacji" wyrobisk pogórniczych w województwie opolskim oraz 1,3 mln ton osadów ściekowych z Holandii do nawożenia gruntów rolnych w województwie wrocławskim.


Staliśmy, trzymając się za ręce i przytupując dla odpędzenia wczesnojesiennego chłodu. Słońce za naszymi plecami przyglądało się swemu odbiciu w stawie. Stawie, który już za chwilę mógł się stać cmentarzyskiem radioaktywnych odpadów. Michelle z Australii zaczęła cicho nucić "We shall overcome". Czekaliśmy. Pierwsza zjawiła się policja. Przez megafon wezwano nas do rozejścia się. W odpowiedzi mocniej chwyciliśmy się za ręce. Jeden z policjantów zagroził, że wszyscy obcokrajowcy uczestniczący w akcji zostaną deportowani. Ktoś krzyknął, żeby zastosować sitting. Nie bacząc na porę roku usiedliśmy na mokrej trawie. Jak zwykle spóźniona, zjawiła się prasa. Błysnęły flesze. Beatrix z Węgier wypatrzyła zbliżających się do stawu pracowników elektrowni z długimi prętami atomowego paliwa w rękach. Zabawa rozkręcała się na dobre. Policja straszyła, dziennikarze zadawali głupie pytania, ludzie z elektrowni próbowali nas przekupić, a my byliśmy oczywiście nieprzejednani i bezkompromisowi w obronie Matki Ziemi. Po pół godziny wszyscy - demonstranci, policjanci, pracownicy elektrowni i dziennikarze poszliśmy na gorącą herbatę. Tak wyglądały praktyczne zajęcia z działań bezpośrednich prowadzone przez Greenpeace dla działaczy ekologicznych z Europy Środkowej i Wschodniej. Po trzydziestu latach istnienia, Greenpeace przekształcił się z grupki zapaleńców protestujących przeciwko amerykańskim próbom nuklearnym w profesjonalną i niezwykle sprawną organizację z ponad 30 biurami na całym świecie, własną flotą, własnymi laboratoriami badawczymi i setkami tysięcy członków. Nazwa organizacji stała się tak sławna jak McDonald's i Coca-Cola. Europą Wschodnią Greenpeace zainteresował się bliżej pod koniec lat osiemdziesiątych. Wkrótce powstały pierwsze przedstawicielstwa w Moskwie, Kijowie i Pradze. Niewiele brakowało, żeby dzięki staraniom Greenpeace'u w Czeskim Cieszynie wystąpił Sting, w wielkim koncercie przeciwko koksowni w Stonawie. Niestety, tuż przed koncertem rząd istniejącej jeszcze wówczas Czechosłowacji postanowił zrezygnować z budowy koksowni, sprawiając tym samym przykrą niespodziankę tysiącom fanów tego artysty z całej Europy Wschodniej. Najbardziej znane są oczywiście greenpeace'owskie "akcje bezpośrednie" - przeciwko składowaniu odpadów nuklearnych w morzach, zabijaniu wielorybów i fok, elektrowniom atomowym i spalarniom odpadów. Akcje takie poprzedzone są jednak gromadzeniem dokumentacji, badaniami naukowymi i wielomiesięcznymi niekiedy przygotowaniami. "Sukces akcji zależy od profesjonalizmu i fantazji biorących w niej udział osób. Trzy pierwsze przykazania kampaniera brzmią: non-violence, non-violence, non-violence (bez przemocy!). Podczas akcji nikt nie może zostać ranny. Nawet ty!" - wbijał nam do głów Paul McGhee odpowiedzialny w Greenpeace za akcje bezpośrednie. Paul przeprowadził także miażdżącą krytykę naszej blokady stawu (na szczęście były to tylko ćwiczenia). "Akcja musi być przeprowadzona rano, tak aby wiadomość o niej znalazła się we wszystkich dziennikach telewizyjnych. Musicie dać też trochę czasu dziennikarzom na napisanie sprawozdań. Wyznaczcie jedną osobę do rozmów z policją i z prasą oraz koordynatora akcji. Nie denerwujcie policji! Bądźcie ostrożni w kontaktach z dziennikarzami. Dla urozmaicenia akcji mogą was prowokować do bójek. Wierzcie w to co robicie i dobrze się bawcie. Nie warto robić czegoś jeżeli nie sprawia wam to radości" - pouczał nas Paul. Akcje bezpośrednie, blokady, protesty i demonstracje, to jednak tylko czubek góry lodowej. Działacz organizacji ekologicznych coraz częściej powinien w sobie łączyć wiedzę naukowca z operatywnością nowoczesnego menedżera, nie zapominając równocześnie o tym, po co to robi. Od 9 rano do 9 wieczorem słuchaliśmy zatem wykładów o międzynarodowym handlu odpadami, czystych technologiach, spalarniach odpadów, pestycydach, energii atomowej, recyklingu, rolnictwie ekologicznym, energii odnawialnej i przewrotności międzynarodowych korporacji. W ramach rozwijania zdolności menedżerskich uczyliśmy się zasad "filozofii zdobywania funduszy" - od kogo można brać pieniądze, od kogo nie wypada, kto daje i na jakich warunkach. Poznawaliśmy tajniki obcowania z mass-mediami i przedstawicielami władz. Szóstego dnia byliśmy już świetnie przeszkolonymi ekokomandosami przygotowanymi do walki z handlarzami odpadów i budowniczymi elektrowni atomowych.

Relacja uczestnika warsztatów
zorganizowanych przez Greenpeace
w Ojcowskim Parku Narodowym
w 1993 roku



Wojownicy tęczy. Historia Greenpeace'u
< <  |  POCZĄTEK STRONY  |  > >