ZB 2(170), luty 2002
ISSN 1231-2126, [zb.eco.pl/zb]
Polemiki - opinie - komentarze
 

Bez dydaktyzmu!

Artykuł jest odpowiedzią na tekst Ryszarda Kukiełki (ZB 10(168)/2001, s.59).

Tyle razy obiecałam sobie nie odpowiadać na zaczepki, ignorować, olewać i tak dalej, ale nie da się, panowie, nie da!

Tym razem odpowiadam na polemikę Ryszarda Kukiełki. Nie przez Internet, bo tam mieszka szatan Technokreatura, którego unikam.

Rezonuję w imieniu Społeczeństwa, na które narzeka pan Kukiełka, gromiąc naszą społeczną Nieodpowiedzialność. Nie gniewam się, wszak ludziom należy wskazywać jedynie słuszną drogę pod jedynie gustownym sztandarem, ale żeby aż tak narzekać...? Pan Kukiełka tworzy schemat swojego narzekania na kształt równoległego połączenia zrzędzeń, dobierając druciki z przypadkowych materiałów, ze stali, miedzi czy z aluminium, tu i tam jakaś śrubka z plastiku, papierowy haczyk czy szklany guziczek. Przez coś takiego żaden strumień świadomości społecznej nie popłynie, bo co gdzie zaiskrzy, tam się wyizoluje i po ptaku.

Drugim wątpliwym elementem strategicznej konstrukcji pana Kukiełki jest zaatakowany obiekt, czyli wspomniane Społeczeństwo. Otóż, proszę Pana, Społeczeństwo to nie jest trzydziestoosobowa klasa szkolna, złożona z elementów smarkatych, pozbawionych odpowiedzialności prawnej, które jako jednorodną zbiorowość należy wychowywać w jednym kanonie, a w procesie tym można karcić złymi ocenami, rozstawianiem po kątach czy wzywaniem rodziców dla obciachu. My, duże dzieci mamy dosyć dydaktyki, zwłaszcza ci z nas, którzy dużo czytają, śledzą wydarzenia, biorą w nich czynny udział, stają się ich ofiarami, bronią się przed nimi, próbują je zmienić, walczą, pyskują i zbierają cudze śmieci wokół siebie, a czasem oberwą po twarzy od siusiającego nam do ogródka sąsiada, który też nie lubi, gdy ktoś uczy jego siuraka porządku, bo jego siurak jest najważniejszą częścią jego dojrzałej osobowości.

We wszystkich próbach uszczęśliwiania nas za pomocą palca podejrzewamy demagogię, kabotynizm i hipokryzję.

Najbardziej rozbawiły mnie zarzuty pod adresem tych, którzy nie biorą udziału w infantylnej zabawie w wybory. Ja też w to nie gram i śpieszę wyjaśnić Panu dlaczego. Pana zarzut a nasz motyw, że "nie podobają nam się politycy", czyli kandydaci do żłoba jest jedynie istotny w naszym tłumaczeniu naszej postawy. Otóż ja stosuję zasadę Hołdysa, przełożoną na moje warunki - pragnę mężczyzny pięknego i mądrego a do wyboru mam knura i capa. Hołdys podpowiedziałby Panu kozę i lochę. I co Pan by wybrał? Kochajmy zwierzęta, ale bez przesady.

Definicja władzy, sformułowana przez Gabrielę Szmielik-Mazur brzmi: kto dąży do władzy albo daje się do niej wepchnąć, czyni to nie po to, aby społeczeństwu było dobrze, lecz po to, aby dobrze było jemu. I nikt do tej pory mojej definicji nie obalił. Jednocześnie zastrzegam sobie prawa autorskie i liczę, że Zielone Brygady będą klucznikiem ich niniejszego tu zapisu, bo w przyszłości spodziewam się pokojowej nagrody Nobla za to epokowe odkrycie.

Powiem więcej, że ja chętnie pójdę i pomogę komukolwiek dopchać się do koryta, ale głosu swojego mu nie dam, lecz sprzedam. Tak jak władza, która jest służbą społeczną sprzedaje nam - społeczeństwu swoje wątpliwej jakości usługi. Temu sprzedam, kto da więcej, proszę Pana. Tylko frajer daje za friko. Nie ma nic za darmo w demokracji, demokracja to wolny rynek czyli wolna amerykanka po 11 września, gdy nagle nasi politycy zmienili nam narodowość.

