Strona główna   Spis treści 

ZB nr 15(141)/99, 16-31.10.99
POLEMIKI - OPINIE - KOMENTARZE

KOSOWO ITD.: WYJAŚNIENIA I PODSUMOWANIE

ZB - MIĘDZY LEWICĄ I PRAWICĄ,
MIĘDZY OSKARŻENIAMI O FASZYZM I O SEKCIARSTWO

Ma rację Jany Waluszko (ZB 13(139)/99, s.44) - faktycznie Roger Jackowski przysłał prośbę o dopisanie pod listem Piotra Glińskiego (ZB 5(131)/99, s.51), że on i Jany zgadzają się z treścią listu. Tak więc to co zrobiłem: dopisanie pod listem tylko ich nazwisk (na tej samej zasadzie co nazwiska osób z UW), bez wdawania się w łamańce językowe typu kto jak bardzo i może jeszcze dlaczego popiera, może wyglądać jak wspólne pisanie, choć przecież w liczbie pojedyńczej. Przepraszam za nieuwagę. Jednak nie sądzę, by to było tu aż tak ważne, by kogoś bulwersował sam fakt współautorstwa z Piotrkiem czy podpisanie się pod listem przedstawicieli oficjalnej partii (UW), bo przecież można i należy współpracować - w sprawach, które się uważa za słuszne - z każdym. W końcu: nie ma kompromisu w obronie Matki Ziemi1). Cóż jednak z tego czy się jest czy nie jest członkiem UW - ważniejsze jakim się jest człowiekiem. Bulwersuje natomiast poparcie Janego dla mniejszego zła2) co jest dla mnie wielkim obłędem często, dla zbiorowego odpowiedzialności Serbów3) za zbrodnie ich przywódców, przy czym sędziami i katami4) w jednej osobie są ci, których ręce też nie są czyste - widać wyraźnie, że mówienie o prawach Albańczyków to tylko pretekst5). Sorry, ale nie o taką alternatywę walczyłem (np. popieranie kosmopolu przeciw dżihadowi)2). I nie jest tak, jak mi Jany napisał i ponoć tłumaczy się pytany o sprawę, że wszystko przez to, że go naciskałem (!) na (szybkie?) podpisanie tego nieszczęsnego listu. Trzeba było zamykać ZB, więc jedynie prosiłem Rogera by szybko odpisał czy faktycznie podpisują się pod listem czy nie. Wcześniej Roger przysłał bowiem wstępną deklarację a miał jedynie zadecydować o formie podpisu (chyba: czy podpiszą się indywidualnie czy jako organizacja).

Swoją drogą to dziwne, że Maciej Kozakiewicz zamiast sam zebrać podpisy pod listem Piotra i przysłać komplet, rozesłał go z adnotacją, by podpisy słać do ZB. Cieszy mnie zaufanie, że nie "zgubię" żadnego "niewygodnego" mi podpisu (ale przez to uprościłem zapis poparcia Rogera i Janego robiąc im niechcący szkodę), jednak to dziwna praktyka, by kazać redakcji kompletować podpisy pod - było nie było jej krytykę - miast prosić o druk gotowego materiału. Może chodziło o zrobienie wrażenia ileż to ludzi popiera Piotra przeciw Olafowi, a NATO przeciw Miloszewiczowi? Ja jednak nie pracuję dla żadnego z nich, a dla SPRAWY, współpracując z każdym z kim się da. Ciekawe, że już w samym organie FE UW ("Zielona Alternatywa" 2, lato '99) list Piotra ukazał się ... bez dodatkowych podpisów, które tak pieczołowicie zbierałem nawet po zamknięciu ZB kiedy nadeszły kolejne poparcia: Radosław Gawlik, Ewa Jurewicz, Dorota Metera, Janusz Okrzesik, Ewa Sieniarska - ekolog. Profesjonaliści z ZB górą!

Gwoli ścisłości Maciek nadesłał potem jeszcze popierające bombardowania stanowisko całego FE UW. Na szczęście naloty ustały, więc druk kolejnego, kompromitującego słowo "ekologia", stanowiska okazał się zbędny. Jednak nie w ZA.