Protestowania, pikietowania, blokowania są ważnym sygnałem istniejących realiów i często jedynym sposobem przeszkodzenia władzy w grabieniu naszego majątku. Osobiście podpowiadałabym tu zamachy terrorystyczne i do tego dojdzie, jeśli władza i jej klakierzy będą dezawuować głosy i gesty społecznego niezadowolenia. Czego mieliśmy już przykłady liczne, lecz nie brane pod uwagę nad Wisłą. Pan pewnie podpowiadałby ścieżki zdrowia, praktykowane przez dzisiejszych demokratów i liberałów na grzbietach warchołów w roku 1956, 1968, 1970... i tak dalej..? A może strzelanie? Ja także ubolewam, że nie ma już ZOMO, które bezbłędnie poradziłoby sobie z dresiarzami i kibolami. (A przecież chuligani na nic nie narzekają, tylko idąc za przykładem samorządów- biorą swoje sprawy w swoje ręce.)

Co do nauki języków obcych, to zapewniam Pana, że mam pypcia od nadmiaru angielskiego w Polsce. Dziesięć lat temu po wymianie ekipy u żłoba, gdy w odwecie za Katyń usunięto z programu edukacji język Lermontowa, bardzo naraziłam się na wywiadówce, wyrażając z tego powodu swoje podejrzane ubolewanie. Wyobraża Pan sobie, jak pozostali rodzice i decydenci narzekali na mnie? A tu masz - minęła dekada i już przyszli intelektualiści uczą się tego języka na prywatnych kompletach, a rusycyści wrócili do łask Fortuny. Obecnym zaś intelektualistom nadal kojarzy się on z przydrożną suczką.

Zarazem śpieszę porozumiewawczo przekonać Pana, że dryfuję po tej samej fali, co Pan, bo zgadzam się z zarzutami pod adresem ludzi, którzy - i tu dodam własne obserwacje: skarżą administracji mieszkaniowej na dozorczynię, że niezbyt gorliwie sprząta kiepy, kondomy i podpaski, wyrzucane przez nich za okno, że nie zmywa ze ścian bazgrołów ich dzieci, takoż nie wyciera moczu i nie zbiera stolca ich psów i ich dzieci. Piszą do gazety, że MPK nie widzi leżących na ich trawnikach petów i puszek i puszków. Pyskują na szkołę i kościół, że nie potrafi wychować im dzieci a policja nie potrafi ochronić ich na stadionach czy nocnych dyskotekach. Psioczą na dilerów, że wciskają ich dzieciom narkotyki i na telewizję, że im dzieci demoralizuje.

W sprawie przetrwania widzę nie tylko brak wyobraźni, ale nawet brak instynktu samozachowawczego i o tym braku napisałam kilkadziesiąt stron przyczynków do pracy p. W.H. Zylbertala "Miejscem Człowieka jest Ziemia". Swój komentarz zatytułowałam "Miejsce człowieka jest w ziemi". Śmierć z głodu i chłodu, gdy wokół rozciąga się ogromne śmietnisko wspaniałych, energetycznych odpadów, lasy pełne są chrustu a trawniki makulatury wydaje mi się dryfowaniem wyrojonych lemingów do Bałtyku. Lemingi są mądrzejsze, bo robią to w chwili, gdy naprawdę nie ma co wziąć na ząb, a ludzie umierają z łyżką w ręku. Ale, proszę Pana, naturze to nie zaszkodzi, bo natura nie lubi przesady, ani w pustce ani w przepełnieniu.

Jednakże ubóstwo należy oceniać najostrożniej. Ulubionym sposobem czarnych, różowych i zielonych Narzekaczy Na Społeczeństwo jest recepta wędkarska. "Nie dawać ryby ino wędkę". Na herezję mam poezję:

"Państwo jest moim alfonsem. Na niczym mi nie zbywa. Co złapię ptaka, to mi go oskubie. Co złowię rybę, to mi ją zabierze, zeżre i wędkę połamie. Gdy mi się nie chce, brzydko mnie przezywa. Gdy mi się zachce, stróżów mi nasyła. Gromi z ambony i przez mikrofony, że do roboty już się nie nadaję. A gdy nabieram do bytu ochoty, to radzi iść do roboty. Grajmy Państwu na trąbach, grajmy Państwu na czymkolwiek do rymu z trąbami." ("Psalm Przedostatni", Gabriela Szmielik-Mazur, 1990 r.)

Pozbawiona władzy grupa, na którą oboje narzekamy, to nie jest Społeczeństwo, proszę Pana, tylko jego patologiczny margines, rosnący z dnia na dzień i tak ogromny, że przerósł już dawno naszą malejącą grupkę, do której należy Pan, ja i paru jeszcze sprawiedliwych w tej sodomii i gomorii. Ale dzięki temu należymy do jakiejś tam elity i możemy poczuć się dowartościowani! Nie czuje Pan tego szybowania?

Wszystko w naturze ma swój naturalny sens i cel. Natura nie ocenia tylko porządkuje.

Kraków, styczeń 2002 r.

Gabriela Szmielik-Mazur
Strzelców 17/64
31-422 Kraków k. N.Huty

Biblia a świat przyrody

W przekonaniu większości osób związanych z szeroko rozumianym ruchem ekologicznym Pismo Święte jest obojętne wobec wszystkich innych istot niż człowiek. Z tego co daje się zauważyć, pokutuje w tych grupach stereotyp, że, credo Biblii zakłada, żeby "człowiek czynił sobie ziemię poddaną". Z wielu rozmów przeprowadzonych w tych kręgach wywnioskowałem też, że zdaniem ekologów kultura judeochrześcijańska jest wyjątkowo obojętna na dolę przyrody.

W dyskusjach tych zasypywano mnie chwalebnymi dowodami z religii pierwotnych i orientalnych. Powoływano się na hinduizm, buddyzm etc. Nie polemizowałem. Myślałem sobie tylko o losie tysiąca psów w Chinach. Zdaniem środowisk "zielonych", stosunek do przyrody, jest o niebo lepszy również w islamie, niż w chrześcijaństwie. Jeden z rozmówców powołał się nawet na artykuł w ZB. Przypuszczalnie wiem o jaki artykuł chodziło. [zob. Abu Abdullah, Człowiek i przyroda w Koranie, ZB 16(142)/1999, 1-15.11.1999]. Czy tak jest rzeczywiście?

Już w Księdze Rodzaju potwierdza się, jakoby człowiek czynił sobie ziemię poddaną i panował nad innymi stworzeniami. Według mnie nie zakładało to jednak niszczenia i ślepej eksploatacji świata przyrody. Nie było to planowane przez Boga, zwłaszcza, że świat przyrody powstawał przez całe sześć dni. W tym alegorycznym opisie Stwórca włożył duży wysiłek w jego końcowy efekt. Biblia wyraźnie akcentuje, że wszystko, co Bóg stworzył spodobało mu się, zaś wszystkim żywym istotom błogosławił. Życzył im płodności, co możemy rozumieć jako interpretację trwania każdego z gatunków. Założeniem, było, aby w symbolicznym raju człowiek oraz rośliny i zwierzęta osiągnęły harmonię. Archetypem takich planów są być może słowa: Pan Bóg wziął zatem człowieka i umieścił go w ogrodzie Eden, aby uprawiał go i doglądał. "Doglądanie przyrody" było więc poleceniem opieki silniejszego człowieka nad słabszą przyrodą. Ostatecznie jednak człowiek sięgnął po owoc rośliny, co spowodowało jego upadek. Upadek ten pociągnął za sobą klęskę całego świata przyrody. Dlatego, więc niejaką rehabilitacją człowieka względem pokrzywdzonych był gest Noego. Zabranie do arki przedstawicieli różnych gatunków zwierząt pokazuje coś jeszcze. Uzmysławia, że bez przetrwania zwierząt człowiek nie przetrwa po potopie: Spośród wszystkich istot żyjących wprowadź do arki po parze, samca i samicę, aby ocalały wraz z tobą od zagłady. Z każdego gatunku ptactwa, bydła i zwierząt pełzających po ziemi po parze; niechaj wejdą do ciebie, aby nie wyginęły. A ty nabierz sobie wszelkiej żywności - wszystkiego co nadaje się do jedzenia - i zgromadź u siebie, aby była na pokarm dla ciebie i na paszę dla zwierząt. Jakże aktualne i banalne są to prawdy! Przesłanie, które nie straciło na wartości, przez długie wieki. Trudno jeszcze po takich słowach wątpić w obojętność Boga wobec innych istot niż człowiek.