Co ciekawe, senator Janusz Okrzesik informuje w tejże ZA (por. też Swolkień Olaf, Prostowanie języka, ZB 11(137)/99, s.50), że ZB opublikowały apele o pomoc dla Serbów słowem nie wspominając, że - zgodnie z prawem prasowym a przede wszystkim z programową otwartością - opublikowały też, dla mnie osobiście niesmaczny, list Piotra Glińskiego o zgoła odmiennej wymowie. Ubolewa Janusz nad tym apelem o pomoc dla Serbów, jednak nie dodaje słówka humanitarną - bo przecież nie zbrojną, jak można by z kontekstu jego jeremiady wywnioskować. On, Piotr i Jany narzekają na brak wzmianek o cierpieniach Albańczyków i apeli o pomoc dla nich. Ale takie informacje i apele były (i są) publikowane WSZĘDZIE, natomiast apeli o pomoc dla Serbów i opisu ich licznych cierpiem jak na lekarstwo (zwłaszcza w okresie nalotów), stąd ZB zapełniły lukę nie dublując tego, co wszystkie mediami i tak powtarzają.

Interesujące PS dopisało sprawie życie ręką Henryka Pająka, który w swej książce Bandytyzm NATO (Wydawnictwo Retro, Lublin, 1999, 224 s.) na s.78 zauważa (i fragmentarycznie cytuje) opublikowany w ZB list Piotra ... Galińskiego (sic! A to nazwisko Krzysztofa, redatora "Maci parjadka", porwanego rok temu w Czeczenii!) i in. popierający bombardowania, ale przemilcza, że jest to list równocześnie potępiający antynatowskie stanowisko Olafa i in. (co widać jeśli przeczyta się pierwsze zdanie tego listu) wydrukowane we wcześniejszym numerze tychże ZB! Tym samym czytelnicy Bandytyzmu NATO mogą odnieść wrażanie, że jest to ... stanowisko samych ZB bądź pogląd ogółu obmierzłych ekologów, których Henryk Pająk kojarzy z Unią Wolności, nawet jeśli część osób podpisuje się pod listem jako RS@ czy FZ (co ciekawe, jednych podpisanych gani za rzekomą tytułomanię a innych wyśmiewa za brak tytułów czy zdrobnienia imion). To jest dopiero zaślepienie nienawiścią :-)

Ciekawe, że p. Pająk, tak skrupulatny w budowaniu całej teorii wokół - przyznaję -niezręcznego tłumaczenia podpisów Greenpeace'u pod ich zdjęciami z l. 1997 i 1999 (sowiecki miast rosyjski, pewnie z przyzwyczajania) w ZB 5(131)/99, s.22, 245) (por. też Piotr Bein, Sprostowanie od wiernego słowu tłumacza, ZB 12(138)/99, s.31) nie zauważył, że Piotr Gliński pisze o akcji NATO (...) w byłej Jugosławii. Jakiej byłej? Nowej! Chyba, że sojusznicza Słowenia, Chorwacja i Macedonia też są już na muszce stażników pokoju, demokracji, praw człowieka (Bośni nie wymieniam, bo - o czym wielu już pewnie zapomniało - w r. 1995 tamtejsi Serbowie oraz muzułmanie z Bihacza, którzy nie popierali proamerykańskiego rządu Izetbegowicza, byli celem ataku Zachodu)? Zresztą Piotr, pisząc o zawinionej przez Miloszewicza tragedii mieszkańców Kosowa i Serbii (chyba: Serbii właściwej), już dokonał kolejnego podziału tego kraju, przemilczając jednak Wojwodinę, która ma analogiczny jak Kosowo statut w ramach Republiki Serbskiej. Zapomina też o tragedii drugiej z republik, która pozostała w "nowej" Federacji Jugosławii - Czarnogórze. To takie małe "prostowanie języka", które Piotrowi w korekcie perswadowałem bezskutecznie. Pewnie, że ta nowa, mała, kadłubowa Jugosławia, bez Słowenii itd. to już nie to samo co kiedyś, ale komu to zawdzięczamy?

Henryk Pająk w ww. książce nazwę naszego dwutygodnika i wydawnictwa kojarzy nie z brygadami pracy, nawet nie z włoskimi Czerwonymi Brygadami a z ... międzynarodowymi brygadami interwencyjnymi (lewica walcząca w Hiszpanii przeciw Franko, którego p. Pająk jako prawicowiec lubi). Mam nadzieję, że p. Pająk doczyta art. Olafa o Piłsudskim jako ekologu (ZB 11(137)/99, s.38 i 14(140)/99, s.53 i zrozumie lepiej niż Jarek Hebel, który ujeżdżanie kasztanki usprawiedliwia wzmacnianiem rycerskego etosu w ZB 13(139)/99, s.49) i przypomni sobie pieśń My, Pierwsza Brygada.