Ogromne wrażenie wywołuje również Księga Koheleta, która w pewnym momencie zestawia los człowieka i zwierzęcia. Eklezjastes dowodzi w niej, że tak naprawdę dola wszystkich istot jest identyczna. Mało tego, autor tej księgi nazywa ludzi zwierzętami: Powiedziałem sobie: Ze względu na synów ludzkich [tak się dzieje]. Bóg chce ich bowiem doświadczyć, żeby wiedzieli, że sami przez się są tylko zwierzętami. Los bowiem synów ludzkich jest ten sam, co i los zwierząt; los ich jest jeden: jaka śmierć jednego, taka śmierć drugiego, i oddech życia ten sam. W niczym więc człowiek nie przewyższa zwierząt, bo wszystko jest marnością. Tego rewolucyjnego (czas powstania!) jak i szokującego fragmentu, z pewnością nie jest w stanie uspokoić tłumaczenie apologetów. Bibliści uznają bowiem, że we fragmencie o "jednakowym oddechu życia", nie chodzi o duszę, a o pierwiastek życia.

Na szczególną uwagę w Piśmie Świętym zasługuje podkreślenie wierności i przywiązania psa do człowieka. Jest on jego wiernym towarzyszem podróży. Informuje nas o tym Księga Tobiasza: I poszedł chłopiec, a razem z nimi anioł, a także i pies wyszedł z nimi i podróżował razem z nimi. Nowego wymiaru nabierają także psy liżące rany ubogiego i chorego Łazarza. W ewangelicznej przypowieści, napisanej przez św. Łukasza są one jedynymi istotami litującymi się nad cierpiącym. Właściwie ten, w dzisiejszym rozumieniu, kloszard umiera w samotności, a jedynymi towarzyszami jego ostatnich chwil są psy: Pragnął on nasycić się odpadkami ze stołu bogacza; nadto i psy przychodziły i lizały jego wrzody.

Oczywiście teksty biblijne mają przede wszystkim wymiar moralizatorski. Są wskazówkami etyczno-religijnymi. Świat przyrody nabiera więc tutaj akcentów alegorycznych. Łagodna gołębica wyobraża zstępującego Ducha Świętego. Zdradziecki wąż - szatana. Jeszcze co innego personifikuje lew czy osioł. Motyw zaś urodzajnego i bezowocnego drzewa wyjątkowo przykuwa uwagę w Nowym Testamencie. Dlatego choćby przykład zniszczenia nieurodzajnego drzewa figowego przez Chrystusa ma charakter symboliczny (notabene związki miedzy symboliką świata rolniczo-przyrodniczego a językiem Chrystusa, zauważył już wcześniej francuski historyk Henri-Daniel Rops - por. jego Dzieje Chrystusa, Warszawa 1987.). Dlatego też w świetle tej problematyki należy rozpatrywać wszelkie inne wątki. Niemniej Chrystus wywyższając człowieka (w tym wypadku wyższa wartość duchowa i rozumowa, a nie fizyczna czy uczuciowa!) ponad inne stworzenia, podkreśla Bożą troskę o świat przyrody. Zaznacza, że zwierzęta są karmione przez tego, Który je stworzył: Przypatrzcie się krukom; nie sieją ani żną; nie mają piwnic ani spichlerzy, a Bóg je żywi.

Świat przyrody jest wreszcie miejscem, gdzie biblijny prorok znajduje samotność. Tam następuję objawienie. Przestrzeń gór i bezkres pustyń tworzą harmonię, warunki do kontemplacji. To tutaj rodzi się mistycyzm, który sprawi, że przyszli eremici zjawią się na pustyni kilka wieków później.

Nie sposób opowiedzieć o wszystkich przypadkach przebywania biblijnych proroków wśród bezkresów gór i piasków pustyni. Ograniczmy się więc do Nowego Testamentu. Jan Chrzciciel głosił na Pustyni Judzkiej rychłe przybycie Mesjasza. Kolejne kierunki działania wyznaczały mu prorocze sny. Wedle opisu Ewangelii św. Mateusza żywił się on wyłącznie szarańczą i miodem. Obcowanie z warunkami surowej przyrody było także udziałem Chrystusa. Jak zauważa św. Marek Ewangelista: Zaraz też Duch wyprowadził Go na pustynię. Czterdzieści dni przebył na pustyni, kuszony przez szatana. Żył tam wśród zwierząt, aniołowie zaś usługiwali Mu. Niezwykle frapujące jest dlaczego Chrystus wybrał więc obecność zwierząt. Czy nie lepiej było mu pościć i rozważać bez tych istot?

Przypuszczać można, że pierwsi anachoreci byli ludźmi, którzy nie tylko najbliżej potrafili zgłębić fakty eschatologiczne. Byli w stanie najdoskonalej poznać piękno świata flory i fauny. Zrozumieć pełnię stworzenia. Wreszcie potrafili w jaskiniach i szałasach żyć w zgodzie z przyrodą.

Być może filozoficzna refleksja św. Augustyna, iż rośliny i zwierzęta są tzw. "śladem Bożym" miała swoją genezę w takiej właśnie analizie Pisma Świętego? Na pewno natomiast to, że przyroda jest zwornikiem między Bogiem a ludźmi. Dostrzegł to biedny i szczęśliwy włóczęga z małego Asyżu.

Pewnie jeszcze długo, w oficjalny sposób nie rozstrzygnie się, czy świat przyrody jest czymś więcej ponad bycie śladem Bożym. Nie zostanie szybko udzielona odpowiedź, czy zwierzęta mają nieśmiertelną duszę. Wydaje się, że coś pod tym względem się jednak zmienia. Oczywiście nie za szybko. Przed 4 - 5 laty, podczas rekolekcyjnych kazań u krakowskich Dominikanów o. Jan Kłoczowski napomknął, iż: osobiście wierzę, że wielki pies będzie kiedyś machał ogonem przed obliczem Pana. Cóż, był to marginalny głos katolickiego intelektualisty. Szara rzeczywistość jest inna. Przecież znacznie prościej jest urządzić pokazową, franciszkańską mszę dla zwierząt w kościele św. Krzyża w Krakowie, niż raz w roku wygłosić kazanie na prowincji o psiej misce bez wody i półmetrowym łańcuchu.

Osobiście wierzę, że świat stworzony przez Boga, według Księgi Rodzaju, nie może być zniszczony, skoro spodobał się samemu "Veni Creator". Zresztą wszyscy przekonamy się o tym sami (może najboleśniej wtedy, gdy ziści się reinkarnacja, w co wątpię, bo każdy byt jest niepowtarzalną indywidualnością, lecz jest to dysputa na zupełnie inny artykuł.). Na koniec godzi się przypomnieć "Braci Karamazow" gdzie Dostojewski zadaje retoryczne pytanie: "Dlaczego cierpią istoty bez winy? Dzieci i zwierzęta?" Właśnie, spytajmy najpierw sami siebie.

Remigiusz Kasprzycki

Leszkowi Kołakowskiemu*)

Tak jak bardzo cenię eseje Leszka Kołakowskiego w obszarze zagadnień filozoficznych, tak tym razem jestem nie tyle rozczarowany zaprezentowanym tekstem co zbulwersowany. Wkraczając w obszary wiedzy, na których zna się mało albo i wcale wypowiada osądy nie tylko w tonacji czarno-białej - co nie przystoi filozofowi - ale także wysoce nieugruntowane i niesprawiedliwe. Najbardziej rażąca wypowiedź dotyczy elektrowni atomowych: "Protesty wobec genetycznie zmodyfikowanej żywności są irracjonalne. Podobnie protesty przeciwko elektrowniom atomowym... Protestujący ignoranci..." Przykro to powiedzieć - ale nawiązując do stosowanego w eseju słownictwa - to już raczej Leszek Kołakowski prezentuje się jako ignorant w obszarze energetyki jądrowej.

Podchodząc do tego zagadnienia merytorycznie, można by rzec ostrożnie, że elektrownie atomowe mają tyle wad, ile zalet - zarówno zwolennicy jak i przeciwnicy mają swe racje; i w tym duchu winna toczyć się dysputa na ten temat. Jeśli jest czynnik, który istotnie działa na radykalizację protestujących, to właśnie tego typu wypowiedzi.

Ta wypowiedź powszechnie szanowanego filozofa może wprowadzić sporo osób w błąd - wielu czytelników, słuchaczy jego wykładów przyjmie za pewnik, że to, co mówi tak Wielka Postać musi być słuszne. Nie musi i nie jest.

Czy Gazeta pozwoli sobie na własny komentarz do tego wystąpienia?

Krzysztof Żółkiewski, Katowice

PS

Także w innych poruszanych zagadnieniach (jak globalizacja, czy rolnictwo, gdzie Leszek Kołakowski porusza się jak słoń w składzie porcelany) widać, że Mądrość, gdy nie idzie w parze z Wiedzą, może czynić Głupstwa.


*) L. Kołakowski "Niepokój wieku naszego", GW 2-3.2.2002.


 
Wydawnictwo "Zielone Brygady" [zb.eco.pl]
Fundacja Wspierania Inicjatyw Ekologicznych [fwie.eco.pl]