Na koniec: p. Pająk może nie wiedzieć (ale nie Janusz Okrzesik - było nie było mój i ZB stary znajomy): w ZB publikują konkretni autorzy, proszę nie wmawiać wydawnictwu poglądów. Rzetelność dziennikarska i uczciwość by tego wymagała!

Andrzej Żwawa


1) Znów: nie ma kompromisu - także kompromisu wobec własnych sympatii i antypatii, zachcianek i fobii, stąd dziwi mnie oburzanie się pewnych osób na druk interpelacji pana Gadzinowskiego ws. autostrad (ZB 10(136)/99, s.10) - było nie było posła III RP, czyżby wybranego przez przypadkowe społeczeństwo?
2) Parafrazuję tu słowa Janego z pisma "NIErząd" # 157.
3) Dodatkowo zachodzi coś co nazywa się przekroczeniem obrony koniecznej: użycie - wbrew możliwościom technicznym - broni niehumanitarnej, nieprzebierającej w ofiarach, o długotrwałych skutkach, i to wobec cywilów, zamiast wobec polityków i wojskowych...
4) I to katami kiepskimi: liczba "pomyłek" i ogólna nieudolność NATO nieprzyzwoita wobec jego przewagi teczniczno-ekonomicznej, antyskuteczność "pomocy" czyli zwiększenie katastrofy humanitarnej kosowskich Albańczyków... Nie trzeba być słowianofilem, antyokcydentalistą, eurosceptykiem by to zauważyć.
5) Równie niezręczy podpis "Ocean Południowy" pod zdjęciem na s.24 też umknął nam uwadze.

początek strony

ALTERNATYWA W ZASIĘGU RĘKI!

W ZB 14(140)/99 Andrzej Delorme przypomniał napój zapomniany - kwas chlebowy. I chwała mu za to! Rzeczywiście jest on i pyszny i zdrowy. Do informacji p. Andrzeja chciałbym jednak dorzucić garść uściśleń i, rzekłbym, porad praktycznych.

rysunek

Kwas chlebowy nie został zapomniany, i to zarówno w Polsce, jak i za naszą wschodnią granicą. A dokładniej: z moich informacji wynika, że w kraju był on jeszcze obecny w handlu na początku lat 90-tych (informacja z Elbląga). Niestety nie udało mi się ustalić nazwy firmy, która go wytwarzała. Przypuszczam, że nawet obecnie mogą istnieć małe firmy, szczególnie we wschodniej i południowo-wschodniej Polsce, które kwas produkują. Na pewno jednak nie sprzedaje się już w Polsce kwasu z cystern ustawionych na ulicy, z których napełniałoby się szklanki, podobnie, jak miało to miejsce w przypadku dziś zapomnianych saturatorów. Na przeszkodzie stoją przepisy sanitarne. Jeśli więc natkniemy się gdzieś w sprzedaży na kwas, to raczej w butelkach. Jednak tradycja fermentowania rodzynek (bo z nich właśnie kwas powstaje) jeszcze obecnie żywa jest w wielu domach i niejednokrotnie słyszałem o osobach, które do dziś robią kwas na swoje własne potrzeby.

Co do sytuacji na wschodzie, to niestety nie dysponuję informacjami na temat Rosji, choć przypuszczam, że na prowincji kwas jest tam nadal popularny i dostępny w handlu. Kwasową potęgą na pewno jest Ukraina, gdzie kwas chlebowy nadal jest tradycyjnym napojem spożywanym w ogromnych ilościach. Oprócz kwasu w butelkach (niestety bardzo często w plastikowych, co fatalnie rzutuje na jego smak) w wielu miastach i miasteczkach Ukrainy nadal można spotkać charakterystyczne żółte beczkowozy z napisem "kwas", przy których co chwila przystają przechodnie, by dla ochłody i orzeźwienia wychylić kolejny stakańczyk. Nie raz miałem okazję przekonać się, że kwas sprzedawany z beczkowozów jest najwyższej jakości. Napój ten posiada naturalną, mętno-żółtawą barwę i niepowtarzalny, cierpko-kwaskowaty aromat, na wspomnienie którego mój sprzeciw wobec wszechobecnych świństw typu Fanty, Coli czy Pepsi osiąga apogeum.

Dlatego też postanowiłem dorzucić do informacji p. Andrzeja garść powyższych obserwacji, a przede wszystkim przepis na domową produkcję kwasu. Nie znam przepisu o. Grande, być może jest on, jak pisze p. Andrzej, kłopotliwy. Ponieważ jednak produkcja kwasu opiera się na jednej z powszechnie znanych fermentacji i od strony biochemicznej nie odbiega od procesu, dajmy na to, kwaśnienia mleka, twierdzę z całą mocą, że kwasem (własnej roboty) może opijać się każdy, bez względu na poziom (nie)umiejętności kuchennych.

Cóż więc jest nam do zrobienia kwasu potrzebne? Otóż zaledwie woda, mąka, garnek i rodzynki. Pierwszym etapem jest sfermentowanie mąki, w celu otrzymania szczepionki zakwasu żytniego (przy użyciu tego samego zakwasu można upiec chleb lub zrobić tradycyjną zupę - żurek). Konieczna do tego celu jest, jak wskazuje nazwa, mąka żytnia (pszenna fermentuje zbyt słabo). Polecam oczywiście razową; co do fermentowania mąki oczyszczanej nie będę się wypowiadał, bo nie próbowałem. Znakomitą żytnią mąkę razową można kupić w sklepach ze zdrową żywnością - często jest ona produkowana ze zbóż pochodzących z gospodarstw ekologicznych, posiadających atest "Ekolandu". Aby otrzymać zakwas, należy do średniego garnka wsypać pół kilo mąki, a następnie dodać tyle wody, by cała mąka została zwilżona. Wody nie powinno być jednak zbyt dużo. Wodę mieszamy z mąką na gęste ciasto i zostawiamy w przykrytym garnku w nieprzewiewnym miejscu o temperaturze pokojowej. Przez trzy kolejne dni dojrzewający zakwas trzeba lekko przemieszać z rana i z wieczora (uwaga, zakwas podczas fermentacji znacznie powiększa swoją objętość - może próbować "uciec" nam z garnka, dlatego garnek powinien mieć rezerwę miejsca). Po tym okresie zakwas jest gotowy. Posiada charakterystyczny, kwaskowato - mysi zapach i bąblowatą strukturę. Zakwas możemy przechowywać przez kilka tygodni w lodówce lub nawet wysuszyć go - nadal będzie posiadał swoje właściwości.

W momencie, kiedy mamy już gotowy zakwas, możemy rozglądnąć się za rodzynkami. Niestety rodzynki dostępne w sklepach są często zakonserwowane, barwione lub suszone z udziałem szkodliwych związków chemicznych. Dlatego warto wybrać rodzynki, które posiadają informację, że nie są siarkowane i zostały wysuszone na słońcu. Takie rodzynki są zazwyczaj bardzo tanie, wyglądają niezbyt efektownie, są matowe, małe, o niejednolitej barwie. Są za to znacznie zdrowsze od tych "ulepszanych".

Jeśli staliśmy się szczęśliwymi posiadaczami zakwasu żytniego, rodzynek, garnka i wody, możemy przystąpić do przygotowania kwasu chlebowego. Do garnka wrzucamy rodzynki, powiedzmy gdzieś tak jedną - dwie paczki (wybaczcie - proporcje nie są moją mocną stroną), następnie dodajemy kilka łyżek stołowych zakwasu żytniego i zalewamy wodą do pełna. Garnek przykrywamy i odstawiamy na ok. dwa dni. Kwas jest gotowy, kiedy na jego powierzchni pojawiają się liczne bąbelki, jak w wodzie sodowej, zaś barwa przypomina jasne piwo lub sok grejpfrutowy. Do picia nadaje się cały płyn, zaś na dole znajduje się zawiesina składająca się z resztek zakwasu i skórek rodzynek, które są całkowicie pozbawione smaku i w związku z tym jak dotąd nie znalazłem dla nich zastosowania innego niż przydomowe skompostowanie. Szybkość powstawania kwasu jest związana z temperaturą, dlatego też przy dużych upałach kwas może być gotowy znacznie wcześniej. Należy pilnować, by fermentacja nie posunęła się zbyt daleko, gdyż wtedy kwas będzie nieco zajeżdżać alkoholem. Na koniec dodam jeszcze, że kwas jest napojem typowo letnim, jednak jeśli ktoś się uprze, to napije się go nawet w styczniu. Ja jednak będę wtedy popijał gorący barszczyk, miło wspominając żółte beczkowozy na "zielonej Ukrainie".

Roger Jackowski
e-mail: roger@ole.most.org.pl




ZB nr 15(141)/99, 16-31.10.99

Początek strony